Widać, że Gowin bardziej drapował się w szaty lidera konserwatywnej grupy w PO, niż był za takiego uważany
Cezary Michalski: Wasze wybory były trochę dziwne. Przeciwko Donaldowi Tuskowi wystartował jeden kontrkandydat, który już od momentu swojej końcówki na stanowisku ministra sprawiedliwości grał wyłącznie na najbardziej opłacalne dla siebie wyjście lub wyrzucenie go z Platformy. Także te wybory wykorzystał tylko po to, by zgromadzić jak największy osobisty kapitał polityczny przed wyjściem z PO. Żadna z silnych postaci partii, wchodzących czasami w spory z Tuskiem, ale lojalnie dbających o interesy Platformy, nie wystartowała. Dlaczego?
Rafał Grupiński: Spodziewany konkurent – którego pewnie ma pan na myśli – czyli Grzegorz Schetyna, uznał, że w kontekście gorszych dla nas sondaży, w kontekście ważnych debat toczących się w Polsce, spór wewnątrz partii, krytyka przywództwa, pogorszenie wizerunku Platformy jako partii zwartej i jednolitej – to wszystko nie miałoby sensu. Zamiast wojen o przywództwo trzeba w Platformie powrócić do zasady współpracy. Jak najbardziej merytorycznej, także jeśli chodzi o organizacyjne funkcjonowanie Platformy w terenie. I stąd wziął się gest Schetyny w Chorzowie…
Deklaracja niestartowania przeciwko Tuskowi…
Jak było widać po reakcji sali, bardzo dobrze przyjęta przez ludzi Platformy, którym zależy na sile i jedności naszej partii.
Z drugiej strony, wielu silnych ludzi w partii wstrzymywało się z komentarzami nawet w momencie, gdy podczas wyborów Gowin wyraźnie już atakował całą politykę PO. Może nawet wiedząc, że Gowin Tuska nie pokona, liczyli na to, że Tusk się wykrwawi, wyjdzie z tej walki bardziej skłonny do zespołowego kierowania partią.
Trzeba rozróżnić dwa poziomy. Poziom medialny, gdzie wielu z nas, mówię o liderach partii, uznało, że nie powinniśmy się wypowiadać w sposób deprecjonujący Gowina, nawet gdy mówił głupstwa, bo to byłaby nadmierna ingerencja w proces wyborczy. Stąd powściągliwość. Byli oczywiście działacze PO, którzy się nie powstrzymywali.
Np. Niesiołowski, Biernat, Olszewski… widzący, że Gowin próbuje powtórzyć scenariusz Lecha Kaczyńskiego, który jako minister sprawiedliwości rządu Buzka dobił AWS.
Niewątpliwie najostrzejsza krytyka Gowina pochodziła od posła Biernata, czyli członka środowiska konserwatywnego. Osobiście sądzę, że zbyt ostre publiczne ataki w czasie samych wyborów przynosiły odwrotny skutek, skupiając na Gowinie dodatkową uwagę. Natomiast czymś innym – jak sądzę, nie tylko lojalnym, ale i skutecznym – było nasze wewnątrzpartyjne mobilizowanie ludzi do udziału w wyborach. I to po stronie lidera partii, nie po stronie tego polityka, który wybrał pozycję dla własnej partii egzotyczną. Bowiem lekceważące wypowiadanie się, że konkurent premiera zdobędzie kilka promili czy najwyżej jeden procent głosów, musiało być przeciwskuteczne. Znamy przecież liczne przykłady przekornych reakcji na okazywanie tego typu lekceważenia.
W końcu Gowin zdobył 20 procent głosów, co w lojalnej walce wewnątrzpartyjnej byłoby porażką, ale w walce prowadzonej przeciwko partii stało się wynikiem trochę niepokojącym, na który zresztą Gowin teraz się powołuje przeciwko PO.
Nie ma racji, ponieważ ci ludzie mimo wszystko głosowali na niego jako kandydata Platformy. I bardzo źle przyjęli jego wyjście z partii po przegranej, jednocześnie nie mając żadnej ochoty, żeby za nim wyjść.
