Ministerstwo Spraw Niekoniecznie Zagranicznych przedstawia „elastyczną solidarność”.
Przez krótszy niż pięć minut moment można było sądzić, że władze RP myślą co innego, niż myślą. Ale tylko przez tę chwilę: nie po to minister Waszczykowski jest w rządzie, abyśmy nie mogli dowiedzieć się, co ów rząd myśli naprawdę, w szczerych, „politycznie niepoprawnych słowach”, bez zbędnej dyplomacji.
Zacznijmy od tego, co zaskoczyło. Prezydent Andrzej Duda przekonywał niedawno na szczycie Organizacji Narodów Zjednoczonych w sprawie uchodźców, że „wielkie migracje społeczne wymagają od polityków bardzo odpowiedzialnego postępowania. W wielu miejscach mogą bowiem wywoływać społeczne napięcia, uprzedzenia, fałszywe oskarżenia o odbieranie miejsc pracy bądź chęć nieuczciwego wykorzystania systemu socjalnego państwa-gospodarza. Niestety, tego typu postawy są wykorzystywane przez niektórych polityków. Próbują oni zyskać na popularności, rozwijając niesprawiedliwe uogólnienia. Tymczasem zadaniem polityków powinno być niedopuszczenie do tego, by takie krzywdzące stereotypy burzyły spokój i ład społeczny”.
Takie wypowiedzi – nawet jeśli sąsiadują z obiegowymi półprawdami i stereotypami, jak było i w tym przypadku – mogą sprawiać wrażenie zmiany kursu czy odświeżenia retoryki w sprawie pomocy uchodźcom. Prezydent Duda – co prawda chętniej za granicą niż w Polsce – zapewnia też, że Polska z wyzwaniami pomocy innym mierzy się odpowiedzialnie, chętnie i skutecznie. Jeśli jednak wzięliśmy słowa prezydenta za dobrą monetę, to raczej pochopnie. Dziś rozbieżność między tym, co mówi prezydent, a robią różne ośrodki rządowe – a nawet rozbieżność między deklaracjami jednego ministerstwa i drugiego – kłuje w oczy.
Sprzeczne sygnały
Czy mówiąc o politykach wykorzystujących niesprawiedliwe uogólnienia i burzących społeczny spokój w imię wyborczego zysku prezydent ma również na myśli Jarosława Kaczyńskiego? To przecież prezes Prawa i Sprawiedliwości na ostatnim odcinku kampanii straszył „strefami szariatu” i „imigrantami zmieniającymi kościoły w toalety”. A kiedy mówi, że „jeżeli ktoś będzie chciał przyjechać do naszego kraju, będzie uchodźcą, bo ucieka ze swojego kraju, gdzie zagrożone jest jego życie, zdrowie, to zapewniam, że zostanie przez nas przyjęty”, to czy ma świadomość, że Polska właśnie nie wpuszcza poszukujących u nas azylu Czeczenów (i skutecznie utrudnia wjazd do kraju wielu innym)? Czy kiedy obiecuje obcokrajowcom bezpieczeństwo, wie że liczba przestępstw z nienawiści w Polsce rośnie a rząd wbrew faktom mówi, że problemu nie ma?
Jak pogodzić te sprzeczne sygnały? Najprościej zapytać, jaki w danej chwili mamy interes – to jest, jaki interes w polityce zagranicznej ma dziś PiS. Nie jest nim bynajmniej otwieranie się na pomoc innym czy włączenie się w rozwiązywanie tak zwanego kryzysu uchodźczego.
Prezydent Duda wypowiedział te słowa w trakcie spotkania, na którym – razem z MSZ – lobbował za przyznaniem Polsce przechodniego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. I wszystko jasne – niełatwo byłoby ubiegać się o poparcie ponad stu krajów (aby uzyskać miejsce w RB potrzeba poparcia 2/3 członków ONZ), za pomocą zwyczajowej taktyki odwracania się do wszystkich plecami i obrażania, jaką to taktykę wprowadził do MSZ Witold Waszczykowski.
Hasło, z jakim startuje Polska, to „Solidarność – Odpowiedzialność – Zaangażowanie”. Gdyby nasz slogan miał oddawać prawdę o relacjach zagranicznych, jak widzi je szef MSZ, to powinno ono brzmieć raczej: „Niewiele nas to wszystko obchodzi”.
Ministerstwo Spraw Niekoniecznie Zagranicznych
„Solidarność – Odpowiedzialność – Zaangażowanie”: spróbujmy skonfrontować prawdziwość tej deklaracji programowej z działaniami i wypowiedziami samego szefa dyplomacji.
