Kojarzycie mema, na którym rowerzysta wkłada kij w szprychy i płacze, że się przewrócił? Dokładnie taką taktykę stosuje wspierany przez władze i sądy Kościół w Polsce. Postępująca laicyzacja ma jednak szansę w końcu zrzucić go z rowerka. To będzie bardzo bolesny upadek, ale zanim nastąpi, poobijamy się zapewne wszyscy.
Licznik apostazji nie bije tak szybko, jak chcieliby zwolennicy świeckiego państwa, ale o tym, że z Kościołem coraz więcej osób nie chce mieć nic wspólnego, mówią inne liczby. Spadek religijności Polek i Polaków potwierdza m.in. CBOS, który przeanalizował praktykowanie wiary w ostatnich 30 latach.
Młoda Polska laicka
I tak na przykład odsetek osób regularnie chodzących do kościoła w ciągu trzech dekad stopniał prawie o 27 proc., a tych, którzy deklarują otwarcie, że nie wierzą, wzrósł i wynosi 12,5 proc. Największym jednak zwiastunem zmian zdają się ci, których Jan Paweł II nazwał „światłem i nadzieją ludzkości”.
czytaj także
To rzadki moment, w którym z papieżem wypada się zgodzić, bo młodzi (w wieku 18–24 lata) masowo odchodzą od katolicyzmu i przywracają wiarę (sic!) w szansę na rozbicie toksycznego małżeństwa tronu z ołtarzem. Ich udział w praktykach religijnych skurczył się najbardziej spośród wszystkich badanych grup – z 69 do 23 proc. – i zapewne się na tym nie zatrzyma. Ba, nawet wewnętrzne raporty nie wyglądają najlepiej.
Katolicka Agencja Informacyjna dostrzega, że „wyraźnie rośnie grupa młodzieży, która deklaruje się jako niewierząca i niepraktykująca, i stanowi ona już niemal 1/3 całej młodzieży”. Dalej czytamy, że w 1996 roku 62 proc. młodych co tydzień stawiało się na mszy, a obecnie – tylko 35 proc.
Największymi pustkami świecą kościoły w dużych miastach, bo ponad połowa ich mieszkańców z dolnych grup wiekowych „w ogóle nie praktykuje swojej wiary”. Pokolenie milenialsów też pojawia się w świątyniach coraz rzadziej. W tej grupie z 70 do 40 proc. stopniała liczba osób systematycznie odwiedzających kościoły.
Innym źródłem potwierdzającym ów trend są także liczne rezygnacje z uczestniczenia w szkolnej katechezie. Minister edukacji ma wprawdzie w planach to zmienić, przymuszając młodzież do praktyk religijnych i ideologizując teoretycznie wolne od katolicyzmu przedmioty, ale wciąż w kolejnych miejscach coraz trudniej znaleźć licea, w których na religię byłaby zapisana miażdżąca większość uczniów.
Dane z losowo wybranych miast wyglądają następująco: w Olsztynie tylko 37 proc. osób w szkołach ponadpodstawowych uczęszcza na ten przedmiot (dla porównania w 2019 roku było to 47,5 proc.), w Lublinie co trzeci uczeń z niego rezygnuje na tym etapie edukacji, w Katowicach – połowa, a w Łodzi – aż 70 proc.
Ta okropna technologia
Co na to dostojnicy Kościoła? Zamiast sami wyciągnąć lekcje, obrzucają oskarżeniami o postępującą sekularyzację wszystkich dookoła. Słynący z mało humanitarnego języka abp Marek Jędraszewski tym razem za głównych winowajców tego stanu rzeczy uznał… smartfony, nazywając młodzież „pokoleniem pochylonych głów”, a także pandemię, która znacząco uszczupliła wpływy katolickich duchownych.
czytaj także
W kwietniu ubiegłego roku dowiedzieliśmy się jednak, że rocznie obroty Kościoła wynoszą nawet do 17 mld złotych. Z kolei w związku z tym, że społeczeństwo coraz rzadziej posługuje się gotówką i z uwagi na obostrzenia rzadziej przychodzi do świątyń, Kościół miał rozmawiać z Zygmuntem Solorzem o stworzeniu aplikacji, która zastępowałaby fizyczne zbieranie na tacę. Czy abp Jędraszewski o tym słyszał i nie obawia się przypadkiem nowych i zgubnych technologii? Tego nie wiemy, ale krakowski metropolita jest pewien, że katolicyzm w Polsce przeżywa kryzys nie z własnej winy.
