Kraj

Czy Jan Szyszko popełnił przestępstwo, strzelając do bażantów?

Dwie organizacje zajmujące się ochroną zwierząt złożyły w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.

Co właściwie wydarzyło się 11 lutego tego roku, gdy minister środowiska Jan Szyszko wybrał się do Grodna pod Toruniem, aby strzelać do bażantów? Od strony prawnej jest to intrygująca łamigłówka. Jak podaje Wirtualna Polska, zostało wówczas zastrzelonych ponad 400 ptaków. Brał w tym udział również przewodniczący Polskiego Związku Łowieckiego, łowczy krajowy, Lech Bloch.

W oświadczeniu opublikowanym na stronie Ministerstwa Środowiska minister Szyszko stwierdza, że było to polowanie. Jego zdaniem miało ono polegać na tym, że „podmioty zakupujące koguty przewożą je [bażanty] – w specjalnych klatkach, służących do transportu drobiu – do łowisk, w których są wypuszczane. Tam poluje się na nie zgodnie z regulaminem”. Jakim regulaminem? Tego nie precyzuje.

Czy jednak rzeczywiście było to polowanie? Zgodnie z prawem łowieckim polowanie oznacza strzelanie do zwierzyny żywej z myśliwskiej broni palnej, a także tropienie jej i łowienie innymi dozwolonymi sposobami (na przykład za pomocą ptaków łowczych). Strzelanie z myśliwskiej broni palnej bez wątpienia miało w Grodnie miejsce. Czy jednak strzelano do zwierzyny? Zwierzyna to w rozumieniu ustawy zwierzęta łowne. Bażanty, do których strzelano pod Toruniem, były wypuszczane z klatek w miejscu, gdzie czekali na nie pan minister i pan łowczy, i gdy wzlatywały w powietrze, padały od wystrzelonego śrutu. Bażanty to ptaki, na które w ogóle się w Polsce poluje, można więc traktować je jako zwierzęta łowne. Pytanie jednak, czy były nimi w tym przypadku?

Czy rzeczywiście było to polowanie?

Zgodnie z ustawą o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt bażanty to drób, jeżeli utrzymywane są „w celach rozpłodowych, produkcji mięsa lub jaj spożywczych lub odtworzenia zasobów ptactwa łownego” (art. 2.1). Z kolei zgodnie z rozporządzeniem Rady Unii Europejskiej w sprawie ochrony zwierząt podczas ich uśmiercania (nr 1099/2009) „drób” to ptaki utrzymywane w gospodarstwie, w tym ptaki nieuznawane za gospodarskie, ale które są utrzymywane tak jak zwierzęta gospodarskie, z wykluczeniem ptaków bezgrzebieniowych. Są nimi na przykład kiwi, nandu czy strusie.

Bażanty, które hodowane są przez Ośrodki Hodowli Zwierzyny, to zatem w świetle prawa drób, dopóki nie zostaną wypuszczone do środowiska naturalnego, gdzie będą mogły żyć „w stanie wolnym”, jak jest to określone w prawie łowieckim. Wówczas stają się zwierzętami łownymi. Wtedy też, w ramach „gospodarki łowieckiej”, mogą zostać zabite, czyli w języku myśliwych „pozyskane”.

Jan Syszko (łac. mordercus patologicus)

Tu jednak to wypuszczenie zwierząt na wolność nie miało miejsca. Zwierzęta zostały co prawda wypuszczone z klatek poza terenem hodowli, jednak nie do stanu wolnego (w celu introdukcji), lecz celem ich zabicia. I to jest kluczowy moment w całej tej sprawie. Gdyby wypuszczane bażanty miały możliwość żyć na wolności i pewnego dnia minister środowiska by je wytropił i zastrzelił, wówczas można by było to uznać za polowanie (czy jest to dobry pomysł i czy na tym powinno polegać łowiectwo, to już inna kwestia). To jednak nie miało tu miejsca. Ptaki wypuszczano po to, aby pan minister i pan łowczy krajowy mogli je zabić.

Skoro nie było to polowanie, z czym więc mieliśmy tu do czynienia? Wiele zależy od intencji pana ministra i pana łowczego, czyli od tego, w jakim celu wybrali się do Grodna. Czy ich celem było strzelanie do bażantów dla przyjemności? Czy może raczej chodziło im o to, aby pozyskać mięso? Jeżeli celem było pozyskanie mięsa, wówczas, od strony prawnej, mamy tu do czynienia z ubojem drobiu.

