Rzeczniczka ZNP o projekcie zmian w Karcie Nauczyciela oraz o protestach nauczycielskich.
Piotr Kozak: ZNP otrzymał od Ministerstwa Edukacji Narodowej do zaopiniowania projekt zmian w Karcie Nauczycieli. Jakie jest stanowisko ZNP w sprawie propozycji Ministerstwa?
Magdalena Kaszulanis: Wciąż opiniujemy projekt zmian w Karcie. Zależy nam na tym, żeby jak najwięcej osób wypowiedziało się w tej kwestii. Zasadniczo widzimy jednak kilka niebezpieczeństw w tym projekcie. Po pierwsze, niebezpieczeństwo płacowe, ponieważ średnie wynagrodzenia zastępowane są wskaźnikami kalkulacyjnymi, czyli ogólnie rzecz ujmując, gmina będzie miała teraz pulę pieniędzy do wydania na pensje nauczycieli i nie będzie zobowiązana do tego, by tak jak dotychczas, osiągać średnie wynagrodzenia na poszczególnych stopniach awansu zawodowego.
Po drugie, kwestia urlopów zdrowotnych, których czas w projekcie ulega skróceniu. Pojawiła się bowiem propozycja, by urlop dla podratowania zdrowia mógł być przyznawany dopiero po dwudziestu latach i to jest naszym zdaniem rozwiązanie nie do zaakceptowania. W przypadku chorób narządów głosu, czyli najczęstszego schorzenia nauczycieli, to mowa o jakiejkolwiek profilaktyce po dwudziestu latach jest nieporozumieniem. Taki urlop powinien być według nas dostępny po kilkunastu latach. Wciąż trwa dyskusja wśród lekarzy medycyny pracy, dokładnie po ilu, po 12, 13 czy po 15.
Największe niebezpieczeństwo wiąże się jednak z komisjami dyscyplinarnymi i powoływaniem ich przy organie prowadzącym oświatę, to jest przy burmistrzach i prezydentach miast. Naszym zdaniem to całkowity zamach na autonomię nauczyciela, ponieważ organ prowadzący będzie sędzią we własnej sprawie i może wykorzystywać wspomniane komisje jako narzędzie do zastraszania nauczycieli, do uciszania ich lub do walki z niepokornymi pracownikami.
Jakie rozwiązania chcecie renegocjonować, a jakie odrzucacie całkowicie?
Część propozycji odrzucamy całkowicie, jak komisje dyscyplinarne przy organie prowadzącym. Niestety, nasze doświadczenia z niektórymi samorządowcami, np. z Dąbek i Leśniowic, pokazują, że wójt jest panem na zagrodzie. We wspomnianych gminach nagminnie łamane jest prawo, wójt gminy Darłowo odwołuje i powołuje dyrektorów. Na początku roku szkolnego w szkole w Dąbkach w klasach brakowało krzeseł, a książki z biblioteki leżały na podłodze. Do tego co chwila pojawiali się nowi p.o. dyrektora, a szkołą zarządzał w praktyce kierownik administracyjny. Ten sam wójt przekazał szkołę stowarzyszeniu w 2008 roku w oparciu o ustawę o wolontariacie, kiedy jeszcze nie było możliwości prawnej przekazywania publicznych szkół stowarzyszeniom. W tej sytuacji umożliwienie samorządom karania i dyscyplinowania nauczycieli jest bardzo groźne. Co więcej, groźba takiej sankcji może ograniczyć zaangażowanie obywatelskie oraz związkowe nauczycieli. Pracownicy mogą bać się podejmować takie działania.
Projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty zakłada również, że samorządy uzyskają możliwość przekazywania wykonywania zadań oświatowych związkom komunalnym, to jest związkom gmin i powiatów tworzonych w celu wspólnego wykonywania zadań publicznych.
Wysłaliśmy już w tej sprawie dziesiątki pism i interweniowaliśmy u wszystkich łącznie z premierem, rzecznikiem praw obywatelskich, wojewodami i prokuraturą. Ostatnia decyzja MEN idzie w tym kierunku, że jest to obchodzenie prawa oświatowego i nie można tworzyć takich spółek po to tylko, żeby przekazać im do prowadzenia szkoły. Byłby to skandal, gdybyśmy mogli przekazywać szkoły spółkom, które do tej pory zajmowały się wywozem śmieci albo gospodarką komunalną.
Wydaje się, że są to kolejne propozycje, które mają na celu oddolną prywatyzację oświaty.
W projekcie zmian w ustawie o systemie oświaty, nad którym pracuje teraz MEN, widnieje również zapis, który dotyczy przekazywania innych instytucji niż szkoły, to jest placówek oświatowo-wychowawczych, CKU, CKP, ośrodków dokształcania i doskonalenia zawodowego, placówek artystycznych (ogniska artystyczne), poradni psychologiczno-pedagogicznych, MOW, MOS, SOSW, specjalnych ośrodków wychowawczych dla dzieci i młodzieży wymagających stosowania specjalnej organizacji nauki, metod pracy i wychowania, ośrodków rewalidacyjno-wychowawczych, burs i internatów, bibliotek pedagogicznych, fundacjom oraz stowarzyszeniom. Jeżeli ta nowelizacja ustawy wejdzie w życie, samorząd będą mogły przekazywać wspomniane placówki tzw. innym podmiotom bez względu na liczbę uczniów i wychowanków. Do tej pory samorządy mogły przekazywać fundacjom i stowarzyszeniom jedynie szkoły liczące do 70 uczniów. W przypadku instytucji inne niż szkoły tych ograniczeń nie ma i nie będzie. Naszym zdaniem jest to zły kierunek, który polega na wyzbywaniu się odpowiedzialności za edukację.