„Nie tyle Kościół wpłynął na to, co dzieje się w Kościele, jeśli chodzi o frekwencję na mszach świętych, obecność młodzieży. Kościół stał się ofiarą tego wszystkiego, co się dzieje” – stwierdził daleki od samokrytyki duchowny. Czego jednak spodziewać się po przedstawicielu instytucji, w której gwałcenie dzieci uchodzi jej członkom na sucho i jest owiane zmową milczenia?
Czy Kościół jest ofiarą? Nie, jest oprawcą, ale chętnie mówi o atakach na siebie, a aparat państwa ochoczo mu w tym pomaga, skazując ludzi na ograniczenie wolności za to, że ośmielili się obnażyć hipokryzję kleru i urazić katolickie uczucia religijne.
Bezkarny gwałt, drogi sprej
Trzymiesięczny środek zapobiegawczy w postaci pobytu w areszcie zasądzono domniemanemu sprawcy uszkodzeń elewacji warszawskiej bazyliki Świętego Krzyża. Chodzi o nasprejowanie na ścianach budynku napisów „Tu będzie techno”, „PiS won” i „Świeckie państwo”. Prorocze słowa? No cóż, wiele na to wskazuje.
Nie zrozumcie nas jednak źle. Nie pochwalamy niszczenia zabytków. Ale fakt, że w społeczeństwie dochodzi do wybuchów gniewu wymierzonych w instytucję butami wchodzącą w najintymniejsze sfery życia ludzi, w ogóle nas nie dziwi. Zaskakuje natomiast wysokość kary, jaką można ponieść za to przewinienie, i to w chwili, gdy sprawcy niczego nie udowodniono.
W podobnym tonie decyzję sądu skomentował stołeczny konserwator zabytków Michał Krasucki, zwracając uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt. Otóż nie zabytki znajdują się w Polsce pod specjalnym nadzorem, lecz mienie Kościoła i tych instytucji, które są istotne z politycznego punktu widzenia.
Twoje dziecko nie chodzi na religię? Nie masz dzieci? Ale i tak zrzucasz się na etat katechety
czytaj także
„3 miesiące aresztu?! Serio?! Bez procesu i wyroku?! Zrozumiałbym takie postępowanie prokuratury i postanowienie sądu, gdyby podobną konsekwencję wykazywali w pozostałych przypadkach. Gdyby wszystkich traktowali równo. Ale nie traktują…” – czytamy we wpisie Krasuckiego.
O czym mowa? O dewastacji tablic projektu Karola Tchorka, upamiętniających ofiary drugiej wojny światowej. Odpowiedzialni za zniszczenia członkowie Klubu „Gazety Polskiej” z pomocą plakietek i kleju dokonali „korekty” napisów widniejących na tablicach i wszędzie tam, gdzie wzmiankowano o zbrodniach dokonanych przez okupanta, zamiast hitlerowców pojawili się „Niemcy”. Koszt tej akcji, której organizacją jej pomysłodawcy pochwalili się sami w mediach społecznościowych i przed kamerami TVP, może wynieść – jak szacuje „Gazeta Wyborcza” – nawet 700 tys. zł.
Kościół katolicki boi się ludzi inteligentnych, bo oni mogą się zbuntować
czytaj także
Czy sprawców tego zajścia, w tym głównego inicjatora – Adama Borowskiego, szefa warszawskiego Klubu „Gazety Polskiej” – umieszczono w areszcie? „Policja od października prowadzi postępowanie. Dość rzetelnie stara się wyjaśnić wszystkie okoliczności. Wniosku o areszt tymczasowy nie było… Gorliwości prokuratury w tym wypadku brakuje” – napisał Michał Krasucki, który uszkodzenie zarówno tablic, jak i ściany warszawskiego kościoła, zgłosił organom ścigania.
