Można potraktować to zwycięstwo jako symptom wypalania się duopolu PO-PiS.
Na pewno wiele osób z przerażeniem przyjmuje zwycięstwo Andrzeja Dudy w przekonaniu, że czeka nas powtórka historii z lat 2005–2007. Za zwycięstwem Dudy może przyjść przecież sukces PiS-u w jesiennych wyborach parlamentarnych i nowe rządzy Jarosława Kaczyńskiego, tym razem wspartego przez populistyczno-prawicowe ugrupowanie Pawła Kukiza.
Przyznać trzeba, że scenariusz rządów katolickich w formie i kapitalistycznych w treści jest bardzo prawdopodobny, ale zwycięstwo Dudy można traktować też paradoksalnie jako symptom wypalania się duopolu PO-PiS i początek zupełnie nowego rozdania na polskiej scenie politycznej.
Zacząć trzeba od tego, że Bronisław Komorowski bardziej przegrał wybory, niż Andrzej Duda je wygrał.
Kampania Komorowskiego ujawniła, że jest on politykiem średniego formatu, którego do władzy wyniosła fortuna, a nie nadzwyczajne umiejętności i zdolność formułowania wizji politycznej.
Z początku prowadził kampanię tak, jakby był przekonany, że prezydentura mu się należy. Po przegranej w pierwszej turze zaczął wykonywać nerwowe ruchy, które podkopały jego wizerunek przewidywalnego polityka. W pogoni za wyborcami Kukiza zaproponował referendum w sprawie JOW-ów, które oprócz tego, że może się okazać niekonstytucyjne, to jest krokiem w stronę zdemolowania istniejących od 25 lat proporcjonalnych przyzwyczajeń polskiego społeczeństwa.
Szukanie głosów na siłę i dobrze punktowana przez Dudę niekonsekwencja Komorowskiego nie przysparzały prezydentowi sympatii elektoratu. Komorowski przegrał także jako polityk PO. Po pierwsze ciągnął się za nim ogon lojalnego prezydenta rządzącej partii, który bezdyskusyjnie akceptował jej pomysły i przez pięć lat nie wyrobił sobie autonomicznej pozycji. Po drugie reprezentował formację niezdolną do sformułowania wizji zmiany budzącej jakikolwiek entuzjazm Polaków. Obiecywanie, że będzie tak samo i Kaczor nie dojdzie do władzy, to dziś zdecydowanie za mało. Po trzecie wreszcie Platforma stała się partią, której ludzie przestali ufać. Nawet jeśli coś obiecuje, nie można być pewnym, że dotrzyma słowa. Przed wyborami w 2010 Komorowski obiecywał przecież, że do 67 roku pracować będą tylko chętni. Gdy dziś na przykład naukowcy słyszą od minister z PO, że nie będzie likwidacji małych uczelni, wcale nie czują się uspokojeni, ale zastanawiają się, jak organizować ich obronę.
Duda, umówmy się, wygrał w przeciętnym stylu. Z kampanii zapamiętać można było sporo odwołań do narodu, młodych i ogólnie modernizacji, ale żadna ciekawa wizja nowego kierunku rozwoju Polski nie została zarysowana. W debatach Duda nie wypadał dobrze – ani nie potrafił wejść w ciekawy spór z Komorowskim, ani nie był zdolny oczarować wyborców. To, że ktoś taki mógł wygrać wybory, świadczy zdecydowanie o nastawieniu społeczeństwa na zmianę – trochę niezależnie od treści, jakie wiążą się z politykiem, który ją obiecuje.
Tajemnicą jest na razie, jakim Duda będzie prezydentem. Może się okazać, że najgorsze ze swoich kampanijnych wypowiedzi – o obronie dobrego imienia narodu polskiego w kontekście odpowiedzialności za holokaust, o in vitro, o przemocy domowej – będzie się starał uczynić symbolem swojego urzędowania. Ale możliwe też, że Duda będzie się starał wdrożyć w życie wizję zarysowaną w przemówieniu po ogłoszeniu wyników wyborów, w którym mówił o konieczności dialogu, otwartości i szacunku do odmiennych poglądów.
Pewnie zresztą na kształcie jego prezydentury mocno zaważą wyniki jesiennych wyborów. A te są dziś dość niepewne.
Poza PiS-em, dla którego zwycięstwo Dudy jest wzmocnieniem, wszystkie partie parlamentarne z wyborów wychodzą osłabione: Platforma – pokiereszowana, PSL – poturbowane, SLD – poniżone, Twój Ruch – rozbity.
To, jak wyglądać będzie rozkład mandatów w nowym sejmie, jest niepewne jak nigdy po 2005 roku. To oczywiście wynika także z pojawienia się nowych aktorów politycznych – ugrupowania Pawła Kukiza, ale też nowych inicjatyw na lewicy, których kształt na razie nie jest do końca jasny. Nawet jeśli jesienne wybory nie zmienią całkowicie polskiej polityki, to wybór Dudy na prezydenta otwiera dla niej jakiś nowy etap. Ludzie są zmęczeni sporem PO-PiS i będą poszukiwać jakiejś alternatywy. Jaki będzie kształt nowych podziałów, trudno dziś powiedzieć, ale ich wyłonienie się nie jest raczej pieśnią odległej przyszłości.
***
CZYTAJ NASZE KOMENTARZE PO WYBORACH:
Jakub Dymek: Jak lał się beton
Agnieszka Wiśniewska: Czekając na Kowale
**Dziennik Opinii nr 145/2015 (929)