Wciąż warto zastanawiać się nad konsekwencjami dwóch decyzji, które zapadły w 1990 r.
Nie mam co do tego wątpliwości, to był sukces – na naszą miarę. Na miarę słabnącej „Solidarności”, która nie przetrwała stanu wojennego jako 10-milionowa organizacja. Na miarę władzy, której grunt usuwał się spod nóg, a odpowiedzialność za walące się państwo wyraźnie ciążyła. Na miarę Kościoła, bez którego oczywiście nie mogło się obyć. A przede wszystkim na miarę wyobraźni, realizmu i rozeznania w sytuacji, jakie można było mieć w tym czasie. (…)
Czy zatem sukces ten był też grzechem założycielskim? Gdyby nie Okrągły Stół, wszystko potoczyłoby się inaczej? Jakoś lepiej? Czy już w czasie rozmów okrągłostołowych zapadły najważniejsze decyzje, które do dziś określają kształt Polski? Jaki jest związek między ustaleniami Okrągłego Stołu a reformą Balcerowicza? Albo wprowadzeniem religii do szkół? (…)
Nie warto więc spierać się o Okrągły Stół, szczególnie że dzisiaj to tylko rytualny spór utwierdzający linie podziałów politycznych. Wciąż warto jednak zastanawiać się nad konsekwencjami dwóch decyzji, które zapadły w 1990 r.
Wymienienie w tym miejscu planu Balcerowicza zapewne nikogo nie dziwi. A pytanie, czy można było przeprowadzić reformy rynkowe z większą delikatnością i dbałością o słabsze grupy społeczne, pewno na zawsze pozostanie bez odpowiedzi. Na pewno istniało jakieś pole manewru. I na pewno – pomijając kwestie praktyczne – na przynajmniej dwie dekady zafundowaliśmy sobie bożka o imieniu Wolny Rynek. Wszyscy mieli w niego uwierzyć pod rygorem zostania homo sovieticus. Dziś wiara ta nieco osłabła, ale w jej imieniu już sprywatyzowano, skomercjalizowano, uelastyczniono i zoutsourcingowano… Zniknęły połączenia kolejowe i wali się służba zdrowia.
Wprowadzenie religii do szkół wydaje się aktem dużo mniej spektakularnym. Chociaż można by zapytać: czy dlatego się na to zdecydowano, że społeczeństwo było konserwatywne? Czy raczej dlatego mamy konserwatywne społeczeństwo, że jest do tegoż konserwatyzmu trenowane od przedszkola, i to pod auspicjami państwa? Oczywiście to także tysiąc innych przywilejów dla Kościoła. Hojny zwrot majątku i konkordat. W konsekwencji – dzisiejsza pozycja Kościoła zaśmiecającego debatę publiczną jakimiś bzdurami, za czym jednak kryją się bardzo realne wpływy polityczne.
Bóg i rynek – dwie siły, które tylko pozornie pozostają w konflikcie. Dwie siły, które określiły wyjątkowy kształt polskiej transformacji. W jakimś sensie są one dziećmi Okrągłego Stołu.
Artykuł ukazał się 11 lutego 2014 w „Gazecie Wyborczej”.
Czytaj także:
Maciej Gdula, Kto przepędzi ducha tego stołu?