Każdego roku znika w Polsce co najmniej kilkadziesiąt niezależnych księgarń. Czy zakaz udzielania rabatów na nowo wydane książki pomoże wyhamować ten proces? I czy nie spowoduje, że będziemy czytać jeszcze mniej? Sprawdził i wyjaśnia Piotr Wójcik.
Rynek książki jest jednym z najbardziej dotkniętych ekspansją wielkich sieci detalicznych oraz przenoszeniem się sprzedaży do internetu. Konsumenci z największych miast oraz młodzi i mobilni zyskują, gdyż otrzymują w ten sposób łatwy dostęp do książek w niskich cenach. Równocześnie znikają niezależne księgarnie, zlokalizowane często w mniejszych miastach, które nie mogą konkurować cenowo z największymi sieciami oraz sklepami on-line. To ogranicza dostęp do książek grupom wykluczonym – między innymi osobom starszym lub mniej wykształconym z niewielkich gmin. Powstał więc projekt wprowadzenia jednakowej ceny książki, który miałby nieco uporządkować nasz rynek czytelniczy.
Kto jest autorem projektu ustawy?
Projekt został stworzony przez Polską Izbę książki, czyli organizację zrzeszającą wydawców i księgarzy. Obecnie jej prezeską jest Sonia Draga, właścicielka jednego z większych wydawnictw w Polsce. Sonia Draga jest też jedną z czołowych twarzy firmujących ten pomysł.
Sam pomysł nie jest nowy – po raz pierwszy był szeroko omawiany w Polsce już w 2007 roku. Podczas ostatniej kadencji rządów PO-PSL projekt ustawy, również firmowany przez Polską Izbę Książki, trafił nawet do komisji sejmowej, jednak koniec kadencji przeszkodził w jego sfinalizowaniu. Projekt w nieco zmienionej formie powrócił w 2017 roku, trafił do ministra kultury Piotra Glińskiego, znów jednak skończyło się jedynie na konsultacjach. Mówimy więc o co najmniej trzeciej wersji projektu jednakowej ceny książki w Polsce.
czytaj także
Przeforsowanie projektu jest wysoce niepewne, gdyż dzieli on branżę wydawniczą. Pod koniec kwietnia opublikowano list otwarty przeciwko jednakowej cenie książki, który podpisało 66 osób z branży, a w następnych dniach kilkadziesiąt kolejnych. Są wśród nich oczywiście przedstawiciele wszystkich czołowych sklepów internetowych, co nie dziwi, bo to one mogłyby na nim stracić w pierwszej kolejności. List podpisali jednak także reprezentanci dużych wydawnictw – między innymi Prószyńskiego i Wydawnictwa Poznańskiego.
Czym dokładnie jest jednakowa cena książki?
Wprowadzenie tego rozwiązania nie oznacza, że wszystkie książki będą musiały kosztować tyle samo. Nadal ceny książek będą mogły być różne. Konkretny tytuł wszyscy sprzedawcy będą jednak musieli oferować w tej samej cenie.
Podmiot wprowadzający książkę do obrotu, czyli wydawca lub importer, będzie musiał ustalić jednakową cenę danej książki przed wprowadzeniem jej na rynek. A także umieścić tę cenę trwale na książce, czyli najpewniej okładce, oraz wskazać miejsce i rok wydania – co robi się zwykle już teraz. Tej ceny będzie się musiał jednak trzymać końcowy sprzedawca.
Czy po wprowadzeniu jednakowej ceny znikną wszystkie rabaty na książki?
Nie znikną. Projekt o jednakowej cenie książki zakłada, że egzemplarze będą musiały być sprzedawane w tej samej cenie w okresie przedsprzedaży i przez 12 miesięcy od wprowadzenia tytułu na rynek. Przepis będzie więc obejmować jedynie nowości, które w obecnej ofercie księgarń stanowią zwykle nie więcej niż jedną piątą oferty. Tak więc większość oferowanych książek nadal będzie można sprzedawać w cenie niższej niż okładkowa.
Co więcej, sprzedawca będzie mógł udzielać rabatów także na książki wydane w ostatnich 12 miesiącach, jednak nie będą mogły one przekraczać 5 proc. ceny okładkowej. Sprzedawcy będą mogli również udzielać rabatów do 20 proc. jednakowej ceny książki, jeśli nabywcą końcowym będą instytucje kultury, uczelnie, placówki oświatowe i instytuty badawcze.
