Ktoś przebił moją bańkę i okazało się, że wciąż istnieją młodzi ludzie, którzy są przekonani, że największym szczęściem dla kobiety jest gotowanie pyszności dla mężczyzny, sprzątanie na błysk ich wspólnego mieszkania. A chłopak może z dumą opowiadać o jej umiejętnościach sąsiadom i rodzinie.
„Społeczeństwo oczekuje od kobiet, że będą przepraszać za swoją pozycję i wiedzę.”
Siri Hustvedt
Być najlepszą gospodynią
„Wszystkiego dobrego z okazji Dnia Kobiet. Abyś była szanowana przez każdego. Była najlepszą gospodynią. Abyś była wsparciem i dumą swojego chłopaka i była silna i piękna jeszcze długo.” Takie życzenia przeczytałam 8 marca od pewnego (zdecydowanie bardziej wirtualnego niż realnego, jak nietrudno się domyślić) znajomego.
czytaj także
Pierwszą reakcją był szok. Ktoś przebił moją bańkę i okazało się, że wciąż istnieją młodzi ludzie, którzy są przekonani, że największym szczęściem dla kobiety jest gotowanie pyszności dla mężczyzny, sprzątanie na błysk ich wspólnego mieszkania, pranie, prasowanie, mycie, szorowanie – w skrócie „bycie najlepszą gospodynią”. A chłopak może z dumą opowiadać o jej umiejętnościach sąsiadom i rodzinie.
Oczywiście „bycie najlepszą gospodynią” wymaga siły – więc kobieta nie jest już słabą istotką potrzebującą męskiego ramienia (szczypta liberalnego feminizmu i pełne garści backlashowej retoryki?). Wręcz przeciwnie, sama powinna być dla niego wsparciem. Czy chodzi o to, żeby mężczyzna harował całymi dniami zarabiając na produkty, których pani domu użyje później do przygotowania cudownych potraw, umycia okien, wyszorowania kibla, zatarcia śladów naturalnych, nie zawsze przyjemnych, zapachów w ubikacji, łazience i na własnym (za grube pieniądze odmładzanym, ujędrnianym i dekorowanym) ciele, a następnie styrany po ciężkim dniu wracał do uśmiechniętej, zadowolonej, ujędrnionej i udekorowanej kobiety, która już czeka z otwartymi ramionami, ciepłą kolacją, wypraną, wyprasowaną piżamą i słowem otuchy potrzebnym po kolejnym dniu męskiej walki w brutalnym świecie? Chyba tak.
Drugim powodem szoku było założenie, że pragnę być w związku z jakimś chłopakiem. Czy to naprawdę taki pewnik? Czy wszystkie chcemy być w związku, a do tego jeszcze koniecznie z mężczyzną? Ale to temat na osobny tekst…
Być dziewczyną swojego chłopaka
Historię fejsbukowych życzeń opowiedziałam w weekend dwóm kolegom. Jeden z nich był przekonany, że wiadomość to zwykły dowcip i długo musiałam mu wyjaśniać, że intencje nadawcy były naprawdę szczere. Drugi z nich, z którym kilka lat temu byłam w związku (a jednak!), również lekko się zdziwił, ale znalazł wytłumaczenie: po prostu osoby (a) niewykształcone, (b) z mniejszych miast lub (c) pracujące fizycznie wciąż są „zacofane”, czy po prostu nie miały okazji poznać innych wartości niż tradycyjne i nie uświadamiają sobie, że niektóre z nich mogą być krzywdzące czy co najmniej ograniczające dla kobiet.
czytaj także
Wydaje mi się, że to nie takie proste. Podział na wykształcone osoby z dużych miast i niewykształcone z mniejszych miejscowości nie tłumaczy wszystkiego. Niektóre przekonania są w nas zakorzenione dużo mocniej i nawet wykształceni młodzi ludzie obracający się w lewicujących kręgach artystycznych czy intelektualnych podzielają wiele z nich, często nie zdając sobie z tego sprawy. Deklarowane poglądy nierzadko rozmijają się z praktyką. Paradoksalnym przykładem jest właśnie mój były partner.
Kilka lat temu, kiedy byliśmy jeszcze razem, odwiedziłam go na stypendium artystycznym dla twórców komiksu. Spędziliśmy razem weekend w uroczym zakątku południowych Czech, gdzie czescy i niemieccy twórcy pracowali nad komiksami dotyczącymi czesko-niemieckich stosunków na pograniczu. W ten sam weekend artystów odwiedzili dwaj krytycy i historycy komiksu, więc było nas sporo. Kiedy rano spotkaliśmy się wszyscy w kuchni, Marek przedstawił mi obu gości, wymieniając ich nazwiska, obszar zainteresowań naukowych, najważniejsze publikacje, okoliczności w których ich poznał, po czym o mnie powiedział: „A to Olga, moja dziewczyna”.
Chciałam zapaść się pod ziemię. W mgnieniu oka zareagował ktoś inny – jedna z obecnych w kuchni artystek. Spojrzała na mnie, potem na Marka. Spojrzenie to było chyba dość agresywne, bo od razu zapytał, co się stało. Štěpánka wyjaśniła: „Zabrzmiało to tak, jakby bycie «twoją dziewczyną» było najważniejszą cechą Olgi”. Marek wymamrotał, że nie wiedział, co powinien o mnie powiedzieć, i całą sytuację uznaliśmy za zakończoną. Założę się, że on w ogóle nie pamięta tamtego wydarzenia. To trwało kilkanaście sekund i pewnie stanowiło dla niego krótki nieistotny epizod. Pewnie nie potrafi wyobrazić sobie, jak głębokie było moje zażenowanie, upokorzenie i wściekłość, bo przecież nie miał złych intencji.
Być kobietą
Wspomniałam dwie pozornie różne sytuacje, które łączy wspólny mianownik – zdefiniowanie kobiety przez mężczyznę, przez partnera. Kolejną cechą łączącą zdarzenia są dobre zamiary obu wspomnianych chłopaków: nie chodziło o upokorzenie, o umniejszenie roli kobiety, zapewne żadnemu z nich nie przyszło to w ogóle do głowy.
czytaj także
Kilka pokoleń kobiet i mężczyzn starało się (i stara) zrobić ze świata miejsce, w którym ludzkiej wartości i ludzkich możliwości nie będzie z góry określać płeć. Sporo udało się zrobić, ale jednak kultura seksistowska trzyma się mocno. Bywa niewidzialna. Wydaje się naturalna. Normalna.
W seksizmie nie zawsze chodzi o złe zamiary. Ale seksistowskie komentarze, choć może odruchowe i nieświadome, nadal są seksistowskie. Upokarzają i poniżają kobiety.
*
Kilka dni po otrzymaniu wspomnianych życzeń, przeczytałam w „Książkach” krótki wywiad z pisarką Siri Hustvedt, autorką kilkunastu książek (powieści i non-fiction), która opisywana jest jako żona „słynnego Paula Austera”. Niewiele się zmieniło od czasu, kiedy wydała debiutancką powieść i pewien dziennikarz podejrzewał, że napisał ją raczej mąż Hustvedt. Pisarka opowiada o sytuacjach, w których otrzymuje pytania, czy mąż podsuwa jej inspiracje intelektualne, lektury, pomysły, choć to przecież ona jest naukowczynią, więc wektor inspiracji zwrócony jest często w odwrotnym kierunku niż ten jaki sugeruje nasza kultura. „Dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że tam, gdzie kobiety mają «znać swoje miejsce», robienie szumu wokół mnie jest uznawane za zagrażające pozycji mojego męża” – mówi. W wywiadach pytana jest też zawsze o autobiograficzne inspiracje swoich powieści albo o to, jak godzi role matki, żony i pisarki – a kto pyta o to pisarzy?
*
Czy pisząc i mówiąc o kobietach powinniśmy/powinnyśmy więc ignorować ich relacje osobiste i pisać wyłącznie o ich pracy? Niekoniecznie. Zależy od kontekstu. Jednak również opisując mężczyzn warto zwrócić uwagę na to, czy (jakimi) są ojcami, mężami, partnerami. Warto poszukać równowagi wpuszczając mężczyzn do domu, a kobiety do przestrzeni publicznej, zawodowej, intelektualnej, artystycznej. Wpuszczając w naszych głowach, bo poza nimi już od dawna poruszają się po tych obszarach.