Kraj

Janiszewski: Księżniczka, palec i świński zad

Oto ustawa pisana pod publiczkę, instrumentalizująca psychiatrię sądową i niezgodna z podstawowymi regułami karnymi i prawno-człowieczymi.

– Zostanę zamordowana, jeśli premier w telewizyjnym programie, na żywo, nie odbędzie stosunku ze świnią – płacze w internetowym przekazie piękna długowłosa księżniczka, ofiara porywaczy. Materiał, zanim trafi do służb specjalnych, zostaje opublikowany w sieci. Świat zaczyna żyć nową wizją. Premier będzie pieprzył świniaka – chichocze tłum, choć większość spodziewa się, że to żart. Premier, gdy wreszcie się o wszystkim dowiaduje, próbuje się śmiać razem z nim, choć nie jest to ten sam szczery rechot.

A jeśli to nie żart? Jeśli to się dzieje naprawdę?

No właśnie, co wtedy? Kiedy porywacze przysyłają do studia jednej z największych stacji informacyjnych nieduży pakuneczek, robi się poważnie. W środku jest odcięty ludzki palec z brylantowym pierścionkiem, tym samym, jaki w chwili porwania miała księżniczka. A i jej samej nigdzie nie można znaleźć. Więc jednak nie żartowali.
– Michael – tłumaczy premierowi nadzywczaj poważna i opanowana szefowa gabinetu politycznego – jeśli tego nie zrobisz, a oni ją zabiją, nie będziemy w stanie zapewnić ochrony tobie ani całej twojej rodzinie.

I tak, dla dobra ojczyzny, życia królewskiej córki i spokoju społecznego premier łyka wiagrę, ściąga spodnie i przystępuje do dzieła. Płacze przy tym, rzyga i nie może skończyć. Jego partnerka też nie jest do końca sobą – nafaszerowano ją środkami uspokajającymi, żeby nie protestowała. Wydaje więc senne chrząknięcia. Oszołomieni widzowie początkowo spodziewają się „niezłych jaj”, jednak to, co widzą, jest obrzydliwym spektaklem upokorzenia i wstydu. Ale wszyscy patrzą. Przecież takiego czegoś jeszcze nie było. Patrzą i nagrywają. Bo widzisz, synu, tak wygląda historia.

Tymczasem po opuszczonych ulicach Londynu błąka się odurzona narkotykami księżniczka. Nic jej nie jest. Została wypuszczona, jeszcze zanim zaczął się świński szoł. Ma wszystkie palce. Porwanie było prowokacją. Jego twórca – artysta performer, laureat nagrody Turnera, właśnie przed chwilą się powiesił. Wcześniej odciął sobie własny palec i wraz z pierścionkiem księżniczki wysłał go do telewizji. W pośpiechu nikt nie sprawdził zgodności DNA. Służby specjalnie miały tyle na głowie, wszyscy mieli tyle pracy. Cóż, teraz się okazuje, że nawet sam premier, przy rekordowej oglądalności, zasuwa po próżnicy. 

To się, oczywiście, nie wydarzyło naprawdę.

To scenariusz pierwszego odcinka świetnego miniserialu brytyjskiego Czarne lustro, autorstwa satyryka Charliego Brookera. Nie mogłem sobie odmówić, by go nie przywołać w kontekście rosnącego napięcia wokół osoby Mariusza Trynkiewicza i ustawy, która ma nas przed nim uchronić.

Ale gdzie tu księżniczka, gdzie palec, gdzie świński zad?

Owszem, wszystkie te bajkowe postaci i akcesoria występują także w tym rozdaniu. Zacznijmy od zadniej strony: cała afera wybuchła, gdy „Newsweek” w połowie 2012 roku piórem Anny Szulc, niegdyś całkiem dobrej dziennikarki, obwieścił światu, iż lada moment na wolność wyjdą bestie. Nie ludzie, a bestie właśnie, bo przecież ani „Wampir z Bytowa”, ani „Szatan z Piotrkowa” nie przynależą do ludzkiego gatunku. Ludzie bowiem nie zabijają. Nie gwałcą. Nie popełniają zbrodni. To nie o nas. To o wampirach, szatanach i innych postaciach z lasu, które czasem daje się widłami zagonić do pierdla, gdy zawiodą ostatnie bastiony ludowej mądrości, jak warkocze z czosnku lub koła usypane z pokruszonej hostii.

Dla nie-ludzi napisano więc nieludzką ustawę, w której po odbyciu kary można przedłużać ją w nieskończoność. O tym przedłużeniu orzekać będą lekarze psychiatrzy. Nie tyle jednak stawiając diagnozę, lecz prognozując zachowania. Czy wampir z Bytowa ma szanse stać się człowiekiem? – zapyta wymiar sprawiedliwości. Nie może, bo taka jego wampirza natura – odpowiedzą psychiatrzy i dla świętego spokoju doradzą, by przebić go jeszcze na parę lat kołkiem osinowym. W końcu przyszłe ofiary, krew i rozbite płyty nagrobne każdy psychiatra widzi w swojej szklanej kuli, tej, którą dostaje po ukończeniu Akademii Medycznej.

