Coraz więcej ludzi nie chce już uczestniczyć w pseudopolitycznym teatrze.
Cezary Michalski: Podpisaliście jako Partia Zieloni porozumienie z Partią Kobiet – polityczne, wyborcze, ideowe. Z tym wyposażeniem ruszacie w sezon wyborczy. Jakie są wasze cele minimalne, maksymalne, realistyczne, które tego typu porozumienie może osiągnąć w dzisiejszym, raczej zacementowanym polskim pejzażu politycznym?
Agnieszka Grzybek: Stawiamy sobie cele maksymalistyczne, ale jednocześnie realistyczne: zdobędziemy mandaty w wyborach do europarlamentu i będziemy wyraźnie obecni we władzach samorządowych różnego szczebla. Porozumienie zawarte z Partią Kobiet jest jednak przede wszystkim częścią naszej długofalowej strategii programowej. W czerwcu tego roku podjęliśmy uchwałę, że w wyborach do Parlamentu Europejskiego nie będziemy startowali na „czyichś listach”, ale będziemy konsekwentnie tworzyli inicjatywę samodzielną, wokół której spróbujemy skupić inne organizacje i środowiska bliskie nam programowo, uważające obecny pejzaż partyjny za patologiczny, zamknięty, niegwarantujący realizacji żadnych celów równościowych czy ekologicznych.
Zapraszamy do współpracy wszystkie ugrupowania, które podzielają naszą wizję Europy otwartej, solidarnej, ekologicznej, naprawdę demokratycznej, gdzie kwestie bezpieczeństwa ekologicznego, socjalnego, ekonomicznego są równoważne. Na nasze zaproszenie odpowiedziała Partia Kobiet, ale rozmawiamy też z innymi środowiskami, z którymi kiedyś się po drodze zetknęliśmy, z którymi łączą nas różne kwestie programowe. Tak więc rozmawiamy z Polską Partią Piratów, z PPS-em, z osobami, które aktywnie działają w ruchach miejskich – ogólnie mówiąc, z tymi wszystkimi osobami, które są zmęczone tą całkowicie steatralizowaną polityką, gdzie role są rozdane, a aktorzy stetryczali i nie ma szans na zmianę. A przecież coraz więcej osób poszukuje dziś w Polsce tej zmiany, a co ważniejsze, chce się w taką zmianę angażować.
Odrzucając kategorię „realizmu”, podłączania się pod tych, którzy mają szansę na wejście do europarlamentu, do parlamentu, na przekroczenie progów?
Co do „realizmu”, to mogę powiedzieć, że od kiedy zadeklarowaliśmy samodzielny start, to mimo głosów sceptyków zwracających uwagę na blokady w postaci ordynacji wyborczej czy przepisów o finansowaniu partii politycznych, zgłasza się do nas coraz więcej nowych osób, które oferują pomoc, wyrażają solidarność, chcą współpracować z nami na zasadzie eksperckiej, ale także się po prostu do partii zapisują. Zmęczenie zablokowaną i zrytualizowaną sceną polityczną jest tak powszechne, że realistyczne może się okazać właśnie budowanie konsekwentnej alternatywy, a nie walka o kooptację przez którąś z sił istniejących w tym parlamencie. My taką alternatywę budujemy.
A wzmacnia nas każdy powrót tej teatralizacji polskiej polityki, jak choćby podczas kampanii referendalnej, kiedy odgrzano stary PO-PiS-owy spór i wyciągnięto stare zbroje.
I ten spór znowu zadziałał. Mobilizacyjnie i demobilizacyjnie.
Myślę, że to w dużym stopniu media same nakręciły koniunkturę na powrót PO-PiS-owego konfliktu, a potem załamywały ręce, że on przykrył treści miejskie, lokalne, samorządowe. „Klęska PiS-u, klęska PO, sukces PO albo PiS-u”… Tak czy owak tradycyjne media, tak samo jak główne partie, uważają to referendum za całkowicie przejęte przez system, tymczasem ja nie uważam, że jest ono stracone dla obywateli i obywatelek czy środowisk, które ten pomysł zainicjowały, widząc w nim właśnie narzędzie antysystemowe. Mam na myśli choćby skuteczną akcję zebrania podpisów, żeby referendum mogło się odbyć. I zabrakło raptem 3,66% frekwencji, żeby ono było ważne, jednak pewne procesy obywatelskiej samoorganizacji przy tej okazji ruszyły i one już się nie dadzą zablokować.
