Kraj

Gdula: Kukiz to jednorazowy trybun, uwierzcie w politykę!

Pozdrawiam wszystkich, którzy powtarzają, że kampanie nie mają znaczenia dla wyników wyborów.

Na szczęście nie można traktować wyborców jak chłopów pańszczyźnianych i odpuszczać sobie walkę o ich głosy.

Wynik Bronisława Komorowskiego jest efektem nieudolnej kampanii polityka niebędącego w stanie przekonać ludzi, że łączy go z nimi jakiś cel, o który warto zawalczyć. Nie był to oczywiście przypadek, bo Komorowski jest zmęczonym kandydatem wyjałowionej partii. Słuchając go, jego właśni wyborcy zapragnęli odmiany, żeby nie umrzeć z nudów „zgody i bezpieczeństwa”. Komorowski tak pewny był swego, że nie wziął udziału w debacie przedwyborczej kandydatów. Zademonstrował wyniosłość i lekceważenie dla demokratycznego ducha, ale to nie wszystko: przyczynił się też do tego, że na tle wariackich likwidatorów podatków i państwa Andrzej Duda objawił się jako polityk umiarkowany i godny zaufania.

Duda wygrał oczywiście przede wszystkim dzięki słabości prezydenta, a nie dlatego, że zrobił doskonałe wrażenie i zaproponował porywającą wizję Polski. Był trochę bardziej energiczny, młodszy i miał mniej do stracenia. Trudno jednak powiedzieć, że narodził się polityk dużego formatu, który zmieni oblicze polskiej polityki. Raczej nie stanie się liderem, bo w kampanii zaprezentował się jako osoba niewychodząca poza linię swej partii, dość konwencjonalnie sprzeciwiając się in vitro i krytykując konwencję antyprzemocową. W kwestiach polityki społecznej i gospodarczej ciężko było wychwycić wątki, które odchylałyby go od mainstreamu.

I Duda, i Komorowski w pewnym sensie przegrali z Kukizem. Oni startowali z poparciem wielkich struktur partyjnych, on niemal jako samotny strzelec. Wyprzedzili go zaledwie o kilkanaście procent. Dobry wynik Kukiza jest jednak pseudowydarzeniem.

Tak naprawdę potwierdza tylko strukturalną prawidłowość: na polskiej scenie politycznej jest miejsce dla kogoś, kto powie, że nienawidzi polityków i chce oddać Polskę obywatelom.

Tacy trybuni są jednak politykami jednorazowego użytku. Gdy wejdą już do polityki, tracą 95% swojego wcześniejszego uroku i ludzie zaczynają szukać kogoś nowego. Wcześniej był to Palikot, potem Korwin, teraz Kukiz. Nie wróżę mu długiej politycznej przyszłości.

Na lewicy Armagedon. Tak źle nie było jeszcze nigdy, włączając w to dwudziestolecie międzywojenne. Zawsze lewica miała chociaż 10% głosów. Dziś Magdalena Ogórek i Janusz Palikot razem zebrali nędzne 4%. Za tą katastrofą stoi zapewne długa historia, ale przesądziły o niej rezygnacja ze startu w wyborach Barbary Nowackiej i błędne kalkulacje Leszka Millera. W Nowacką ludzie inwestowali nadzieje, a ona budowała w nich przekonanie, że nie jest tylko szeregową polityczką. Potem wybrała lojalność wobec lidera swojej partii, co pomogło mu popełnić polityczne samobójstwo. Dziś nie wiadomo, czy Nowacka będzie w stanie spełnić pokładane w niej nadzieje, bo lewicowe partie są w rozsypce i ciężko będzie zbudować coś na gruzach.

Leszek Miller wystawił Magdalenę Ogórek w przekonaniu, ze to najcwańsze, co można zrobić. Ogórek miała przejąć miejsce stworzone w polityce przez Nowacką i umożliwić Millerowi zachowanie pozycji przewodniczącego. Że Ogórek to nie Nowacka, przekonaliśmy się dość szybko. Niedługo pewnie dowiemy się, kto zastąpi Millera na fotelu przewodniczącego.

Pojawiają się dziś dwa pytania. Jedno oczywiste – co z drugą turą, i jedno branżowe – co z lewicą. Odpowiedź na pierwsze jest taka, że Komorowskiemu będzie łatwiej. Ma większe możliwości przesuwania się do centrum, będzie bardziej zmobilizowany, a Duda nie odkręci tego, co powiedział w pierwszej turze, a co zamknęło mu drogę do wyborców centrowych i liberalnych światopoglądowo.

Jeśli chodzi o lewicę, to przede wszystkim powinna ona wierzyć w politykę i nie iść drogą Kukiza.

Trzeba raczej szukać sposobu, żeby polską scenę polityczną wyzwolić z błędnego koła trybunów jednorazowego użytku. Szansą jest połączenie części radykalnego elektoratu z wyborcami umiarkowanymi przez wyartykułowanie wizji polityki odważnej, ale jednocześnie wspólnotowej i solidarnościowej. Dziś wydaje się to zadaniem niemożliwym. Pamiętajmy jednak, że wczoraj niemożliwa była przegrana Komorowskiego w pierwszej turze, zwycięstwo Dudy i dwudziestoprocentowy wynik Kukiza.

Czytaj także:
Sławomir Sierakowski: Czy elektorat lewicowy tym razem wyjdzie z domu i zdecyduje, kto wygra?

**Dziennik Opinii nr 131/2015 (915)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maciej Gdula
Maciej Gdula
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, socjolog, doktor habilitowany nauk społecznych, pracownik Instytutu Socjologii UW. Zajmuje się teorią społeczną i klasami społecznymi. Autor szeroko komentowanego badania „Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta”. Opublikował m.in.: „Style życia i porządek klasowy w Polsce” (2012, wspólnie z Przemysławem Sadurą), „Nowy autorytaryzm” (2018). Od lat związany z Krytyką Polityczną.
Zamknij