Do obywatelskiej kieszeni Kościół w Polsce sięga co najmniej dwukrotnie. Pieniądze na samą tylko wyznaniową indoktrynację w szkołach idą nie tylko ze skarbu państwa, ale też z konta samorządów. Twoje dziecko nie chodzi na religię? Nie szkodzi, bo i tak wszyscy – również bezdzietni niekatolicy – musimy zrzucać się na etaty katechetów. Po ile? Sprawdzisz na stronie cenareligii.pl.
Kwoty rocznie przeznaczane na obsługę Kościoła opiewają na miliardy. To dużo czy mało w skali całej Polski? Trudno powiedzieć, bo sumy wydają się astronomiczne, a jednak niespecjalnie przemawiają do zbiorowej wyobraźni.
– Co innego nieco bliższe nam miliony, które łatwiej przeliczyć na konkretne wydatki i które z lokalnych budżetów dodatkowo łożymy na pensje dla nauczycieli religii niezależnie od tego, czy chcemy na te zajęcia posyłać swoje dzieci albo czy w ogóle jesteśmy rodzicami – mówi nam Paweł Nijakowski, aktywista działający w wielkopolskim oddziale oddolnej inicjatywy Świecka Szkoła i zaniepokojony stanem polskiej edukacji rodzic.
czytaj także
To także jeden z pomysłodawców powstałej niedawno interaktywnej mapy Polski, na której każdy obywatel może sprawdzić niemałe koszty, jakie miasta, gminy i powiaty poniosły w roku szkolnym 2019/2020 za organizację lekcji z katechetami.
Kula śniegowa i płachta na byka
– Na nieobowiązkowy przedmiot, jakim, przypominam, jest katecheza, Poznań wydaje rocznie wartość kilkudziesięciu mieszkań. Gdy natomiast trzeba zorganizować dzieciom dodatkowy angielski albo kółko zainteresowań, samorząd rozkłada ręce, mówiąc, że pieniędzy nie ma – stwierdza nie bez żalu nasz rozmówca, który z wnioskiem o udostępnienie danych na ten temat zwrócił się w pierwszej kolejności do urzędów gmin i powiatów w swoim regionie.
Nijakowski zainspirował się działalnością gdańszczanina Piotra Pawłowskiego, prezesa Fundacji na Rzecz Humanizmu Racjonalizmu i Świeckości „Omnium”, który sprawdził wynagrodzenia katechetów na Pomorzu. Mieszkaniec Trójmiasta z kolei zaczerpnął ten pomysł od prawnika ze Szczecina, gdzie – jak się okazało – na szkolną religię wydano ponad 15 mln zł.
Interaktywna mapa kosztów zatrudnienia katechetów z podziałem na gminy jest już gotowa. Tutaj…
Posted by Paweł Nijakowski on Thursday, September 2, 2021
– Od kilku lat zajmuję się aktywizmem związanym z walką o świeckość edukacji i innych obszarów życia publicznego, więc długo nie zastanawiałem się nad tym, czy sprawę samorządowego sponsorowania zarobków katechetów należy nagłaśniać – stwierdza Pawłowski. Przekonuje przy tym, że upowszechnienie tych danych zadziałało na lokalne społeczności jak płachta na byka i spowodowało efekt kuli śniegowej.
Jednych oburzająco wysokie sumy skłoniły do wypisywania dzieci z religii, inni – poruszeni sytuacją w tych regionach – zaczęli szukać informacji o swoich okolicach. Początkowo zdobyte informacje udostępniano na lokalnych grupach w mediach społecznościowych. Później dołączały do nich miejskie lub regionalne gazety i portale, a wraz z dziennikarzami szli kolejni zwolennicy laicyzacji.
Sieć rozrosła się na tyle szybko, że wkrótce pytania o zarobki katechetów usłyszała cała Polska.
czytaj także
Niektórzy milczą
Twórcom strony cenareligii.pl udało się otrzymać odpowiedzi od ponad 80 proc. samorządów gminnych i prawie 60 proc. powiatowych. Spośród tych pierwszych 19, a drugich blisko 50 – nie chciało podzielić się statystykami. Wśród nich był na przykład dwukrotnie proszony ujawnienie danych Rzeszów.