Jak pewnie wiesz, bardziej od akcji odwoławczych interesuje mnie zdolność tworzenia instytucjonalnej alternatywy dla aktualnie rządzących. Czy taki ruch jak wasz ma potencjał polityczny albo może taki potencjał zbudować, aby za rok przedstawić program, listę, kandydatów do władz samorządowych i kandydata na prezydenta stolicy? Atrakcyjnych dla tych warszawiaków, którym polityka Hanny Gronkiewicz-Waltz wydaje się o wiele zbyt konserwatywna, ale którzy nie odnajdują się w szerokim ruchu społecznego gniewu organizowanego pod hasłami, że miasto leży w ruinie, jest pod okupacją, że stało się najbrzydszą i najbardziej sparaliżowaną europejską stolicą. I tylko pan A, pan B, albo pan C… podniesie Warszawę z tych ruin i uczyni „wielką”. To nie jest prawda ani jako diagnoza, ani jako nadzieja na przyszłość.
Jednak to nie inicjatorzy referendum taki język wprowadzili, ale właśnie politycy partii systemowych, którzy próbowali je przejąć i unieważnić jako inicjatywę obywatelską, miejską. Zieloni poparli referendum i intensywnie uczestniczyli w kampanii profrekwencyjnej. I właśnie z tej perspektywy mogę powiedzieć, że
właściwie jedynymi podmiotami, które prowadziły kampanię merytoryczną, były ruchy miejskie i my. Nie mówiliśmy, że Hanna Gronkiewicz-Waltz „musi odejść, bo musi”, bo na przykład jest z PO.
Mimo że także PO wzmocniło element partyjny, wybierając ją w apogeum kampanii na szefową warszawskiej Platformy, żeby nikt czasem nie zapomniał, skąd ona jest.
Oczywiście, przecież wszystkie partie systemowe grały na upartyjnienie referendum. My tymczasem wskazywaliśmy na merytoryczne błędy zarządzania miastem przez tę ekipę, których jest mnóstwo. Ale żadne z tych argumentów nie odwoływały się do języka „okupacji” czy „katastrofy”, którego tak nie lubisz. Mówiliśmy na przykład o utajnionej prywatyzacji SPEC-u, której konsekwencją było podniesienie ceny ciepła dla warszawiaków i warszawianek, o komercjalizacji szpitali, likwidacji szkół i stołówek szkolnych, o braku zrozumienia Ratusza dla istnienia terenów zielonych w mieście. Najbardziej spektakularną sprawą jest tutaj rzeź Ogrodu Krasińskich. O braku planów zagospodarowania przestrzennego, co powoduje, że Warszawa staje się poletkiem samowolki deweloperskiej. Braku ustawy reprywatyzacyjnej. Przecież Hanna Gronkiewicz-Waltz jest wiceprzewodniczącą partii rządzącej od siedmiu lat. A siedem lat to wystarczający czas, żeby taką ustawę dla Warszawy przeprowadzić przez Sejm, w którym ma się większość. Bez niej w Warszawie za chwilę będą przez miasto zwracane prywatnym właścicielom grunty, na których znajdują się boiska szkolne czy kluczowe instytucje użyteczności publicznej.
Dla mnie to są ciekawsze argumenty w kampanii samorządowej niż w kampanii przed referendum odwoławczym. W wyborach samorządowych będę mógł porównać te argumenty i tę ekipę z argumentami i ekipami wystawionymi przez inne siły polityczne. I dokonać wyboru, który wcale nie musi być wyborem rządów Platformy w Warszawie. Przy tej okazji chciałbym zapytać trochę „warsztatowo”, z „realizmem” w tle: gdzie macie nadzieję znaleźć szczelinę w obecnym zacementowanym systemie partyjnym, jakiej dźwigni chcecie użyć? Palikot wdarł się na ten Parnas, ale sama kiedyś mówiłaś, że miał pieniądze i korzystał z promocji, jaką system wcześniej mu zapewnił jako rozpoznawalnej postaci z PO. Ostatnio widzieliśmy też metodę „na Guziała”, to znaczy zdobycie przyczółka samorządowego i próbę wypromowania bardziej na razie postaci niż programu czy ruchu. Jakiego typu dźwignie i szczeliny wy chcecie wykorzystać, stojąc naprzeciw ordynacji, pieniędzy i mediów?