Schetyna nie wystartował przeciwko Tuskowi, ale czy ten gest jest odwzajemniany? Jacek Protasiewicz startuje przeciwko Schetynie na Dolnym Śląsku, w dodatku łącząc to z hasłem przyciągnięcia do Platformy Dutkiewicza, jeśli Schetyny nie będzie.
Uważam za co najmniej dziwaczny pomysł z punktu widzenia Platformy, żeby ktoś za cenę osłabienia współtwórcy PO, Grzegorza Schetyny, chciał uzyskać zbliżenie z Dutkiewiczem, którego nota bene na prezydenta Wrocławia „wymyślił” przed laty i zaproponował właśnie Schetyna. Prezydent Dutkiewicz od pewnego czasu konsekwentnie tworzył jednak własne polityczne inicjatywy, które miały rozbijać PO na Dolnym Śląsku i zabierać nam elektorat. Nie bardzo rozumiem, co to ma być za świetny interes dla Platformy: w zamian za własne osłabienie w regionie możliwość wyproszenia łaskawości Dutkiewicza. Trawestując Ajschinesa: rozmowy warto prowadzić zawsze, okazywać słabości nie opłaca się nigdy…
Skoro już jesteśmy przy Grekach, Rzymianach, Cezarach… Jest nieprawdopodobne, żeby Protasiewicz, który wcześniej wycofał się do Europarlamentu, wracał do walki o władzę w partii na tym szczeblu, z tak daleko idącymi projektami, bez wiedzy Donalda Tuska.
Cóż, ja zastanawiam się jedynie, czy Protasiewicz dobrze przemyślał swoją decyzję.
W takim razie inna wątpliwość, czy „konserwatyści” nie zostali zatrzymani w Platformie za cenę rezygnacji ze wszystkich waszych projektów emancypacyjnych i równościowych? Minister Marek Biernacki ustanowił właśnie urząd Pełnomocnika d.s. Konstytucyjnych Praw Rodziny, na które powołał Annę Andrzejewską ze Związku Dużych Rodzin mającą równoważyć „zbyt postępową” Agnieszkę Kozłowską-Rajewicz.
Jeśli chodzi o naszą grupę konserwatywną, to ona zachowuje pełną lojalność. Widać, że Gowin bardziej drapował się w szaty lidera tej grupy, niż był za takiego uważany. Wszyscy – także grupa konserwatywna – chcemy budować PO jako partię centrum i partię wielonurtową. A jeśli chodzi o losy pewnych projektów światopoglądowych, to np. nasza kompromisowa propozycja poprawy warunków życia związków partnerskich…
…rejestrowanie ich nie w Urzędzie Stanu Cywilnego, ale u notariusza, jako coś w rodzaju układu biznesowego….
…jednak zarejestrowanych i obdarzonych prawami, ta propozycja będzie szerzej konsultowana z najbardziej zainteresowanymi środowiskami, gdyż na razie natrafiliśmy na opór ich części.
To chyba przesada obciążać środowiska LGBT odpowiedzialnością za to, że nie macie politycznej siły do przeprowadzenia legalizacji związków partnerskich.
Poczekajmy na opinie. Tak czy inaczej, każdy z projektów, które mogą budzić spory wyraźnie światopoglądowe, stanowi dla nas zarazem spore ryzyko przy obecnym układzie sił w parlamencie. Sądzę, że dlatego też wraz ze zbliżaniem się perspektywy wyborów nastąpi w Sejmie zalew radykalnych projektów światopoglądowych i z lewa, i z prawa.
Po to, żeby pokazać wasze rozchwianie?
Zapewne. Proszę pamiętać, że PSL w swej większości głosuje konserwatywnie. Nie wiem, czy będziemy mogli liczyć na SLD i Ruch Palikota, które będą wolały, jak pan sam zauważył, „pokazać nasze rozchwianie”. Tak czy inaczej, zalew projektów lewicy i prawicy będzie świadomie polityczny, a nie podyktowany pragnieniem rozwiązania poruszanych w nich spraw.
Tak czy inaczej, w tym parlamencie nie ma siły politycznej, żeby te sprawy rozwiązać.
Jeśli „rozwiązaniem” ma być na przykład zaostrzenie prawa dotyczącego aborcji albo delegalizacja in vitro, to może lepiej, że dzięki PO takiej siły w tym parlamencie nie ma.