Jak najczęściej się usprawiedliwiano? Największa część urzędników utrzymywała, że takich danych nie posiada, mimo że w innych regionach z ich zgromadzeniem nie było żadnych problemów.
Piotr Pawłowski: – Nie przekonuje nas ta wymówka, biorąc pod uwagę nie tylko sytuację z pozostałych miejsc, ale i fakt, że w wielu przypadkach wręcz próbowano zniechęcić nas do zadawania pytań. Niektóre nieskore do współpracy samorządy odsyłały nas bezpośrednio do szkół, inne tłumaczyły swoją odmowę uznaniem informacji, o które wnioskowaliśmy, za przetworzone. Wymagano więc od nas wykazania, że ich pozyskanie służy „szczególnie istotnemu interesowi społecznemu”.
Prezes „Omnium” postanowił zaskarżyć decyzję jednej z pomorskich gmin. Jeśli aktywistom uda się uzyskać szersze wsparcie prawne, będą to robić w pozostałych.
– Nie jesteśmy sformalizowaną organizacją, za którą stoi rzesza adwokatów. Dlatego nie zareagowaliśmy na wszystkie odmowy. Pod kątem prawnym, powołując się na prawo dostępu do informacji publicznej, jestem jednak przekonany, że mamy rację. Liczę więc na to, że z czasem uzupełnimy wszystkie luki na naszej mapie – twierdzi nasz rozmówca.
Cel całego przedsięwzięcia jest jasny – zwiększyć społeczną świadomość i doprowadzić do usunięcia religii ze szkół, choć to nie pierwsza taka próba. Świecka Szkoła już w 2015 roku zebrała 150 tys. podpisów pod obywatelskim projektem ustawy zakazującej publicznego finansowania religii w szkołach. Wtedy przepisów nie udało się zmienić. Być może do większej mobilizacji Polek i Polaków przemówią opublikowane teraz konkretne liczby.
czytaj także
– To się już dzieje. Mamy setki dowodów społecznej niezgody na wydatkowanie gminnych i powiatowych pieniędzy. Wiele osób nie zdawało sobie dotychczas sprawy, że katecheza nie jest darmowa, że dokładamy się do niej wszyscy i że kosztuje ona aż tyle – zauważa Paweł Nijakowski.
Katecheta uczy WOS-u
Czego jeszcze można się dowiedzieć z mapy?
Nie tylko tego, że subwencja rządowa nie wystarcza, żeby pokryć koszty lekcji religii, ale że na przykład w małopolskim Uściu Gorlickim pokrycie wydatków na ten cel kosztuje każdego mieszkańca ponad 80 zł. W województwie mazowieckim z kolei liczba katechetów przewyższa grupę osób uczących historii, biologii i fizyki.
Największe wydatki spoczywają na gminach wiejskich, czyli tych najmniejszych, bo tam liczba uczniów jest niewielka, w związku z czym koszt utrzymania nauczyciela religii może wynieść nawet 1000 zł na ucznia. Rekordzistką jest gmina wiejska Braniewo, gdzie na jedno dziecko przypada 1026 zł.
A ile może kosztować rocznie brutto etat katechety? W jednej z podelbląskich gmin ponad 80 tys. zł.
– Sporo osób oskarżało nas wręcz o manipulację danymi, nie dowierzając tym kwotom. Ale takie informacje dostaliśmy od samorządów – mówi Piotr Pawłowski. Od drugiego z naszych rozmówców usłyszeliśmy natomiast, że religia bywa szczególnie kosztowna dla wschodniej ściany Polski. Prawdopodobnie powodem jest tu wielowyznaniowość, która wymaga zatrudnienia kilku prowadzących zajęcia.
Zbieranie danych ujawniło też inne problemy. W niektórych szkołach katecheci z powodu braków kadrowych lub absencji nauczycieli innych specjalizacji prowadzą WOS, język polski czy matematykę. Istnieją placówki, w których szkolna i samorządowa biurokracja faworyzują nauczycieli religii, układając im lekcje w taki sposób, by mieli jak najmniej „okienek”. Wszyscy o tym wiedzą, ale rzadko kto nie boi się zaprotestować.