Czy jednakowa cena książki będzie obejmować wszystkie tytuły wprowadzane na rynek?
Autorzy projektu przewidzieli kilka wyjątków. Jednakowa cena książki nie będzie obejmować tytułów wydanych w nakładzie poniżej 100 egzemplarzy, wydań bibliofilskich o przeznaczeniu kolekcjonerskim, których nakład nie przekracza 500 egzemplarzy, a także wydań artystycznych, które przygotowano z wykorzystaniem metod rękodzielniczych.
Poza tym jednakowa cena książki nie będzie obejmować wydań elektronicznych, a tym bardziej tych, które są udostępniane w usługach streamingowych. Tak więc e-booki oraz audiobooki nie będą objęte tą ustawą. Regulować miałaby ona jedynie cenę tradycyjnych książek papierowych. Z ustawy wyłączone też będą podręczniki oraz materiały edukacyjne i ćwiczeniowe.
czytaj także
Czy wydawca będzie mógł zmienić cenę po wprowadzeniu książki na rynek?
Tak, po sześciu miesiącach będzie mógł zmienić jednakową cenę książki, jeśli uzna, że obecna jest z jakiegoś powodu niekorzystna – na przykład zbyt wysoka, przez co cierpi jej sprzedaż. Wtedy jednak będzie musiał wycofać z obrotu cały nakład wydany w starej cenie i wypuścić nowy.
Poza tym wydawcy będą mogli też różnicować cenę jednego tytułu w zależności od standardu wydania. Tak więc książki w miękkiej okładce będą mogły mieć niższą cenę niż te w twardej.
Czy sprzedawcy będą mogli stosować rabaty podczas targów książek?
Tak. Według projektu ustawy podczas targów trwających nie dłużej niż cztery dni, na których wystawia się co najmniej 10 sprzedawców końcowych, nowości będzie można oferować w cenach niższych od ceny okładkowej – jednak podczas targów rabat nadal nie będzie mógł przekraczać 15 proc.
Jaki jest cel ujednolicenia ceny nowości wydawniczych?
Główną ideą przyświecającą twórcom projektu ustawy jest ochrona niezależnych księgarń, szczególnie tych w mniejszych miastach i generalnie na prowincji. Nie są one w stanie konkurować z dużymi sieciami detalicznymi, których przewaga kapitałowa pozwala oferować rabaty sięgające nawet 40–45 proc. (a zwykle ok. 20 proc.). Brak niezależnych księgarń na prowincji negatywnie wpływa na czytelnictwo. Według najnowszego raportu Biblioteki Narodowej na wsi oraz w miastach poniżej 20 tys. mieszkańców jedynie co pięćdziesiąty pytany przeczytał 12–23 książek w 2020 roku. W największych miastach więcej niż 12 książek przeczytał co dziesiąty mieszkaniec.
Jaka jest sytuacja niezależnych księgarń w Polsce?
Raczej zła. Według danych Ogólnopolskiej Bazy Księgarń liczba placówek należących do niezależnych sprzedawców spadła o blisko setkę, z 1891 do 1796, od marca ubiegłego roku do marca roku bieżącego. Na koniec 2019 roku ich liczba wynosiła 1908. Z każdym miesiącem zamykane są więc kolejne.
W Polsce na 10 tys. mieszkańców przypada 0,45 księgarni. W Niemczech i Francji ich liczba jest proporcjonalnie o przeszło połowę wyższa (ok. 0,75).
Według raportu Nielsen BookScan Polska w ubiegłym roku sprzedano w Polsce 100 milionów egzemplarzy książek. Tradycyjne księgarnie, sprzedające tylko w trybie stacjonarnym, (szacowane na kilkaset placówek) sprzedały 3 miliony egzemplarzy książek. Kolejne kilkaset niezależnych księgarń, które oferują książki także w sieci (również na Allegro), sprzedało w sumie 6 milionów egzemplarzy (w tym 5 milionów stacjonarnie).
Tak więc niezależne księgarnie odpowiadają jedynie za 9 proc. rynku książek, chociaż ich udział w ogólnej liczbie placówek wynosi aż 62 proc. Nic więc dziwnego, że z każdym rokiem znika przynajmniej kilkadziesiąt z nich.
Kto dominuje na polskim rynku książki?
