Nie da się zamknąć bólu i strachu w 160 znakach.
Dwa lata temu, gdy Angelina Jolie poddała się zabiegowi prewencyjnej amputacji obu piersi, w Polsce zabrał głos m.in. Bolesław Piecha, ówczesny senator i były wiceminister zdrowia. „Angelina Jolie pewnie wcale nie wygląda mniej sexy, ponieważ wszczepiła sobie implanty, i tak by pewnie sobie to zrobiła, bo o tym wiemy, a przy okazji usunęła gruczoł piersiowy” – mówił wtedy. Niesmak pozostał, ale Piecha za swoją nieprzemyślaną wypowiedź przeprosił.
Miałem wtedy wrażenie, że heroiczny gest troski Jolie o własne zdrowie i przyszłość swojej rodziny będzie szeroko słyszanym sygnałem, by poważnie potraktować kwestię profilaktyki nowotworowej. Tak się po części stało. Nie tylko w USA, ale również w Polsce wreszcie rozpoczęto systematyczną dyskusję o konieczności badaniach genetycznych w kierunku wczesnego wykrycia nowotworów. Od 2013 roku istotnie wzrósł również procent kobiet zgłaszających się na badania mammograficzne i cytologiczne. Do wczoraj byłem przekonany, że pomimo początkowych oporów, gest Jolie został w Polsce zapamiętany i że wyciągnięto z niego odpowiednie wnioski: nie wolno się bać, ani czekać, tylko systematycznie się badać.
Niestety, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych kolejny felieton Jolie w „New York Timesie” stał się jednym z najważniejszych tematów dnia, w Polsce głos zabrał znany autorytet w sprawach zdrowia publicznego, Tomasz Terlikowski. Z wielkimi oporami, ale dla dobra sprawy, muszę przytoczyć jego słowa: „Czy Jolie wie, że istnieje też rak mózgu. Kiedy jej mąż wyrazi radość, że w celu wiecznego życia żona prewencyjnie dokona amputacji mózgu?” – podzielił się swoją opinią na Twitterze.
Czytałem ten wpis kilkanaście razy, próbując znaleźć w nim, oprócz pogardy, jakąkolwiek myśl, która pozwoliłaby uzasadnić tak absurdalne postawienie sprawy. Jestem jednak bezradny wobec tak bezkompromisowej demonstracji braku wrażliwości i subtelności.
Dlatego chcę przypomnieć kilka faktów.
Po pierwsze, nie istnieje bezpośrednia, jak w przypadku na przykład nowotworów piersi czy jajnika, profilaktyka raka mózgu. Nie można też, choć redaktor Terlikowski sugeruje inaczej, poddać się jakiejkolwiek prewencyjnej operacji w obszarze mózgu. Nawet więcej, po stwierdzeniu nowotworu w tej części ciała, interwencja chirurgiczna, jeśli w ogóle można ją przeprowadzić, zawsze obarczona jest szczególnie wysokim ryzykiem niepowodzenia. Można na przykład stracić wzrok, mowę albo pamięć. Po zabiegach neurochirurgicznych każdy pacjent i pacjentka przechodzi długą i bolesną rehabilitację. Często od nowa musi uczyć się chodzić, mówić i pisać. Bywa też, że przez wiele dni pozostaje nieprzytomny albo nie rozpoznaje swoich najbliższych.
Najczęściej jednak operacja, jeśli uda się lekarzom wyciąć guz, nie kończy sprawy. Potem jest, szczególnie bolesna dla osłabionego zabiegiem chirurgicznym, chemio- i radioterapia.
Zmęczenia, lęku i bólu, które są z tym związane, nie da się opisać w 160 znakach na Twitterze.
Po drugie, trzeba przypomnieć, nowotwór mózgu to nie zmyślony problem, ale realny dramat wielu ludzi. Według Krajowego Rejestru Nowotworów w 2010 zachorowało na różne nowotwory mózgu ponad 2700 osób. W ciągu ostatnich trzydziestu lat zachorowalność wzrosła aż trzykrotnie. Jedynie około 25% spośród wszystkich chorych na nowotwory mózgu udaje się przeżyć pięć lat, czyli okres, który w onkologii umownie oznacza całkowitą remisję. Nie wiem, czy Terlikowski zdaje sobie z tego sprawę, ale jego słowa uderzają nie jedynie w samą Jolie, ale przede wszystkim w tysiące pacjentów i ich bliskich, którzy wspólnie walczą o zdrowie lub chociaż względny komfort w ostatniej fazie życia. Tego wysiłku nigdy i nikomu nie wolno relatywizować.
Można oczywiście skandaliczny wpis Terlikowskiego zignorować, jako dramatycznie niemądry. Pacjenci i pacjentki mają swoich rzeczników, a Angelina Jolie i jej rodzina nic sobie nie robią z niesmacznych popisów polskiego publicysty. Pozostają jednak kwestie bardziej ogólne. Nawet nieliczne oklaski, jakie Terlikowski zebrał za swój popis, wskazują, że świadomość profilaktyki nowotworowej wciąż jest w Polsce niska, oraz że istnieje przyzwolenie na publicznie wyrażaną pogardę wobec ludzi chorych, czyli przede wszystkim słabszych i potrzebujących pomocy.
Felieton Jolie w „NYT” to nie demonstracja ani promocja, tylko bardzo ważna informacja. Jeśli dzięki temu gdzieś na świecie choćby jedna osoba zdecyduje się pójść na badania, a nie siedzieć w domu i bać się o własne zdrowie, to sukces. Tomasz Terlikowski znany jest ze swojej troski o wskaźniki demograficzne. Musi zatem zależeć mu również na zdrowiu całej populacji.
Tym trudniej jest zrozumieć, dlaczego tak wielką wrażliwość wykazuje w stosunku do embrionów, a tyle lekceważenia wobec ludzi, którzy podejmują nierówną, niestety, walką o własne zdrowie i życie.