– Obecnie zdarza się tak, że katecheta ma zajęcia ciągiem codziennie od 8 do 14 i jeden dzień w tygodniu cały wolny, podczas gdy matematyk czy anglistka dostają dziurawe plany zajęć. Być może teraz tabu zostanie wreszcie złamane, a rodzice odważą się zaprotestować – dopowiada Paweł Nijakowski i dodaje:
– Presję na samych uczniów, by bezwzględnie chodzili na religię, wywiera też umieszczanie religii w środku dnia i braki kadrowe w obrębie nauczania etyki. Mimo że w niektórych regionach praktykujących katolików jest garstka, to i tak ich dzieci „muszą” uczestniczyć w katechezie. Dyrekcje szkół nie mogą bowiem pozwolić na to, by spędzały te 45 minut bez opieki.
Wypisanie się z religii nie zawsze jest więc możliwe, często spotyka się z ostracyzmem otoczenia, a także z utrudnieniami czy nawet nadużyciami prawnymi. – Jasne, można dziecka na te lekcje nie wysłać, ale trzeba też pamiętać, że to nie zmniejszy wydatków na ten cel. Dopóki z katechezy nie zrezygnuje znacząca większość klasy [do prowadzenia jej potrzeba minimum siedmiu uczniów – przyp. red.], dopóty samorządy i państwo będą wydawać na nią nasze pieniądze – mówi aktywista z Wielkopolski.
Czas na świecką Polskę
Jednocześnie wskazuje, że pod wpływem publikacji mapy rodzice i niektóre szkoły uzmysławiają sobie, że mogą działać, np. wysłać do biskupa prośbę o zmniejszenie liczby godzin. Powody bywają różne. Tam gdzie katecheta pracuje na dwa etaty, w tym drugi w ramach nadgodzin za kosmiczne pieniądze, można wskazać na aspekt finansowy albo na problemy w spięciu planu lekcji. – Trzeba szukać luk – dodaje Nijakowski.
Z nadzieją nasi rozmówcy spoglądają też na malejącą z roku na rok liczbę dzieci i nastolatków zapisanych na religię. Z tym jednak – jak niedawno pisaliśmy na naszych łamach – chce walczyć minister Przemysław Czarnek. Jak? Wprowadzając obowiązek uczęszczania na religię bądź etykę nauczaną przez pedagogów kształconych w większości przez katolickie uczelnie. Z tym planem polityk PiS-u chce ruszyć za dwa lata.
czytaj także
– Ale wtedy są wybory, więc może Zjednoczona Prawica przestanie rządzić. Zresztą, nawet jeśli wygra wybory, nie sądzę, by pomysł ministra Czarnka przeszedł, bo jest całkowicie niezgodny z konstytucyjnym prawem wolności wyznania. Nie można kogoś zmusić do praktyk religijnych lub w zamian za to do chodzenia na etykę – twierdzi Paweł Nijakowski.
Kto wie jednak, czy przymus nie podziała na dzieci i młodzież odwrotnie, niż chce tego szef resortu edukacji. W końcu dominacja religii w życiu publicznym i kult Jana Pawła II już dawno zaczęły, zwłaszcza młodym Polakom, odbijać się czkawką.
– Obawiam się jednak, że w głowach wielu dzieciaków oprócz niechęci do religii zostanie przeświadczenie, że Kościół jest wszechpotężną siłą, której oficjalnie sprzeciwić się nie można. W życiu dorosłym będą więc podchodzić do niego z ostrożnością, a nawet uległością, tak jak dzieje się to w Polsce dziś – kwituje nasz rozmówca z Poznania.
W. została sądownie zmuszona do uczestnictwa w nieobowiązkowych praktykach religijnych
czytaj także
Piotr Pawłowski z kolei liczy na to, że Świecka Szkoła się sformalizuje, rozrośnie i skoordynuje, dzięki czemu za zaogniającą się dyskusją o rozdziale państwa od Kościoła pójdą wreszcie czyny:
– Wiadomo, że nie możemy liczyć na pomoc państwa i samorządów, bo sekularyzacja nie cieszy się popularnością wśród decydentów. Jestem jednak przekonany, że coraz więcej Polek i Polaków bardziej niż we wszechwładzę Kościoła zaczyna wierzyć w to, że potrzebujemy świeckich instytucji. I w końcu będziemy je mieć.