Partia, która nie chciała mieć liderów, zaistniała w społecznej świadomości dopiero wtedy, gdy lidera pokazała.
Padła strona partii Razem. Po debacie liderów widzowie telewizyjni chcą się dowiedzieć, kim u licha jest człowiek, który wygrał tę debatę, czyli Adrian Zandberg.
Zandberg był spokojny, merytoryczny, nie dawał się wciągać w przewidywalność, którą narzucała część pytań. Okazało się też, że potrafi zmieścić się w 60 sekundach i odnaleźć w formule debaty telewizyjnej, choć dotąd wydawało się, że lepiej czuje się w dyskusjach akademickich.
To jest, proszę państwa, wielki debiut partii Razem na dużej scenie medialnej – i jednocześnie dramat tej partii. Razem, która nie chciała mieć liderów i na tym budowała swoją tożsamość, zaistniała w publicznej świadomości dopiero wtedy, kiedy lidera pokazała.
„Coraz więcej ludzi ma dosyć walenia się pałkami po głowach w studio telewizyjnym i ma dosyć zawodników, którzy opanowali tę sztukę do perfekcji, ale nie mają poza tym nic do zaproponowania. Oczywiście polityka, który bazuje na programie, a nie na wykrzywionej lub uśmiechniętej twarzy, jest trudniejsza. Pewnie nie da się tak wygrać dziś w Polsce wyborów. Jeszcze się nie da. Ale dla nas stawką nie jest wygranie najbliższych wyborów” – mówił nie tak dawno Adrian Zandberg w wywiadzie dla Dziennika Opinii.
czytaj także
Podobną drogę przeszedł komitet Kraków Przeciw Igrzyskom. Długo próbowano promować w mediach równocześnie wiele twarzy, uznając, że mediom należy pokazać, jak działają, a działali wspólnie.
Media jednak kompletnie nie wiedzą, co zrobić z tą wielością. Media wiedzą, jak pokazywać jednostki.
W telewizji można zrobić „debatę liderów”, ale nie debatę między komitetami wyborczymi czy partiami. To, co jest wielką siłą Razem, czyli autentyczność, dotąd było „niepokazywalne” w naszych mediach. A ponieważ media rządzą polityką, to i w polityce autentyczna może być tylko postać. Dlatego wyborcy uwierzyli w autentyczność Kukiza, Petru, a wcześniej Palikota czy Leppera. Ale – powtórzę to, co mówiłam po konwencji Razem – jak tu uwierzyć w autentyczność partii politycznej?
No i okazało się, że się na razie nie da. Uwierzyć możemy w Adriana Zandberga.
Tylko co ma z tym zrobić partia, która nie chce budować swojej tożsamości na liderach, a dziś w zasadzie na jednym liderze?
Iść w konsekwentne pokazywanie Zandberga do piątku? To może być sposób na 3%, które da Razem finansowanie z budżetu, a może i na więcej, kto wie. Czy raczej, zgodnie z dotychczasową linią, powiedzieć, że nie zgadzają się na mediokrację i promowanie jednostki? To, co część komentatorów zna jako „dziecięcą chorobę lewicowości”, może być pułapką w tych wyborach.
Nie taki był plan. Miało nie być twarzy, a tu nagle Zandberg ograł Kopacz, Szydło i całą resztę. Zandberg jest na fali. Ta fala może ponieść Razem. Ale może ją też zatopić.