Jakie działania zamierza podjąć ZNP? W połowie września prezes Sławomir Broniarz wystosował list, w którym nawoływał do powrotu do rozmów w komisji trójstronnej do spraw dialogu społecznego.
Ten list został bardzo różnie zrozumiany. ZNP brał udział w protestach 14 września. Protestowaliśmy pod hasłem sprzeciwu wobec złej polityki edukacyjnej państwa. Wspomniany list stanowił inną propozycję tego, co powinno stać się symbolicznego 15 września, czyli zastanowienia się, jakie są pomysły na to, aby ta manifestacja trzech central, która była ewidentnym sukcesem, przyniosła odpowiednie rezultaty. Chcieliśmy sukces tych manifestacji przekuć w konkretne efekty, na przykład w decyzje dotyczące oskładkowania umów śmieciowych. Jak wynika z naszego doświadczenia, jest czas na działania manifestacyjne i działania robocze. Według nas taki czas na te ostatnie właśnie nastąpił.
Jeżeli dobrze rozumiem intencję prezesa ZNP, to apel o powrót do rozmów jest związany z apelem o zmianę warunków prowadzenia tych rozmów.
Chociaż nie twierdzimy, że rozmowy w komisji trójstronnej należy prowadzić w obecnej formule, to wciąż uważamy, że takie forum jest jedyną dostępną przestrzenią do dialogu. Innego pomysłu na współpracę między związkami, pracodawcami a rządem na razie nie ma. Jeżeli obrady komisji trójstronnej mają mieć sens, to jej gospodarzami powinna być jednak również strona związkowa, a jeżeli tak, to powinniśmy mieć możliwość dyskusji na równych warunkach oraz forsować propozycje pracownicze.
Myślisz, że nauczyciele w Polsce mają powody, aby protestować?
To pytanie powinien postawić sobie każdy nauczyciel, każda nauczycielka. Jest to trudny czas – zwolnienia, w perspektywie kolejne zmiany, niż demograficzny i wyludniające się klasy. Mamy projekt nowelizacji Karty Nauczyciela. Na szczęście nie znalazł się w nim pomysł podniesienia pensum, ale są inne propozycje, które powinniśmy jako środowisko wspólnie przedyskutować. Czy kolejny dzienniczek do wypełnienia nie przechyli czary belferskiej goryczy? Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Przede wszystkim zmiana statusu komisji dyscyplinarnych może wpłynąć na pogorszenie pozycji zawodowej oraz autonomii nauczycieli. Obecnie mamy moment, w którym w pokojach nauczycielskich powinna rozpocząć się dyskusja, czy jest to taka zmiana, za którą jesteśmy gotowi walczyć i podejmować akcje protestacyjne.
Prócz zmian w Karcie dochodzi kwestia zwolnień nauczycieli i likwidacji szkół.
Wrzesień czy październik ze względu na swoją specyfikę nie są dobrymi miesiącami do rozpoczynania manifestacji, bo nauczycielom trudno w tym czasie rozstać się ze swoją misją i organizować protest. Początek nowego roku kalendarzowego, a nie szkolnego, wydaje się organizacyjnie odpowiedniejszy, również ze względu na pojawiające się wówczas projekty uchwał ws. likwidacji szkół i związane z tym zwolnienia pracowników.
Dwa poprzednie lata były prawdziwym ciosem dla nauczycieli. W wielu gminach wielu bardzo dobrych nauczycieli miało ogromne problemy i nie mam tu na myśli tylko zwolnień, choć utrata pracy przez ok. 7 tysięcy nauczycieli jest niechlubnym rekordem Polski.
Nie zapominajmy, że na szeroką skalę ograniczano także nauczycielskie etaty, np. o 1/5 czy 1/4 etatu. To jest bardzo odczuwalne w portfelu, szczególnie w przypadku małżeństw nauczycielskich, które mają kredyty do spłacenia. Czy teraz jest odpowiedni moment na strajk? Mogę się tu powołać na Karola Modzelewskiego, który w ostatnim z wywiadów stwierdził, że żeby doszło do zmiany, musi być najpierw odpowiedni stan emocji, sprzeciwu czy wkurzenia. Jeżeli pojawi się odpowiedni poziom niezadowolenia, to czas na protesty zawsze będzie dobry.
Jeżeli nie strajki, to co?
Na ulice zawsze można wyjść. Jeżeli poziom niezadowolenia w pokojach nauczycielskich będzie sięgał zenitu, to ogólnopolską manifestację nauczycielską można zorganizować w każdej chwili. Myślę, że siłą nauczycieli jest również ich autorytet i moc oddziaływania, którą mają w lokalnych społecznościach. Z naszych doświadczeń wynika, że tam, gdzie nauczyciele potrafią się zjednoczyć – i nie chodzi mi tylko o to, żeby działać w związkach zawodowych, ale w ogóle w grupie, z której nikt się nie wyłamuje – jeżeli idą razem i są w stanie przekonać innych mieszkańców, że nie chodzi tylko o ich interesy zawodowe i materialne, ale o przyszłość uczniów i uczennic, są spore szanse, by sytuacja nauczycieli i uczniów się nie pogorszyła. Innymi słowy trzy rady: nauczyciele muszą się wkurzać, jednoczyć i współdziałać z rodzicami.
Magdalena Kaszulanis – rzeczniczka Związku Nauczycielstwa Polskiego, dziennikarka „Głosu Nauczycielskiego”.