Imielin różni się od tego, co wyobrażać można byłoby sobie jako typowe miasto na Górnym Śląsku. Bloki zbudowane dla górników oraz przedwojenne familoki – to jest krajobraz śląskich miast, ale nie w Imielinie.
– Nie ma tu ani jednego bloku mieszkalnego – mówi burmistrz Jan Chwiędacz przyjmując mnie w swoim biurze.
Zamiast przytłaczającej, niszczejącej architektury odziedziczonej po dziesięcioleciach szczytowej produkcji węgla ubiegłego wieku, Imielin oferuje piękne krajobrazy z panoramą Tatr Zachodnich.
Prawie wszyscy z 9 000 mieszkańców Imielina mieszkają w domach jednorodzinnych, z których znaczna część powstała w ostatnich dziesięciu latach. Nie oznacza to jednak, że górnictwo jest tutejszym całkiem obce.

– 15 lat temu, w co drugim gospodarstwie domowym rodzinę utrzymywał górnik – mówi burmistrz. – W kopalni zatrudnianych było do 2000 mieszkańców Imielina.
Chodzi o kopalnię Ziemowit (część kompleksu Piast-Ziemowit), która jest własnością Polskiej Grupy Górniczej (PGG), największej spółki węglowej w Polsce i całej Europie.
Kopalnia wydobywa węgiel na głębokości 550 metrów. Chwiejny grunt i inne szkody górnicze obejmują około dziesięciu procent powierzchni miasta.
– Fundamenty domów na południu są zabezpieczone w razie wstrząsów i osiadania ziemi – mówi Tomasz Lamik, do niedawna przewodniczący rady miejskiej w Imielinie. – Za powstałe zniszczenia kopalnia wypłacała odszkodowania. To jest normalna praktyka.
Jeśli wydobycie miałoby się zatrzymać na obecnym etapie, miasto mogłoby spokojnie planować dalsze inwestycje i przyciągać nowych mieszkańców szukających wytchnienia od życia w dużych miastach na zachodzie Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego.

– Mieliśmy zapewnienie, że kopalnia nie rozrośnie się poza obecny obszar, więc ludzie nie przygotowywali się na większe szkody – kontynuuje Lamik. – W październiku ubiegłego roku poinformowano nas jednak, że eksploatowane będzie nowe złoże: Imielin Północ. Na jego powierzchni leży niemal połowa miasta. Wydobycie rozpocznie się za dwa lata i potrwa do 2046 r. Chcą fedrować na głębokości zaledwie 180 metrów, używając najtańszej możliwej metody. Grunt ma osiąść o co najmniej 6 metrów.
Miejscowi powstają
Pojechałem do Imielina dokładnie rok po ogłoszeniu planu rozbudowy kopalni.
Na dworcu przywitała mnie Alicja Zdziechiewicz, nauczycielka języka polskiego w szkole średniej z 17-letnim doświadczeniem zawodowym, działaczka stowarzyszenia Zielony Imielin i matka dwójki dzieci.
Alicja: – Nie trzeba nas było długo przekonywać, zaangażowaliśmy się w stowarzyszenie zaraz po spotkaniu informacyjnym, na którym burmistrz powiedział mieszkańcom o planach kopalni.
Oprócz Zielonego Imielina powstało również stowarzyszenie Granice Natury oraz szeroko zakrojona koalicja Ratujmy Imielin. Jej działacze organizują demonstracje, sporządzają biuletyny informacyjne i rozwieszają banery w całym regionie. Plakaty znajdują się w strategicznie widocznych miejscach, takich jak wiaty przystanków autobusowych w centrum miasta czy ogrodzenia prywatnych posesji.

