Politycznie Tuska ratuje tylko to, że opozycja jest równie zmęczona jak on. Będziemy czołgać się powoli.
Szumnie zapowiadana rekonstrukcja rządu wypadła blado. Tusk dobrał do swojej ekipy osoby albo nieznane, albo grające w politycznej trzeciej lidze. To w sumie nie dziwi, bo zadania, jakie postawił przed nimi szef rządu, nie podjąłby się nikt z wyższą polityczną pozycją. Mają bowiem tylko lepiej sprzedać reformy, których kierunek – jak w przypadku sześciolatków w szkołach czy reformy nauki – jest i tak przesądzony. Zmiana jest zatem powierzchowna i Tusk nie może na serio liczyć, że wzmocni ona jego słabnącą pozycję.
W tej sytuacji kluczowe było przemówienie Tuska na konwencji PO. Pokazanie, że ma wizję na kolejne lata rządów, mogłoby przekonać Polaków tracących w niego wiarę, że wie, po co rządzi, a nie rządzi tylko dlatego, że jest premierem.
Z pewnością było to więc najważniejsze przemówienie Tuska od wyborów z 2011 roku.
Rozpoczęło się przekonywaniem, że Platforma nie jest przeżarta korupcją i jednoczy ludzi, którzy chcą działać wyłącznie dla interesu publicznego. W kontekście ostatnich afer było to zrozumiałe, ale pokazywało też, że premier koncentrować się będzie na odbudowywaniu wizerunku, bo nie ma przełomowego pomysłu nowe otwarcie.
Kiedy wreszcie zaczął mówić o planie na kolejne sześć lat, stało się to już całkowicie jasne. Kolejne lata mają być przełomowe, bo otrzymamy kolejną wielką transzę pieniędzy z UE. Dzięki nim dołączymy wreszcie do krajów naprawdę cywilizowanych i przezwyciężymy fatum ciążące nad polską historią. Nad wydawaniem środków czuwać będą eksperci z PO, którzy mają już doświadczenie i wiele szczegółowych pomysłów na to, jak wydać unijne środki.
Nowością ma być to, że pieniądze wcześniej przeznaczane na rozwój infrastruktury trafią do zwykłych ludzi, a nie na drogi, tory i budynki. Ma nadejść czas, kiedy wreszcie będziemy mogli pomyśleć o sobie, a nie budowaniu Polski i wyrzeczeniach dla niej. Szkoda, że premier ograniczył się w tym miejscu do ogólnych, dość mglistych deklaracji.
Potem było już bardzo przewidywalnie. Tusk powtórzył gamy, które gra już od dawna. Platforma przeprowadziła Polskę przez kryzys i jest to wielkie osiągnięcie na skalę europejską. Jeśli nie będzie rządzić PO, to będzie rządzić PIS, a to będzie oznacza konflikty i roztrwonienie dotychczasowego dorobku. Jeśli Tusk pozostanie u steru, to Polska będzie miała innowacyjną i konkurencyjną gospodarkę.
Program, który przedstawił Tusk, może podobać się starszym, w miarę ustawionym ludziom, liczącym na to, że osiągnięta przez nich stabilność będzie trwała.
Premier ma natomiast niewiele do powiedzenia młodym, gorzej wykształconym, pracownikom sektora publicznego czy zatrudnionym elastycznie.
Nie usłyszeliśmy niczego o nowej architekturze europejskiej polityki i gospodarki. Nie wiemy, kiedy przyjmiemy euro. Nie widać żadnego nowego planu dzielenia wspólnego majątku i redystrybucji. Nie wiadomo, co oprócz pieniędzy uruchomić ma innowacyjność, a jak wiadomo, pieniądze do tego nie wystarczają.
Tusk jest wypalony i chce po prostu doczołgać się do wyborów. Politycznie ratuje go tylko to, że opozycja jest równie zmęczona. Będziemy czołgać się powoli.