Sprzedaż detaliczna książek w Polsce staje się coraz bardziej zoligopolizowana. Sam Empik odpowiada za niecałą jedną czwartą sprzedaży książek w Polsce – mowa dokładnie o 23 milionach sprzedanych egzemplarzy. Niecałą jedną piątą (19 milionów egzemplarzy) rynku przejęło Allegro, przy czym trzeba pamiętać, że wystawia się na nim także wielu niezależnych księgarzy – ale to tak jak w przypadku Amazona. Dodatkowo największe księgarnie on-line, takie jak Bonito, Aros czy Merlin, sprzedają własnym sumptem 10 milionów egzemplarzy (a łącznie z Allegro – 15 milionów). Empik, Allegro i największe księgarnie internetowe kontrolują zatem ponad połowę rynku sprzedaży książek. Nie mówimy więc jeszcze o oligopolu z prawdziwego zdarzenia, jednak sytuacja zmierza w tym kierunku. Uruchomienie polskojęzycznej wersji Amazona może jeszcze ten proces pogłębić.
Książki budują społeczność. Wydawnictwa i księgarnie kameralne w dobie pandemii
czytaj także
Czy jednakowa cena książki obowiązuje w innych krajach?
Tak, w wielu, głównie w kontynentalnej Europie, między innymi w Danii, Niemczech, Austrii, Francji i Holandii. Obowiązuje też w kilku państwach spoza Europy, jednak to rozwiązanie kojarzone głównie ze Starym Kontynentem, na którym jest raczej normą, a nie wyjątkiem. Przykładowo we Francji jednakowa cena książek dotyczy tytułów wydanych mniej niż dwa lata temu, więc okres ochronny jest tam dwukrotnie dłuższy niż w polskim projekcie. Maksymalny rabat na takie książki również wynosi 5 proc.
Jak jednakowa cena książki wpływa na rynek i czytelnictwo?
Większość badań wskazuje, że jednakowa cena książki prowadzi do wzbogacenia oferty książkowej o tytuły wyższej jakości, których czytanie wymaga więcej czasu i uwagi. Przy tym jednak prowadzi do ogólnego wzrostu cen książek i spadku sprzedaży poszczególnych tytułów, szczególnie tych najgłośniejszych.
Prawdopodobnie jednak faktycznie wspomaga ona istnienie niezależnych księgarń. Dowodem mogą być niedawno opublikowane dane z dwóch krajów Europy. W latach 1995–2002 w Wielkiej Brytanii, gdzie jednakową cenę książki zniesiono, liczba małych księgarń spadła o 12 proc. W tym samym czasie liczba księgarń w Niemczech, gdzie jednakowa cena książki obowiązuje, również spadła, jednak tylko o 3 proc.
Dzięki jednakowej cenie książki Niemcy mają też dosyć zdecentralizowany rynek detaliczny. 30 proc. sprzedaży jest tam generowane w księgarniach niezależnych, podczas gdy w Wielkiej Brytanii jedynie 5–10 proc. Na Wyspach niemal połowę rynku przejął Amazon, tymczasem w Niemczech cała sprzedaż on-line to jedynie 20 proc. handlu detalicznego książkami.
Czy jednolita cena ochroni niezależne księgarnie w Polsce?
Dane z Niemiec pokazują, że faktycznie sytuacja niezależnych placówek może się poprawić. Trzeba jednak pamiętać, że przewagą wielkich sieci detalicznych są nie tylko ceny, ale także, a nawet przede wszystkim, lokalizacje. Sieci otwierają po prostu księgarnie w miejscach, przez które przetaczają się duże strumienie ludzi. Właśnie dlatego wydawcy płacą Empikowi ogromne kwoty za samą ekspozycję ich tytułów na półkach.
Czy wzrost cen książek odbije się na czytelnictwie w Polsce?
Potencjalnie może tak być, o ile faktycznie ta zmiana uratuje niezależne księgarnie przed upadłością. Według cytowanych już danych z Niemiec każda zamknięta księgarnia przekłada się na spadek liczby sprzedanych książek o ponad 6 tysięcy. Zamknięcie księgarń niezależnych odpowiada za 56 proc. spadku sprzedaży książek, jaki miał miejsce w Niemczech w latach 2014–2017. To też jednak pokazuje, że jednolita cena książki nie uratuje wszystkich małych księgarń przed likwidacją. Jedynie hamuje ten proces, który, niestety, najpewniej jest nie do zatrzymania. A przynajmniej nie w ten sposób.