350 osób zgłosiło skargi i formalnie zostało stroną w sądowej sprawie administracyjnej dotyczącej nowej kopalni. Kolejnych 1200 mieszkańców solidarnie i oficjalnie wsparło te aplikacje.
– Pierwszym poważnym sprawdzianem dla mnie było zorganizowanie i prowadzenie protestu przed Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska w maju 2018 r. – opowiada Alicja. – My, mieszkańcy przygotowaliśmy wspólnie demonstrację, podzieliliśmy się zadaniami i zrobiliśmy transparenty. Kilkaset osób pojawiło się wtedy w Katowicach. Ktoś musiał wziąć megafon do ręki i to wszystko ogarniać. Zrobiliśmy wiele hałasu, który podchwyciły lokalne i ogólnopolskie media.
Duże organizacje ekologiczne poparły wysiłki mieszkańców, a do Imielina zaczęli przyjeżdżać polscy i zagraniczni dziennikarze. Alicja i jej koledzy z Zielonego Imielina pojechali nawet do Brukseli, aby wziąć udział w posiedzeniu platformy Komisji Europejskiej Coal Regions in Transition. W 2018 r. Śląsk był jednym z pilotażowych obszarów Platformy Węglowej, która ma pomóc regionom europejskim w odchodzeniu od węgla.

Alicja Zdziechiewicz towarzyszyła mi na spotkaniu z burmistrzem Janem Chwiędaczem w ratuszu. Gdy przyjechaliśmy na rozmowę, Chwiędacz trzymał dokumenty z oficjalną decyzją Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska dotyczącą złoża Imielin Północ. Otrzymał je przed chwilą.
Decyzja środowiskowa jest kluczowa dla rozbudowy kopalni. Chwiędacz i jego współpracownicy, przy pomocy ekspertów i prawników, poświęcili dużo energii, przekonując Dyrekcję Regionalną, by jej nie wydawała. Tymczasem kopalnia otrzymuje zielone światło. Burmistrz nie wydaje się zniechęcony.
– Nasza kancelaria już sprawdza ten dokument – powiedział burmistrz – Na odwołanie się, mamy dwa tygodnie od daty publikacji. Nawet nam tego nie wysłali. Decyzję opublikowali wczoraj w internecie. Zawsze sami musimy dokopać się do informacji. To symboliczna odmowa uznania nas za stronę postępowania. Tak to wygląda od samego początku, ogłaszają nam swoje decyzje, nie pytając ludzi o opinię.
Spędziłem godzinę w Urzędzie Miasta, przysłuchując się rozmowie burmistrza z Alicją i przewodniczącym rady Lamikiem. To właśnie ścisła współpraca pomiędzy mieszkańcami i urzędnikami wydaje mi się największym siłą tutejszej społeczności.

– Stowarzyszenia mieszkańców organizują demonstrację w Katowicach i wywierają presję na zarząd kopalni, biuro burmistrza poszukuje rozwiązań prawnych i administracyjnych – wyjaśnia Zdziechiewicz. Cel jest zbieżny, mimo że motywacje mogą się różnić.
– Ludzie pobrali kredyty na budowę domów a teraz boją się, że za kilka lat mury im popękają, jak w niedalekim Bytomiu – dodaje Zdziechiewicz.
– Niemożliwe jest zaplanowanie renowacji systemów kanalizacyjnych lub dróg ze świadomością, że ziemia się pod nimi zapada. Właśnie wybudowaliśmy w mieście dwie hale sportowe. Nie wiadomo jakie szkody mogą wytrzymać – mówi burmistrz Chwiędacz.
Zdziechiewicz i Lamik zabierają mnie na pobliskie wzgórze, z którego widać obszar na odległość kilkudziesięciu kilometrów w każdą stronę. Widać odległe góry i pobliskie jezioro. Widoczne są także liczne warsztaty, magazyny i wyraźnie odznaczające się szyby górnicze niezbędne dla pracy otaczających kopalń.