Ptaki wypuszczano po to, aby pan minister i pan łowczy krajowy mogli je zabić.

„Ubój” oznacza uśmiercenie zwierząt przeznaczonych do spożycia przez ludzi, zgodnie z rozporządzeniem Rady Unii Europejskiej w sprawie ochrony zwierząt podczas ich uśmiercania. Zgodnie z tym rozporządzeniem zwierzęta mogą być uśmiercane „wyłącznie po uprzednim ogłuszeniu zgodnie z metodami i szczegółowymi wymogami związanymi ze stosowaniem tych metod określonymi w załączniku I. Do chwili śmierci zwierzęta są utrzymywanie w stanie nieprzytomności i niewrażliwości na bodźce” (art. 4. 1).

Zgodnie z polską ustawą o ochronie zwierząt przez ogłuszenie zwierzęcia rozumie się „metodę profesjonalnego, całkowitego wyłączenia świadomości zwierzęcia, trwającego aż do jego śmierci”. Z kolei w unijnym rozporządzeniu ogłuszanie zostało określone jako „każdy celowo wywołany szereg czynności, który bezboleśnie powoduje utratę przytomności i wrażliwości na bodźce, w tym każdy szereg czynności powodujący natychmiastową śmierć”.

Użycie broni palnej z pociskami jest wymienione jako dozwolona metoda ogłuszania w unijnym rozporządzeniu (nr 1099/2009). Czy jednak można pod to podciągnąć strzelanie śrutem, czego skutek może być dość przypadkowy? W ogłuszaniu chodzi przecież o jak najszybszą utratę przytomności, a nie o postrzelenie ptaka, który przy strzale śrutem może zostać trafiony w dowolną część ciała.

W ubojniach drób jest ogłuszany najczęściej za pomocą prądu elektrycznego – ptaki zanurza się w „kąpieli wodnej” lub przystawiając im do głowy elektrody. Stosuje się w tym celu także dwutlenek węgla wypuszczany w komorze. Ogłuszanie jest obowiązkowe, wyjątkiem są jedynie ptaki i ssaki poddawane ubojowi zgodnie z wymaganiami obrzędów religijnych (oznacza to w praktyce możliwość podcięcia zwierzęciu gardła na żywo i pozostawienie go do wykrwawienia się).

Z kolei w polskim rozporządzeniu ministra rolnictwa w sprawie kwalifikacji osób uprawnionych do uboju wymienionych jest jedynie pięć metod ogłuszania zwierząt (par. 8.1) i nie ma wśród nich użycia broni palnej. Jest ona dopuszczona jedynie do ich uśmiercania (par. 9.1), po uprzednim ogłuszeniu.

Ponadto zgodnie z przepisami unijnymi i polskimi zarówno ogłuszanie, jak i ubój mogą być wykonywane wyłącznie przez osoby posiadające odpowiednie kwalifikacje, „aby wykonywać te czynności, nie powodując u zwierząt jakiegokolwiek niepotrzebnego bólu, niepokoju lub cierpienia” (rozporządzenie unijne 1099/2009, art. 7. 1). Te kwalifikacje są doprecyzowane w polskim rozporządzeniu ministra rolnictwa i zgodnie z nim mogą się tym zajmować osoby, które, po pierwsze, ukończyły 18 lat, po drugie, posiadają wykształcenie co najmniej zasadnicze zawodowe, a po trzecie, odbyły szkolenie teoretyczne oraz trzymiesięczną praktykę na stanowisku ubojowym. Dwa pierwsze warunki pan minister i pan łowczy spełniają. Co jednak z trzecim?

Pojawia się tu również takie pytanie – czy Ośrodek Hodowli Zwierzyny w ogóle może hodować zwierzęta w celu pozyskania mięsa? Jeżeli celem tych ośrodków jest hodowla i wypuszczanie zwierząt na wolność, dla odtwarzania ich populacji bądź też dla zasiedlania nowych miejsc, to jak się to ma do ubijania ich na mięso?

Ubój zwierzęcia bez ogłuszenia lub bez odpowiednich kwalifikacji podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch. W związku z tym zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Jana Szyszko oraz Lecha Blocha złożyły do prokuratury Fundacja Prawnej Ochrony Zwierząt „Lex Nova” i Fundacji na Rzecz Ochrony Zwierząt IUS ANIMALIA.