„Zależy mi na tym, by niszczyciele zabytków odpowiadali za swoje wykroczenia i przestępstwa. Ale zależy mi też na tym, by nie wybierać, wobec kogo się areszt zastosuje, a komu odpuści. W zależności od tego, po której stronie barykady politycznej i społecznej stoi. Zależy mi na tym, by o karze decydował proces, a nie arbitralna prokuratura. Proszę o równe stosowanie prawa” – czytamy dalej w poście.
Ale równości w kraju, gdzie dysproporcje pomiędzy siłą wpływów Kościoła a reszty społeczeństwa są ogromne, gdzie budynki mają większe prawa niż ludzie, a uczucia katolików są delikatniejsze niż realne krzywdy, trudno się na razie spodziewać.
Kościół > ludzie
Niech wystarczy nam taki obrazek: 19-letniej aktywistce uczestniczącej w proteście solidarnościowym przeciwko zatrzymaniu uczestników „Spacerów dla przyszłości” policjant podczas zatrzymania złamał rękę, a potem zwlekał z udzieleniem pomocy medycznej. Co orzekł kontrolowany przez PiS wymiar sprawiedliwości? „Znamion czynu zabronionego nie stwierdzono”.
Podobnych spraw można by tu przywołać tysiące. Tymczasem znacznie większym echem odbijają się przypadki profanacji kościołów. Gdy wpisuję to hasło w wyszukiwarkę, widzę, że rzeczywiście w latach 2020 i 2021 nie brakuje przykładów wandalizmu, które zdaniem duchownych nasiliły się pod wpływem protestów przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Liczby, które w marcu przedstawiła polska policja, wyglądają następująco: 58 zdarzeń to uszkodzenia mienia, 29 – niszczenie zabytków, 13 spraw dotyczyło zakłóceń nabożeństw, tyle samo było przypadków znieważenia pomnika lub obiektu (miejsca kultu), a 39 – zgłoszono jako obrazę uczuć religijnych.
Czy kogoś to naprawdę zaskakuje? Okazuje się, że sytuacje, w których nikt realnie nie ucierpiał, są tym, czym polskie organy ścigania zajmują się znacznie chętniej niż na przykład złamaną przez policjanta ręka nastolatki czy pedofilią duchownych. W Poznaniu rozpoczął się niedawno proces 32 osób, które w tamtejszej katedrze urządziły pokojowy protest przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zakazu przerywania ciąży.
W myśl zasady, że skoro Kościół od dawna domagający się od rządzących całkowitego zakazu aborcji zagląda Polkom – również tym niewierzącym – do brzuchów i łóżek, te w odpowiedzi wkroczyły do wnętrza świątyń. Czy zostaną potraktowane jak przestępczynie? O tym przekonamy się wkrótce.
Kolega z pracy gwałci dzieci, szef o tym wie i go kryje. W Kościele to normalka
czytaj także
Na razie z ust duchownych możemy usłyszeć, że w przestrzeni publicznej trwa „moda na kontestowanie Kościoła”. Tak przynajmniej twierdzi bp Wiesław Śmigiel, który przyznaje jednocześnie, że jego organizacja musi między innymi „przemyśleć swoje nastawienie do młodych i zastanowić się, co zrobić, by przyciągnąć ich do parafii”. Mam protip dla księdza: wystarczy nie krzywdzić, nie gwałcić i nie dyskryminować. I zdaje się, że prymas Polski ma podobne przemyślenia. Obawiam się jednak, że jego pogląd nie jest szczególnie popularny w szeregach kleru.
„Mamy świadomość, że wiarygodność Kościoła odbudujemy tylko wtedy, kiedy staniemy w prawdzie i weźmiemy odpowiedzialność za wyjaśnienie tych wszystkich przestępstw” – powiedział Wojciech Polak w wywiadzie dla PAP. Tylko kiedy to wreszcie nastąpi? Gdy zaczną (a zaczną na pewno) płonąć kościoły, a połowa społeczeństwa będzie siedzieć za to w więzieniach?