Zmarł jeden z najwybitniejszych polskich socjologów.
Malutka książeczka nieprzypadkowo leży na mojej półce między Kłoskowską (o Machiavellim), Engelsem i Kowalikiem, w pobliżu Abramowskiego: Jerzy Szacki, Utopie, popularna seria wydawnictwa Iskry, rok wydania 1968, nakład 3 tysiące egzemplarzy. Już nie pamiętam, skąd wykopana, towarzyszyła mi przez lata wymyślania wykładu o demokracji w Europie, ośmieliła do zestawienia na liście lektur Państwa Platona i Opowieści podręcznej Margaret Atwood. Przedwczoraj, w czarnostrajkowy poniedziałek, wspominałam tę niepozorną książkę, niezbyt znaną w środowisku naukowym, w kontekście naszej dyskusji o równości płci u Platona i współczesnych utopiach. Teraz zaś wspominamy zmarłego autora…
Utopie to skondensowana na 219 stronach kieszonkowego formatu opowieść o utopiach jako metodzie i wyrazie refleksji o społeczeństwie i państwie. To appendix do pomnikowej i dziś już trochę przestarzałej Historii myśli socjologicznej. Do podręcznika historii myśli wielu dopisało nowsze, bardziej odkrywcze postscripta, i napisali swoje własne podręczniki. Utopie wciąż pozostają ziemią przez socjologów mało rozpoznaną, na liście lektur (po Szackim) dopisałam jedynie Lema Fantastykę i futurologię oraz Utopistykę Wallersteina. Ale jedynie jako lektury uzupełniające jego wprowadzenie do świata utopii.
Jerzy Szacki pokazuje, jak utopie przekształcają się z opowieści o odległych cudownych wyspach, na które niestety nie wiodą żadne zaznaczone na morskich mapach szlaki, w recepty zaopatrzone w instrukcje obsługi. Pokazuje, jak niepoważne na oko, nienaukowe, literackie światy Robinsona Crusoe czy Mikołaja Doświadczyńskiego rozwijają się obok klasycznej historii myśli społecznej i politycznej (Machiavelli), wyprzedzając ją niekiedy o epoki i zyskując zwolenników i naśladowców jedynie w niektórych okresach historycznych. Być może rok ’68 był takim historycznym momentem, w którym zwrot ku utopiom był ucieczką historyka myśli społecznej?
A może to właśnie wtedy ważne było wskazanie na utopie jako źródło nadziei na lepszą przyszłość i źródło recept dla współczesnych polityk?
Szacki nie zajmował się szczególnie ideą równości płci w Państwie ani Platońską koncepcją Androgyne. Wskazał jednak drogę tym z nas, którzy tym się zajmują dziś, zarówno teoretycznie, jak i praktycznie. Dzięki znajomości jego podręcznika historii myśli społecznej zaliczyłam kolejny krok w procesie stawania się socjolożką, dzięki Utopiom co semestr (akurat dziś) opowiadam kolejnym pokoleniom studentek i studentów najpierw o Platonie, potem o fourierystach i saintsimonistach, o Florze Tristan, nieznajdującej w XIX-wiecznych praktykach wspólnotowych równości płci, o Helenie Modrzejewskiej uwiedzionej równościową utopią i o teoretyczkach wolnej miłości, przechodzę płynnie do tego, co się stało z tym spadkiem w wieku XX (hipisi i kibuce), by zatrzymać się na dystopiach Margaret Atwood. Albo opowiadam nie o równości płci, tylko o dwóch metodologiach analizy społeczno-politycznej, arystotelejskiej i platońskiej, i znów docieram do marginalnej dla większości tego rodzaju analiz literatury zwanej piękną.
Gdyby uczennica próbowała teraz zrecenzować dzieło mistrza, pisząc jak jest ono pionierskie, erudycyjne czy jakieś tam jeszcze, byłoby to horrendum nielicujące z powagą wydarzenia, jakim jest jego odejście. Mam nadzieję, że do roztrząsania naukowych zalet (a nawet wad) Utopii kiedyś jeszcze wrócimy.
**Dziennik Opinii nr 300/2016 (1500)