Solidarność? Nas obowiązuje „elastyczna solidarność”. Naprawdę, polski MSZ wymyślił „koncepcję tak zwanej elastycznej solidarności”. To zresztą cytat; nawet sam serwis prasowy ministerstwa pisze o „tak zwanej elastycznej solidarności”, bo nikt o takim wynalazku wcześniej nie słyszał. W skrócie ma ona polegać na tym, że zamiast istniejącego systemu kwotowego (który nie działa i de facto wcale nie obowiązuje) zaprowadzimy jeszcze bardziej skomplikowany, choć analogicznie pomyślany system, w którym kraje będą, zamiast przyjmować uchodźców, składać się na nich poprzez prowadzenie polityki humanitarnej poza granicami. „Elastyczność” polega chyba głównie na tym, że Polska i państwa Grupy Wyszehradzkiej same zdecydują, co chcą (a raczej: czego nie chcą) robić – bo gdyby ktoś chciał, mimo wszystko, aby reguły solidarności były spójne i sztywne, a nie „elastyczne”, to minister krzyczałby już o narzucaniu Polsce nierealistycznych wymogów. Prawda jest taka, że nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby Polska realizowała politykę humanitarną tak hojną, jak tylko chce. Ale tego nie robi, mimo że „pomaganie poza granicami kraju” stało się już refrenem PiS-u. W Libanie działa Polska strefa humanitarna, ale na pomoc uchodźcom w tym kraju rząd przeznaczył mniej niż na dotacje dla biznesowo-edukacyjnego konglomeratu Tadeusza Rydzyka.
Portal uchodzcy.info podaje, że „w 2016 roku nasz kraj przeznaczy łączną kwotą 4,5 mln euro na walkę z kryzysem humanitarnym i pomoc uchodźcom poza granicami naszego kraju (nie wliczając w to kwoty przekazanej Turcji w ramach umowy o wspólnym rozwiązaniu kryzysu migracyjnego). Jest to jedna z najniższych sum pośród krajów Europy”.
Odpowiedzialność? Minister Waszczykowski odwiedził niedawno Ukrainę, kraj w którym toczy się wojna, a Rosja przeprowadza wybory do Dumy na okupowanych terytoriach. Minister zajęty jest jednak głównie, w kontekście Ukrainy, domaganiem się „prawdy o Wołyniu”. Ukraińcy listy piszą i wykonują koncyliacyjne gesty, ale nic po tym – w „poszukiwaniu prawdy” przez MSZ, podobnie jak w sprawie Smoleńska, chodzi o to, by króliczka gonić. Można odnieść wrażenie, że ostatecznie zgodzenie się na jakąkolwiek prawdę o Wołyniu – PiS i tak zresztą przegłosował już uchwałę, a w kształtowaniu polityki historycznej ma przecież dowolność, więc czego jeszcze chcieć? – jest właściwie nie na rękę. Przyjęcie jednej wersji w sprawie Wołynia pozbawia przyjemności przypominania światu, że my o tę prawdę się upominamy.
To zresztą jest celem powołanej właśnie przez MSZ Rady Dyplomacji Historycznej – ciała, które stanie się najprawdopodobniej państwowym przedłużeniem misji organizacji w rodzaju Reduty Dobrego Imienia, hurtowo produkującej listy protestacyjne przeciwko wszystkiemu, co w dość oryginalnej autorskiej interpretacji Reduty zagraża Polsce.
O ile walka z oscarowym filmem Ida może być odebrana za granicą jako kuriozum czy pewien folklor, to zastanawia włączenie w prace ministerstwa organizacji, która stoi na stanowisku, że Parlament Europejski jest sterowany za pomocą „informacji wypływających z zatrutych źródeł w okolicach ulicy Czerskiej w Warszawie”. Reduta Dobrego Imienia posługuje się językiem dalekim od dyplomatycznego – strasząc m.in. „niemieckim dyktatem w Europie”, a za punkt honoru przyjęła sobie zakwestionowanie faktu, że w Polsce istniał lub istnieje antysemityzm. Prostuje więc „błędne” przekonanie wszystkich naukowców, dziennikarek i filmowców, którzy do faktu (?) istnienia w Polsce antysemityzmu się odnoszą oraz piętnują tych, którzy się tym problemem zajmują. Jak w tym liście do noblistki Swietłany Aleksiejewicz: „Z przykrością musimy stwierdzić, że faktycznie, są w Polsce ludzie mający wpływ na opinię, którzy propagują fałszywe tezy o «strasznym polskim antysemityzmie» – dla własnej kariery, poklasku, wreszcie z głupoty, sądząc, że dzięki temu są odważni i postępowi. […] Gorąco zachęcamy Panią do zapoznania się z tym tematem bliżej, odrzucenie fałszywych opinii i nie rozpowszechnianie kłamstw”. Ale to jeszcze nie wszystkie działania na polu dyplomacji historycznej, z jakich może Polska skorzystać:
Reduta Dobrego Imienia wystąpiła niedawno z protestem przeciwko mianowaniu Macieja Stuhra ambasadorem marki Mitsubishi Outlander. Być może ten ostatni wątek doczeka się finału, gdy działania zainicjowanej przez ministra Waszczykowskiego Rady Dyplomacji Historycznej?
A wracając do tematu Ukrainy, podejście ministra dobrze oddają „optymistyczne” słowa o tym, że do porozumienia udało się nam dojść „z narodami , które wyrządziły nam większą krzywdę niż Ukraińcy”. Odpowiedzialne? Niespecjalnie.
Co do ostatniej części hasła – „zaangażowanie” – wystarczy powiedzieć tyle, że choć wojna w Syrii uchodzi za jeden z najpoważniejszych dylematów polityki międzynarodowej – a realiów życia rozdartym wojną kraju nie można nazwać inaczej niż katastrofą humanitarną – ostatnia zarejestrowana przez portal msz.gov.pl wypowiedź ministra o Syrii pochodzi sprzed ponad pół roku – data jej opublikowania to 23 lutego. To rzeczywiście „zaangażowanie” bez precedensu.
Dyplomacja wewnętrzna
Powiedzmy to szczerze – mimo że w MSZ i w Kancelarii Prezydenta z pewnością pracują również fachowcy, osoby szczerze i z patriotycznych pobudek zainteresowane dobrymi relacjami Polski z zagranicą oraz zwiększeniem naszych wysiłków dyplomatycznych i humanitarnych, w zgodzie z hasłem „Solidarność – Odpowiedzialność – Zaangażowanie”, to nie można w poczet tych osób zaliczyć ministra Waszczykowskiego i jego najbliższych współpracowników.
Ich linia to zaprzeczenie polityki solidarnej, odpowiedzialnej i zaangażowanej – solidarna jest ona tylko z częścią najtwardszej polskiej prawicy, odpowiedzialna co najwyżej za swoje stołki, zaangażowana tylko we wzniecanie już obecnego w Polskiej debacie resentymentu względem sojuszników i sąsiadów zarówno na Wschodzie, jak i Zachodzie. Jedynym przedmiotem i tematem tak prowadzonej polityki zagranicznej jest Polska – jej wewnętrzne kłótnie i podziały. Polska historia, martyrologia i myśl zajmują więcej czasu MSZ-owi niż faktyczne polskie działania w świecie, gdy ich potrzeba. Gdy przychodzi zabrać głos w ważnej sprawie zagranicznej – MSZ milczy. Kiedy jednak trzeba popisać się talentem polemicznym – tu minister Waszczykowski jest zawsze na miejscu. Ktoś powinien policzyć, czy o „kryzysie”, „porażce” i „dysfunkcyjności” Brukseli opowiada dziś częściej MSZ Polski czy Rosji. Dymisja ministra Waszczykowskiego z fotela szefa dyplomacji i przekazanie mu jakichś zadań na froncie publicystyki albo politycznie zaangażowanego pisarstwa będzie tylko przysługą – to w tej dziedzinie realizuje się jego temperament, nie w dyplomacji.
O miejsce w Radzie Bezpieczeństwa Polska konkuruje z Bułgarią. Władza już ogłosiła, że ewentualna wygrana „wzmocni pozycję Polski w UE”. Czyżby Polska miała zamiar głosować w Radzie w sposób, który jakoś zmieni bilans sił w Europie? Potencjalnymi sojusznikami mogą zawsze okazać się członkowie stali Rady – Federacja Rosyjska i Chińska Republika Ludowa. W Polskiej dyplomacji nic już nie dziwi.
Krytyka Polityczna dołącza do Strajku Kobiet. W #czarnyponiedziałek, 3 października, nie pracujemy, nie odpisujemy na mejle. Spotkacie nas na demonstracjach i akcjach społecznych, gdzie będziemy się upominać o prawo kobiet do decydowania o własnym ciele.
**Dziennik Opinii nr 273/2016 (1473)