Z drugiej strony, jeśli ceny książek wzrosną, teoretycznie może się to odbić negatywnie na czytelnictwie. W Polsce czytanie książek jest silnie skorelowane z sytuacją materialną. 81 proc. osób w Polsce, którym pieniędzy starcza jedynie na podstawowe potrzeby, w ogóle książek nie czyta. Wśród najlepiej sytuowanych książek nie czyta tylko jedna trzecia. Trzeba jednak pamiętać, że wśród najmniej zamożnych dominują najsłabiej wykształceni, którzy również z tego powodu czytają znacznie mniej niż chociażby absolwenci uczelni. Poza tym, żeby czytać książki w Polsce, nie trzeba wydawać pieniędzy. Wciąż mamy jedną z największych sieci bibliotek publicznych w Europie. Związek między ceną książek a czytelnictwem może zatem nie być tak duży, jak się wydaje.
Czy jednakowa cena książki wspomoże wydawnictwa?
Bezpośrednio – zupełnie nie. Problemem wydawnictw są ogromne rabaty, których już na wstępie oczekują dystrybutorzy. Sięgają one nawet przeszło połowy ceny okładkowej netto. Ustawa nie wymusi innej polityki cenowej na dystrybutorach, chociaż da oręż do ręki wydawnictwom, które będą mogły podnosić kwestię jednakowej ceny książki podczas negocjacji – skoro nie musicie (bo nie możecie) już oferować tak dużych rabatów klientom, to dlaczego oczekujecie ich nadal od nas? Pytanie jednak, czy dystrybutorzy, mający ogromną przewagę negocjacyjną nad wydawnictwami, będą chcieli tych argumentów w ogóle słuchać.
Czy czytelnictwo w Polsce rzeczywiście jest mizerne?
Według danych Biblioteki Narodowej z czytelnictwem w Polsce jest słabo, choć w zeszłym roku sytuacja się nieco poprawiła. Przynajmniej jedną książkę przeczytało 42 proc. Polek i Polaków, co jest najlepszym wynikiem od 2012 roku.
Inny obraz czytelnictwa w Polsce pokazują jednak dane Eurostatu. Według nich średni czas poświęcany na czytanie dziennie wynosi nad Wisłą 12 minut, co jest drugim najwyższym wynikiem w UE – po Estonii (13 minut), wspólnie z Finlandią. Ponad 16 proc. mieszkańców Polski intensywnie czyta książki, co również daje nam drugie miejsce w UE – tym razem po Finlandii (17 proc.). W Niemczech odsetek intensywnych czytelników wyniósł jedynie 11 proc., a we Francji zaledwie kilka.
Jeśli księgarnie kameralne znikną, coś ważnego się skończy [rozmowa]
czytaj także
Czytelnictwo w całym polskim społeczeństwie nie jest zbyt rozpowszechnione, jednak stosunkowo wiele i wielu z nas czyta książki regularnie. Mało Polek i Polaków czyta, ale za to ci czytający robią to bardzo często. To by też oznaczało, że wzrost ceny książek niekoniecznie odbije się negatywnie na czytelnictwie – wszak dla zagorzałego czytelnika to nie cena jest tym, co przyciąga do zakupu.
Jednakowa cena książki nie jest rozwiązaniem idealnym. Nie poprawi sytuacji wydawców, niekoniecznie też osłabi pozycję największych sieci detalicznych, których siłą są najlepsze lokalizacje i przewaga w negocjacjach z wydawcami. Ułatwi nieco prowadzenie biznesu małym, niezależnym księgarniom, które nie będą musiały konkurować z rabatami i promocjami na nowości wydawnicze oferowanymi przez największych graczy oraz sklepy on-line. Być może przełoży się to na wzrost dostępności książek w mniejszych ośrodkach miejskich, a przynajmniej zahamuje upadek księgarń w gminach i miasteczkach. Główną zaletą jednakowej ceny książki jest prostota – to rozwiązanie, które można wprowadzić stosunkowo łatwo i szybko, bez ryzyka, że zostanie zablokowane przez Komisję Europejską, gdyż funkcjonuje w połowie państw UE. Nie jest to Święty Graal, pytanie tylko, czy mamy coś lepszego w odwodzie.