– Chcą kopać tunele stamtąd na drugą stronę miasta, aby uniknąć budowy nowej, kosztownej struktury – tłumaczy Lamik. – Będą szli tak płytko i tanio, jak to tylko możliwe, ponieważ ten węgiel jest młody i tak mocno zasiarczony, że trudno będzie na nim cokolwiek zarobić.
Dzięki pomocy emerytowanych górników mieszkańcy Imielina dużo nauczyli się o technikach górniczych. Wiedzą, że firma wydobywcza będzie starała się unikać pozostawiania nienaruszonych części złoża jako filarów wspierających grunt i nie będzie starannie wypełniać istniejących wykopów nowym materiałem, co zapobiegałoby znacznemu osuwaniu gruntu. Kopalnia będzie szukała cięć na wszystkie możliwe sposoby, kosztem bezpieczeństwa górników, mieszkańców miasta i dobrostanu środowiska naturalnego.
– Tutaj ludzie są bardzo przedsiębiorczy, zakładają firmy, zajmują się niewielką, ale rentowną produkcją różnych rodzajów. Przybywają nowi mieszkańcy, a liczba górników spadła do 200 osób. Chcemy móc zaoferować ludziom warunki rozwoju, który wymaga niezawodnej infrastruktury, bliskości wygodnych domów oraz lasów i jezior rekreacyjnych w zasięgu – opowiada Tomasz Lamik przybliżając swoją wizję Imielina.
Bytom, przestroga
30 kilometrów od Imielina, po przeciwnej stronie Aglomeracji Górnośląskiej leży Bytom. Słynie z opowieści o „trzęsieniach ziemi” i pękających budynkach.
Bytom stał się punktem odniesienia dla mieszkańców Imielina. Alicja umówiła mnie z Arkadiuszem Rusnakiem, który przez wiele lat pomagał ludziom w dochodzeniu odszkodowań i egzekwowaniu należnych napraw od lokalnych przedsiębiorstw górniczych.

W Bytomiu działają dzisiaj tylko dwie z niegdysiejszych siedmiu kopalń. Według Głównego Urzędu Statystycznego w ciągu ostatnich 20 lat liczba mieszkańców Bytomia spadła o prawie 40 000 osób. Nie chodzi tylko brak miejsc pracy. Spadający poziom jakości życia w mieście sprawia, że ludzie stąd uciekają. Zniszczenia domów i infrastruktury spowodowane wydobyciem są poważnym problemem. Ponadto mieszkańcy cierpią z powodu wysokiego poziomu smogu, i zanieczyszczenia środowiska, jakie przyniósł ze sobą przemysł składowania odpadów, wprowadzając się na opuszczone place i hale produkcyjne. Mój przewodnik twierdzi, że śmieci zwożone są tu z całej Europy – przekleństwo dobrej komunikacji kolejowej.
– Wsiadaj do samochodu – mówi mi Rusnak. – Będziesz robić zdjęcia i pokażesz ludziom w Imielinie jaki los ich czeka, kiedy się zacznie i w końcu upadnie wydobycie kiepskiego węgla.
Mamy półtorej godziny, więc oglądam to wszystko w ekspresowym tempie: nowo kupiony i wyremontowany dom, w którym zapada się jeden róg, ściany pękają na zewnątrz i wewnątrz, mimo stalowej obręczy wokół budynku; przedwojenna kamienica, z której ze względu na ryzyko katastrofy, wysiedlono połowę mieszkańców; boisko do piłki nożnej zapadnięte w środku; „fińskie” osiedle, na którym dwa miesiące temu z dachów domów pospadały ceglane kominy. Zniszczyły dachy i uniemożliwiły ogrzewanie tuż przed jesiennymi przymrozkami.

Przed opuszczeniem Śląska pytam Alicję Zdziechiewicz, jak ją samą zmieniła walka w obronie lokalnej społeczności.
– Mam silne poczucie sensu tego, co robię, przeciwstawiamy się gospodarce rabunkowej, chcemy chronić środowisko i żyć spokojnie w naszym zielonym mieście – mówi, dodając, że w miarę postępu kampanii nauczyła się dużo o ekologii, zmianie klimatu, a przede wszystkim, o tym jak organizować się i współpracować dla poprawy losu swojego, bliskich i przyszłych pokoleń.

– Okazało się, że więcej osób ma takie problemy jak my, że możemy i powinniśmy wspierać siebie nawzajem – opowiada nauczycielka. – Jedyne, czego się obawiam, to to, że decyzja o rozbudowie kopalni już dawno zapadła w Warszawie i że pomimo naszych głośnych protestów, politycy odwracają wzrok.
This material was first published in English on just-transition.info and was produced with the support of CEE Bankwatch Network.


