Nie mogę zdradzać recept taktycznych, które zamierzamy przetestować w całym tym czekającym nas cyklu wyborczym. Przede wszystkim stawiamy na program. Chcemy skupiać ludzi wokół treści programowych, a nie wokół grepsów czy PR-owych sztuczek. Program uwolniony od rozmaitych tricków, które polityce zostały narzucone przez zmediatyzowane otoczenie. Ten typ polityki natrafił na ścianę, całkowicie się zużył. I my chcemy na to zużycie polityki pozbawionej programu odpowiedzieć właśnie jej odwrotnością. Badania opinii publicznej pokazują, że coraz większy procent ludzi zaangażowanych kiedyś w politykę, chodzących kiedyś na wybory nie widzi w tym teatrze miejsca dla siebie. Będziemy stawiali na niestandardowe metody komunikacji, na media społecznościowe, wykorzystamy każdą okazję, żeby obejść system medialno-polityczny. Ludzie piszą maile, komentują i spierają się na portalach społecznościowych, wielokrotnie powtarzając, że oni o programie jakiejkolwiek partii nie dowiedzą się z tradycyjnych mediów, bo tradycyjne media nie pytają polityków o program, nie mają kompetencji, żeby o programie w ogóle rozmawiać.
Jakie kryteria sukcesu i klęski dla siebie sformułowaliście?
Różne typy wyborów narzucają różne kryteria. W wyborach europejskich cel maksymalny to zdobycie mandatów, cel minimalny to zarejestrowanie list we wszystkich okręgach wyborczych.
To był zawsze kłopot dla partii czy środowisk politycznych spoza „grubej czwórki”.
Trzeba w każdym okręgu zebrać 10 tysięcy podpisów. W kodeksie wyborczym przyjętym w 2011 roku zmieniły się przepisy. Wcześniej można było zarejestrować listę ogólnokrajową, kiedy się zebrało podpisy w co najmniej połowie okręgów. Teraz trzeba zebrać we wszystkich.
Czyli to uszczelnianie systemu politycznego, jego cementowanie, następuje nadal. Przy współpracy partii status quo, takich jak Platforma, jak też partii, które tak jak PiS przedstawiają się nieustannie jako antysystemowe.
Oczywiście, bo tu chodzi po prostu o utrwalenie własnego stanu posiadania. Ale my zdecydowaliśmy się zmierzyć z tym wyzwaniem, do tego się przygotowujemy.
Natomiast jeśli chodzi o wybory samorządowe, to będziemy prawdopodobnie tworzyli komitety obywatelskie wraz z ruchami społecznymi, które w poszczególnych miastach działają na rzecz ekologii, na rzecz demokracji, na rzecz polityki społecznej.
Tutaj miarą sukcesu będzie liczba radnych wprowadzonych do władz miejskich.
Czy będziecie mieli kandydata na prezydenta Warszawy, na którego można by zagłosować, chcąc mieć prawdziwą alternatywę dla Platformy, a nie tylko „koalicję gniewu”?
W Warszawie chcemy namówić do kandydowania Joannę Erbel. Wokół tej kandydatury będziemy budować sojusze i alternatywę polityczną, programową. Stawiamy na osobę pod każdym względem gwarantującą zmianę – zmianę programową w podejściu do miasta, zmianę generacyjną, zmianę wizerunkową, zmianę modelu komunikowania się z mieszkańcami. Ona nie traktuje miasta jako odskoczni do walki o władzę na innych szczeblach, tylko rzeczywiście chce zarządzać Warszawą, ma kompetencje i potrafi je przedstawić. Kluczowy jest dla nas rok 2014: czy rzeczywiście uda się nam w Polsce pokonać system? Nie za pomocą tricków, sztuczek, błazenady czy brutalności, ale w sposób merytoryczny i programowy. Wrócić w ten sposób do prawdziwych korzeni polityki.
Agnieszka Grzybek, polonistka, feministka, tłumaczka, współprzewodnicząca partii Zielonych. W latach 2002–2005 kierowała Ośrodkiem Informacji Środowisk Kobiecych OŚKA. Współzałożycielka Porozumienia 8 Marca, organizującego m.in. coroczne Manify. Jest członkinią zespołu KP oraz rady programowej Kongresu Kobiet.