Wampiry i szatanów zamknie się więc w specjalnym ośrodku leczniczym. Będzie tam dużo kamer, strażników, ale też sporo lekarzy i pielęgniarek. Maksymalne obłożenie: 60 osób. Przewidywane obłożenie: około 10, może 16 stałych rezydentów. Planowana liczba personelu: nie więcej niż 77 osób. Tłoku nie należy się spodziewać, a więc i koszta w sumie niewielkie – zaledwie 37 mln złotych rocznie. O ile, rzecz jasna, naprawdę skończy się na dziesięciu osobach.
Tak właśnie wygląda świński zad – proszę się uważnie przyjrzeć.

Oto ustawa pisana pod publiczkę, na potrzeby chwili, instrumentalizująca i ośmieszająca psychiatrię sądową, kosztowna dla podatników i niezgodna z podstawowymi regułami  karnymi i prawno-człowieczymi.

Ustawa cofająca cywilizacyjny zegar o przeszło 80 lat, do czasów uchwalnia Kodeksu Makarewicza, który „przestępców z nawyknienia” oraz „przestepców cierpiących na wstręt do pracy” pozwalał po odbyciu kary zamykać w specjalnych ośrodkach pracy. Nawiązująca także do kodeksu karnego Andrejewa z 1969 roku, który recydywistów po odbyciu kary kierował na pięć lat przymusowej terapii do tzw. Ośrodka Przystosowania Społecznego. Otwarcie i wprost uznająca, że w polskich więzieniach nie ma mowy o resocjalizacji. Zakładająca także nieudolność polskich służb specjalnych, które wobec niebezpiecznych przestępców mogą prowadzić czynności operacyjne – a więc obserwować, śledzić, podsłuchiwać, czytać listy, maile i esemesy.

Do obrabiania świńskiego zadu ustawili się w kolejce wszyscy posłowie. Każdy łyknął wiagrę i powiedział sobie, że musi. Znalazło się tylko trzech szlachetnych, którzy odmówili udziału w tej grze w kolejarza i zagłosowali przeciwko. Ostatecznie ustawił się w kolejce także i sam prezydent. Świnia jest świnią, ale gdy chodzi o sprawę wagi państwowej, także i on bohatersko zdjął spodnie.

Bo jakże miałoby być inaczej, gdy chodzi o księżniczkę? Tę piękność, której uroda powala, choćby nawet wcale jej nie miała – spójrzcie na te włosy spadające przepyszną lawiną, te sarnie oczęta, to ust pąkowie. Poznajecie? Księżniczka to bezpieczeństwo. To różowe bobasy czule tulone na okładkach pism dla mam. To piękne panie słodko zasypiające w telewizyjnych reklamach środków na przeczyszenie i kremów przeciwzmarszczkowych. To puchate kotki i pieski z internetowych wirali. To nawet mały, biały misio polarny porzucony przez matkę i adopotowany przez zoo.
Na nich wszystkich – różowych i futrzanych ostrzyli scyzoryki wampir i szatan, niczym jacyś odbici w negatywie Szczepko i Tońko.

A gdzie obcięty palec z królewską biżuterią? Ten moment urealnienia grozy, uprawdopodobnienia tragedii, to nowe rozdanie?

Właśnie trafił do sortowni przesyłek. Za chwile zostanie przekazany listonoszowi. I opuści Zakład Karny w Rzeszowie-Załężu. A ledwie przekroczy jego próg – trafi do studia telewizyjnego. Tak jak trafili tam wcześniej żałobnicy z Kamienia Pomorskiego i matka Madzi z Sosnowca. Tam się nim zajmą. Już się zajmują. Psycholog sądowa Teresa Gens już wie, że będzie dalej zabijał – widziała obrazy, które malował w celi. On się nie zmienił – opowiada z tym samym znawstwem, z jakim wróżbitki z EzoTV mówią zaniepokojonym telewidzkom, że ten prawdziwy związek to za dwa lata. Z niezakwestionowanej przestępczej przeszłości wynika bowiem nieuchronna przestępcza przyszłość, to chyba jasne? Policja obiecuje specjalne działania. Ryszard Kalisz, choć jako jeden z trzech posłów nie ustawił się w kolejce do świńskiego zadu, dziś wydaje się żałować. Czemu tak późno opublikowano tę ustawę? Niechby szybciej, niechby już działała. Czemu czekaliśmy na palec księżniczki? Czemu premier i świnia nie zaczęli od razu, gdy tylko zniknęła?

Tylko jeden element w całej tej układance pozostaje niejasny. Kto jest inscenizatorem? Tym artystą-samobójcą, laureatem nagrody Turnera? Anna Szulc? Tomasz Lis? Jarosław Gowin? Zespół TVN24? Kim jest ten ktoś?

I gdyby tłum gryzący popcorn zawołał: „Autor! Autor!”, kogo właściwie należałoby wypchnąć na scenę?

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Janiszewski
Jakub Janiszewski
Dziennikarz, reporter
Dziennikarz radia Tok FM. Ukończył Wydział Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie. Dziennikarstwem zajmuje się od 1999 roku. Współpracuje z „Gazetą Wyborczą”, gdzie publikuje reportaże i wywiady. W 2006 opisał historię czterech młodych kobiet zakażonych wirusem HIV przez Simona Mola - znanego działacza na rzecz imigrantów. Wkrótce potem zajął się innym tematem powiązanym z HIV - polityką narkotykową. W swoich audycjach próbuje pokazać problematykę społeczną w kontekście systemu legislacyjnego i praw człowieka. Był nominowany do nagrody Mediatory 2006.
Zamknij