O ile wasi „konserwatyści” wraz z PSL-em nie pomogą prawicy zaostrzyć ustawę antyaborcyjną albo zdelegalizować in vitro.
Nie sądzę, by to było możliwe.
Z drugiej strony po wyjściu Gowina, Godsona i Żalka także wyborcy szukający w PO „twardego konserwatyzmu” będą uważali Biernackiego czy Sienkiewicza za symulacje. Czy po tym „zwinięciu obu skrzydeł”, które faktycznie przywróciło spójność partii, Platforma będzie jednak jeszcze zdolna do lotu? I w jakim obszarze, szczególnie wobec dzisiejszej dekoniunktury sondażowej? Zapłaciliście politycznie za wywalczenie gigantycznych środków unijnych, bo cały elektorat prawicy uważa was za „eurozdrajców” i „sługusów Merkel”. Płacicie politycznie i jeszcze zapłacicie za przeksięgowanie środków z OFE do budżetu. Ale macie te potencjalnie gigantyczne środki. Jak je wykorzystacie, jeśli nie chcecie, żeby za dwa lata zaczął je wykorzystywać Jarosław Kaczyński? Czy np. ogłoszenie przez premiera powstania polskiej grupy zbrojeniowej jest początkiem takiego działania, czy będziecie prowadzić aktywną politykę gospodarczą?
Na pewno. Mam tylko nadzieję, że te działania będą prowadzone we właściwym tempie, a nie jak przy Inwestycjach Polskich, gdzie samo przygotowywanie trwało rok. Dzisiaj czasu na hamletyzowanie nie ma, i to wcale nie z powodu przyszłych wyborów, ale z powodu potrzeb polskiej gospodarki spowolnionej w swym rozwoju przez kryzys, a przede wszystkim z powodu kosztów społecznych tego spowolnienia. Będziemy zmieniali wiele zapisów prawnych. Przeprowadziliśmy już rewolucję w przedstawionym właśnie projekcie ustawy o zamówieniach publicznych, szykujemy w przyszłym roku rewolucję w prawie budowlanym. Jest cały nowy kodeks budowlany przygotowany przez specjalną komisję kodyfikacyjną, który trafi pod obrady Rady Ministrów. Będzie podejmowanych wiele działań, które będą wspierały i stymulowały gospodarkę. Wszystko po to, żeby środki finansowe, w tym europejskie, które będą trafiać w najbliższym czasie do gospodarki – na inwestycje infrastrukturalne, na naukę i innowacje, na pobudzenie wzrostu – jak najefektywniej i jak najszybciej pracowały. Nie chcemy aby powtórzyły się blokady administracyjne, jakie zastaliśmy po rządach prezesa Kaczyńskiego.
A programy społeczne, rewaloryzacja emerytur minimalnych, pensji minimalnej, coś, co byłoby przez wielu atakowane jako „rozdawnictwo”, ale pozwalałoby bez ryzyka gospodarczego – bo te pieniądze natychmiast do gospodarki wrócą – dowieść ludziom, że teza premiera o „końcu kryzysu” jest tezą prawdziwą?
Obecnie obserwujemy pierwsze dobre sygnały płynące z gospodarki. W ekonomii występują cykle gospodarcze i po okresie dekoniunktury przychodzi okres koniunktury, więc z niecierpliwością wszyscy oczekujemy końca kryzysu. Rząd Donalda Tuska pomimo drugiej, cięższej dla nas fazy kryzysu nie zrezygnował z aktywnej polityki społecznej. Proszę zwrócić uwagę, że w czerwcu Rada Ministrów przyjęła minimalne wynagrodzenie w 2014 roku na poziomie 1680 zł i że od 2009 roku, a więc przez okres spowolnienia gospodarczego pensja minimalna wzrosła o 32 proc. W przyszłym budżecie będzie też o 400 mln więcej niż obecnie na przeciwdziałanie bezrobociu. A efekty tak rewolucyjnych, prorodzinnych działań jak roczny urlop rodzicielski czy upowszechnienie edukacji przedszkolnej dostrzeżemy zapewne dopiero za parę lat…