„Nie bójmy się faszystów, bo ich nie ma”, twierdzi Legutko. A mnie się wydaje, że są, a prawicowi publicyści coraz szerzej otwierają im drzwi do sfery publicznej.
Jeszcze w uszach nie wybrzmiało staropolskie „wypierdalaj” skierowane do Zygmunta Baumana we Wrocławiu, a już prawica ruszyła do uzasadniania słusznego oburzenia, jakie w młodych ludziach wzbudził występ osoby „zaangażowanej w komunizm”.
W pierwszym szeregu obrońców stanął Ryszard Legutko. Na użytek swojego propagandowego tekstu przekręcił słowa Dutkiewicza o nacjonalistycznej hołocie i bronił młodzieży przed nazywaniem jej faszystami: „W Polsce problemem nie są faszyści. Problemem jest coraz częstsze używanie słowa faszyzm jako pałki. Nie bójmy się faszystów, bo ich nie ma”. A mnie się wydaje, że jednak są, a kolejni prawicowi publicyści otwierają dla nich coraz szerzej drzwi sfery publicznej.
Legutko bronił kiedyś prawicy, mówiąc o nadużywaniu reductio ad Hitlerum, czyli sprowadzania każdego prawicowca do faszysty. Chociaż znam wielu prawicowców, którzy z pewnością nie mają ciągot faszystowskich, to jednak reductio ad Hitlerum świetnie zdaje sprawę z dynamiki rozwoju sytuacji w dzisiejszej Polsce.
Zaczyna się od mainstreamowego stwierdzenia, że dwa totalitaryzmy traktować należy w ten sam sposób. Potem mówi się, że trzeba wyciągać z tego konsekwencje. Nie można milczeć na temat zbrodniczych reżimów i ich funkcjonariuszy. Należy też się zastanowić, jak dawny reżim trwa w nowej rzeczywistości. Tutaj zaczynamy coraz szybciej poruszać się po równi pochyłej. Na przykład Piotr Zaremba pisze, że Monika Olejnik jako córka ubeka nie powinna w pewnych sprawach zabierać głosu. Tygodnik „Sieci” publikuje wywiad z Robertem Radwańskim, w którym ten stwierdza, że dziś trzecie pokolenie UB walczy z trzecim pokoleniem AK. Dalej jest już tylko akcja bezpośrednia mająca zablokować ubecko-komuszą ideologię i oczyścić kraj z lewaków.
Na razie akcja ogranicza się do ryków i niesystematycznych ataków na przeciwników politycznych.
Można by sądzić, że konflikt z „lewactwem” to konflikt wyłącznie polityczny, ale tak nie jest. Kluczem jest bowiem przeszłość, której przeciwnicy nie są w stanie zmienić. Na ironię zakrawa fakt, że zakłócane były wystąpienia osób, które szczególnie dużo zrobiły dla odczarowania komunizmu. Bauman przeprowadził w swoich książkach jedną z najbardziej znanych i wpływowych krytyk komunizmu jako systemu opresyjnego i zbrodniczego. Adam Michnik siedział w PRL-owskim więzieniu i był jedną z najważniejszych postaci antytotalitarnej opozycji w Polsce.
To wszystko nieważne, ponieważ prawica uznaje, że są komuchami. I niech nie mówią, że nie, bo ich tłumaczenie to typowo komusze wywracanie kota ogonem. To jest właśnie prawicowe rozumienie wolności. Wolność do nazywania innych zdrajcą zasługującym na najsroższą karę.
A zaczyna się tak niewinnie. I jak tu nie zaufać reductio ad Hitlerum?