Ubój zwierzęcia bez ogłuszenia lub bez odpowiednich kwalifikacji podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch.

Podejrzenie, które pojawia się w tej sprawie, jest jednak przede wszystkim takie, że minister środowiska i łowczy krajowy mogli się tam wybrać w celu innym niż pozyskanie mięsa. Że pojechali do Grodna, aby postrzelać do ptaków. Do prokuratora należy przesłuchanie Jana Szyszko oraz Lecha Blocha, aby to ustalić. Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt nie można ot tak, po prostu, zabić bażanta, kury, krowy lub norki, czyli zwierząt, które są uznawane za gospodarskie. To samo dotyczy dzikich ptaków i ssaków, które są utrzymywane przez ludzi. Wyjątkiem jest między innymi pozyskanie mięsa i skór, czy też „działania niezbędne do usunięcia poważnego zagrożenia sanitarnego ludzi lub zwierząt”. Jednak strzelania dla przyjemności na liście wyjątków w ustawie nie ma. Zabicie zwierzęcia w innym celu niż wyjątki podlega również grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch.

Stawiszyński: Wieczny powrót, wieczna uczta

Tak to wygląda od strony przepisów prawa. Co natomiast ze sprawiedliwością i naprawieniem krzywdy, jaka się wydarzyła? Zabitych zostało ponad 400 bażantów. Załóżmy, że sąd wymierzy karę ograniczenia lub pozbawienia wolności. Czy doprowadzi to do zmiany postawy ministra środowiska i łowczego krajowego, do refleksji nad tym, co się wydarzyło? Być może tak, być może nie. Może też wzbudzić u panów chęć odwetu zamiast zrozumienia.

Inaczej wygląda to w przypadku sprawiedliwości naprawczej, gdzie zamiast analizowania, które przepisy zostały złamane i jaką karę należy wymierzyć, uwagę skupia się na tym, komu została wyrządzona krzywda i co można zrobić, aby ją naprawić. Służą temu różne formy spotkań, jak konferencje czy kręgi naprawcze.

Gdyby zastosować tu podejście ze sprawiedliwości naprawczej, to w ramach spotkania strona pokrzywdzona, czyli zwierzęta, byłaby reprezentowana przez ludzi. Dotknięte zdarzeniem jest także społeczeństwo, gdyż wiele osób było poruszone słysząc o tym, co się stało. Ktoś powinien więc reprezentować również tę stronę. Co mogłoby być w tej sytuacji naprawieniem krzywdy? Na pewno jakieś działanie na rzecz zwierząt, a najlepiej dzikich ptaków. Punktem wyjścia byłoby zapewne zaprzestanie przez obydwu panów zabijania ptaków lub zwierząt w ogóle. To jednak jedynie zapobiegałoby wyrządzaniu krzywdy ponownie w przyszłości, a nie naprawiało tego, co się stało. W tym z kolei celu pan minister mógłby na przykład zacząć finansować działalność ośrodka, który zajmuje się rehabilitacją rannych i chorych dzikich ptaków. Jest takich ośrodków w Polsce całkiem sporo do wyboru.

Mam jeszcze taki pomysł – jakiś czas temu, jedna ze szkół w Łodzi przyjęła kury, które zostały uratowane od śmierci w ubojni. Były to nioski, które nie dawały tak dużo jaj, jak by sobie tego życzył ich hodowca. Również taki projekt, we współpracy ze szkołami, mogliby panowie sfinansować, dla co najmniej takiej liczby ptaków, jaką zastrzelili. Tak działa sprawiedliwość naprawcza w praktyce. Nie widzę korzyści w tym, aby w związku z tym, co się stało, pan minister i łowczy krajowy na przykład trafili do więzienia, gdyby sąd tak postanowił. Wolałbym, aby starali się naprawić krzywdę, jaka została wyrządzona.

Smog zabija, a rządzący wolą troszczyć się o węgiel [rozmowa]

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Gerwin
Marcin Gerwin
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i partycypacji
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i demokracji deliberacyjnej. Z wykształcenia politolog, autor przewodnika po panelach obywatelskich oraz książki „Żywność przyjazna dla klimatu”. Współzałożyciel Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij