Kraj

Bądź wola moja – mówi Rzepliński i popełnia błąd

Prezes TK sięgnął po znaczone karty, którymi do tej pory grali jego przeciwnicy.

Prezes Trybunału Konstytucyjnego nie powinien odwoływać się tak stanowczo do swojej woli decydowania, zwłaszcza, jeżeli osią trwającego konfliktu konstytucyjnego jest stracie „woli większości” z niezależnymi od niczyjej woli standardami konstytucyjnymi.

Wydawało się, że główną stawką w trwającym konflikcie konstytucyjnym jest zachowanie mitu niezależnego Trybunału jako instytucji kreującej standardy prawne w celu ochrony wolności i praw mniejszości. Siłą tych standardów jest ich niezależność od woli nie tylko aktualnie sprawujących władzę, ale i tych, którzy je tworzą. To konflikt zmiennej woli z niezmiennymi regułami. Mam nadzieje, że prezes Rzepliński wciąż stoi po stronnie tych reguł i erupcja jego woli to chwila słabości lub błędnie obrana strategia.

„Ja już ustąpiłem teraz czas na prezydenta Dudę” zadeklarował prezes Rzepliński w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Kiedy parę tygodni temu u Moniki Olejnik zapowiadał niczym dowódca armii, że „nie ustąpi nawet na milimetr”, byłem przekonany, że mówi – nie ustąpię, nie dlatego, że nie chcę; nie ustąpię, bo nie mogę, bo to nie zależy od mojej woli. Myślałam, że słyszę – moje decyzje wypływają z niezależnych od niczyjej woli standardów i reguł zawartych w Konstytucji.

Ostatnie decyzje i deklaracje prezesa TK osłabiły moje przekonanie.

Niedawno prezes Rzepliński dopuścił do orzekania dwójkę sędziów wybranych przez PiS 2 grudnia, w chwili, gdy Trybunał, po wyborze dokonanym przez PO 8 października, miał pełny, wymagany przez Konstytucję 15-osobowy skład. Dopiero dzień później Trybunał uznał, że dwójka z piątki sędziów wybranych 8 października przez PO, była wybrana niezgodnie z Konstytucją. Ale w chwili wyboru byli wybrani legalnie, bo ustawa do chwili wyroku TK korzysta z domniemania konstytucyjności. To co? PiS wybrał rezerwowych? Na jakiej podstawie ten wybór ma być skuteczny? Prezes TK mówi, że chociaż ten wybór powinien być zgodnie z Konstytucją powtórzony, to jego wola wystarcza, żeby go usankcjonować.

Obawiam się, że może nie wystarczyć. Konstytucja w art. 194 ust. 4 wyraźnie wyznacza sposób postępowania w takim przypadku.

Jeżeli jakaś decyzja władzy została wydana na podstawie przepisu uznanego później za niezgodny z Konstytucją, to trzeba wznowić postępowanie i wydać tę decyzje ponownie.

Art. 137 ustawy uchwalonej w czerwcu przez PO był podstawą wyboru pięciu sędziów i był niekonstytucyjny w zakresie, w jakim dawał możliwość wyboru sędziów, których kadencja upływała w grudniu 2015. Dokładnie o tym mówi art. 194 ust. 4 Konstytucji. Trzeba wznowić procedurę wyboru, co zresztą nie wydaje się takie skomplikowane. Marszałek Kuchciński ogłasza wznowienie procedury w Sejmie, daje czas na zgłaszanie kandydatów do jutra do 10 rano i o 13 jest po kłopocie.

Ta decyzja prezesa jest wątpliwa również dlatego, że stwarza niebezpieczeństwa których dotąd, jak rozumiem, starał się unikać. Jedną ze stawek trwającego kryzysu jest/było niedopuszczenie do sytuacji, w której orzeczenia Trybunału będą mogły być podważane. To był główny powód, dla którego 3 sędziów wybranych przez PO nie wysłała swoich przyrzeczeń pocztą do prezydenta. Jeżeli by to zrobili, daliby zasadne prawo podważania wyroków Trybunału wydanych przez skład, w którym by orzekali. Czy dopuszczenie do orzekania dwójki sędziów, których wybór powinien być powtórzony, nie stwarza takiego ryzyka?

Zupełnie już natomiast niezrozumiała jest propozycja prezesa dotycząca statusu trzech sędziów wybranych przez PO i trzech osób uważanych za sędziów przez PiS. We wspomnianej rozmowie prezes Rzepliński mówi: „Zaprzysiężenie przez prezydenta jednego z trzech sędziów wybranych przez PO i objęcie przez niego urzędu, oznaczałoby, że prezydent zadecydował, że ci trzej wybrani 8 października przez PO, zostaną sukcesywnie sędziami. To otworzyłoby mi drogę do działania. Przydzielam wtedy referaty do orzekania trzem sędziom wybranym przez PiS, przy wszystkich prawnych zastrzeżeniach do ich wyboru”.

To jest opis starcia woli dwóch graczy, którzy decydują o tym, kto i kiedy jest sędzią Trybunału Konstytucyjnego. Problem w tym, że żaden z nich nie ma takiej mocy. Ani Prezydent nie ma kompetencji, żeby „zdecydował, że ci trzej” ani Prezes TK nie może „przydzielić referatów” – dopuścić do orzekania – osób którzy nie są sędziami. Przecież to Trybunał stwierdził jednoznacznie w grudniowych wyrokach K 34/15 i K 35/15, że wybrani przez PO trzej sędziowie są sędziami, a więc do obsadzenia w Trybunale pozostają tylko dwa miejsca. Pomijając opisany wyżej problem ponownego ich obsadzenia, to bezdyskusyjne jest, że pozostała trójka wybrana przez PiS nie może orzekać, bo nie jest sędziami.

Prezes Rzepliński podjął ryzykowną grę chcąc uchronić sprawność działania Trybunału. Sięgnął po znaczone karty „woli wbrew regułom”, którymi do tej pory przy tym stole grali jego przeciwnicy. Powinien jak najszybciej z tego zrezygnować i wrócić do gry opartej na niezmiennych regułach, bo w starciu woli może stracić wszystko, co jeszcze jest do wygrania.

***

Konrad Łaski radca prawny (Kancelaria Łaski i Wspólnicy w Warszawie).

**Dziennik Opinii nr 25/2016 (1175)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij