Lipiec, gorące, parne popołudnie, idę ze Stasiem do jego kolegi. Po drodze łapie nas gwałtowna ulewa. Chowamy się pod rozłożystym kasztanem, gdzie zdążyła się już schować starsza pani z wózkiem. Maluszek w różowym wdzianku, na oko półtora roku. Zagaduję rytualnie: „Jaka śliczna dziewczynka, pewnie wnusia”, a ona zaciąga się papierosem, którego wcześniej nie zauważyłam, i patrząc na mnie z ironią, odpowiada: „Wnusia, srusia. Mam jej powyżej uszu. Ponad rok się nią zajmuję i nie sądzę, by zamierzali mi za to choćby podziękować”. Dalej jest opowieść o niskiej emeryturze, zmęczeniu, frustracji i wymarzonych wakacjach, na które się nie zanosi, bo synowa nie ma urlopu, a w kolejce czeka jeszcze córka w ciąży. Moja rozmówczyni nie potrafi „młodym” odmówić, ale fatalnie się czuje w roli darmowej służącej. „Wie pani, ja nigdy specjalnie nie lubiłam dzieci, ale staram się, jak mogę. A oni wracają wieczorem i krytykują. To nie tak, tamto nie tak. Chyba myślą, że ja nie wiem, ile się w Warszawie płaci opiekunce”.
Księgarnia, spotkanie autorskie o Matce feministce. Głos zabiera młoda kobieta: „Doczytałam do 65. strony i się popłakałam”. Pytam, co ją tak wzruszyło, a ona cytuje: „O powrocie młodej mamy do pracy decyduje jeden podstawowy czynnik: gotowa do opieki nad wnukiem babcia. Brak babci chętnej do przejęcia opieki wyklucza kobietę z rynku pracy”. Skąd te łzy? W jej przypadku obie babcie kategorycznie odmówiły pomocy, a ona utknęła w domu. Na opiekunkę jej nie stać, bo nie pracuje, a że nie ma opiekunki, nawet nie próbuje szukać pracy. Boi się, że jak podchowa swoją dwójkę, będzie za późno, by wrócić na rynek. Babcie mają swoje życie, ona to wie. A jednak ma do nich wielki żal. Gdy była mała, opiekowała się nią właśnie babcia, żeby mama mogła pracować.
Spodziewałam się opowieści o nieobecnych mężach i bezdusznych pracodawcach, narzekań na politykę społeczną, trudnych rozmów o macierzyńskim rozdarciu. I trochę tego usłyszałam – kobiety mają wiele żalu do ojców swoich dzieci, pracodawców i polityków. Jednak na moich spotkaniach autorskich uporczywie wraca temat, którego istnienia nawet nie przeczuwałam: niedostępne matki i teściowe moich czytelniczek, wyemancypowane babcie, które nie pasują do wyśnionego przez córki obrazka. Wysłuchałam też wielu skarg podobnych do tej spod kasztana: o niewdzięcznych córkach i międzypokoleniowym wyzysku opiekuńczym. Co tu jest grane?
Sądzę, że konflikt na linii matki – córki to jeden z nieopisanych dramatów polskiej transformacji. W życiu bywa różnie, jedne babcie chcą „pożyć” i ani im w głowie opieka nad wnukami, inne robią to chętnie. Zdarza się i tak, że córka płaci matce za opiekę i obie są zadowolone (pisała o tym Monika Tutak-Goll).
Ale tu chodzi o coś więcej niż rodzinna logistyka – o emocje, o więzi. O to, co jesteśmy sobie nawzajem winne i co komu pisane.
Kobiety, które rodziły w późnym PRL-u, dzisiejsze emerytki, nie mają ochoty powtarzać scenariusza życiowego własnych matek, dla których rola oddanej rodzinie babci była oczywista. W latach 80. żyło się w Polsce ciężko i więzi rodzinne pozwalały przetrwać. A może nie było tak harmonijnie? Jacek Zwoźniak śpiewał: „Szoruj, babciu, do kolejki, weź koszyczek/ A uważaj, bo ruch wielki na ulicy/ Do współpracy ruszaj z handlem detalicznym/ Nie zapomnij też o maśle dietetycznym”. Wtedy ten tekst mnie bawił, dziś czytam go jako opis wyzysku i upokorzenia starych ludzi traktowanych przez własne dzieci jak darmowa siła robocza. Końcówka przyprawia o dreszcze: „Szoruj, babciu, po kolei zlew i wannę/ Zostaw szynkę, jadaj kleik albo mannę/ Pierz skarpetki, kurze ścieraj, jadaj dżemy / I broń Boże nie umieraj, bo zginiemy”.
Zmieniły się kobiece aspiracje, pomysły na to, jak sensownie przeżyć starość. Inna jest rola pieniędzy w ludzkim życiu, a po drodze zlikwidowano też w Polsce infrastrukturę opiekuńczą. Współczesna babcia niczego szorować nie zamierza, na mannę nie ma ochoty, ale jej córka czy synowa zupełnie nie wyrabia się z łączeniem pracy i macierzyństwa. Niby wie, że mama ma własne życie, lecz nieświadomie liczy na powtórkę z własnego dzieciństwa, czyli babcię jako rodzinny zasób naturalny. (…)
Słucham tych żalów i zastanawiam się, czy uda nam się jakoś dogadać. Wygląda na to, że oprócz nowego kontraktu płci czeka nas nowy kontrakt kobiecych pokoleń.
(…)
Cały tekst czytaj w „Wysokich Obcasach” z dn. 16 sierpnia 2014.



















Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.