Czy tak jak lewica masowo przeprasza dziś Joannę Scheuring-Wielgus za swoje zwątpienie, tak zwolennicy wspólnej listy za swoje liczne obelgi przeproszą tych, którzy wspólnej listy nie chcieli?
Wygląda na to, że internetowa, lewicowa banieczka, do której sam przecież należę, powinna posypać głowę popiołem i przeprosić Joannę Scheuring-Wielgus za zwątpienie w jej sukces w debacie wyborczej. Większość chciała wystawienia Adriana Zandberga albo Agnieszki Dziemanowicz-Bąk, a jednak partia wybrała inaczej. Z jednej strony trudno było się dziwić obawom o skuteczność tej strategii, zwłaszcza że jak donosili dziennikarze, ponoć w samej partii decyzja wywołała konsternację. Z drugiej strony kwestia zaufania między wspomnianą banieczką a Nową Lewicą jest dość skomplikowana.
Scheuring-Wielgus: Może jesteśmy trochę nudni, ale solidni, pracowici i przewidywalni
czytaj także
Aktywni wyborcy Lewicy w necie doskonale pamiętają blamaż wyborów prezydenckich z Biedroniem, poparcie Lewicy dla podwyżki poselskich pensji czy nawet ostatni pomysł kandydatury Jana Hartmana jako jedynki do Sejmu. Dodatkowo Joanna Scheuring-Wielgus przyszła do Wiosny (i w konsekwencji – Nowej Lewicy) z Nowoczesnej, co ma też swój ciężar gatunkowy.
Jednocześnie jednak lewicowa bańka internetowa, jak każda zresztą bańka, przez przebywanie w bardzo homogenicznym środowisku ma nieco spaczony obraz świata. Zdecydowanie nadreprezentowana na tle faktycznego elektoratu jest w niej grupa młodszych wyborów partii Razem.
Tymczasem elektorat obecnej Lewicy składa się także z progresywnych (choć nie do końca) eksliberałów, co oznacza, że nie tylko przekaz nie może być tylko silnie razemowy, ale i partia musi promować także osoby spoza Razem. Inaczej konstrukcja złożona z trzech partii rozsypie się od wewnątrz. Wszyscy pamiętamy przecież bunt Treli, Rozenka i Senyszyn, z których tylko ten pierwszy się opamiętał i dziś ma szansę jako jedynka z Łodzi.
Niemniej w tych wyborach Lewica po raz kolejny na ów razemowy przekaz postawiła i pewnie także dlatego znaczna część najaktywniejszego elektoratu wątpiła w sukces „nierazemowej” Scheuring-Wielgus. I była bardzo zszokowana, gdy ów sukces w debacie się pojawił.
Posłanka mówiła dokładnie to, co powinna mówić empatyczna, umiarkowana socjaldemokracja. O imigrantach – że można stosować rozwiązania kanadyjskie, ale najważniejszy jest człowiek. O rencie wdowiej. O budowie mieszkań, autobusach i kolei. I o bezpieczeństwie na drogach, które dla Scheuring-Wielgus ma znaczenie wyjątkowe, bo jej mąż zginął w wypadku samochodowym. Być może te oświadczenie owdowiałej matki trójki dzieci, której zaszkliły się oczy, gdy wspomniała o zmarłym mężu, będzie najbardziej zapamiętane przez kobiety oglądające debatę?
czytaj także
Owszem, kandydatka Lewicy przez to, że publika (nie tylko lewicowa) na nią nie stawiała, miała łatwiej. Poprzeczka była zawieszona niżej. Ale jednak się udało. Do tej debaty trzeba było bowiem się przygotować jak do siedmiu minutowych oświadczeń, a Scheuring-Wielgus i cały sztab Lewicy odrobili lekcje. Postawili na eksponowanie własnego programu i ciepło kandydatki, która w swym przekazie okazała się nie zadziorna, ale bardziej czuła i opiekuńcza.
Dlatego też jeszcze lepiej wypadł Hołownia, który zamiast płakać przed kamerą, co mu się zdarzało, uruchomił wiele ze swojego zawadiackiego humoru z Mam talent i w zgodnej opinii debatę po prostu wygrał. Nieźle retorycznie, acz poniżej zawyżonych oczekiwań wypadł Bosak, który pod sam koniec, czytając z kartki program własnej partii, zabrzmiał mniej pewnie niż lider Trzeciej Drogi.
Wbrew powszechnej antypisowskiej opinii dobrze wypadł też Morawiecki. Przyszedł do studia z prostą strategią atakowania Tuska i trzeba przyznać, że momentami wręcz go masakrował. O ile jednak Morawiecki dobrze wypełnił założenia strategii, o tyle sama strategia PiS-u na tę debatę wydała się błędna. Atakując non stop Tuska, rządząca partia otworzyła pole do zabłyśnięcia pozostałym partiom, na czym skorzystały Lewica i Trzecia Droga, a po części także Konfederacja.
Najsłabszy, wręcz nędzny w tej debacie był sam Tusk. Zdenerwowany, zmęczony i przede wszystkim nieprzygotowany cały czas improwizował. Nawet najbardziej protuskowi fanboje w sieci nie byli zbyt przekonujący w forsowaniu przekazu, że szef PO debatę wygrał. Jednak największym paradoksem tej debaty, rzecz jasna ustawionej przez TVP, było to, że im gorzej wypadał Tusk, tym lepiej jako alternatywa prezentowała się demokratyczna opozycja, co dla PiS-u jest moim zdaniem problemem o wiele większym.
czytaj także
Można sobie tylko wyobrazić, co by było, gdyby jednak nie posłuchano prostestów m.in. symetrystów i zdecydowano się na start demokratycznej opozycji z jednej listy. Mielibyśmy na debacie Tuska, Morawieckiego i Bosaka, z których ten trzeci jako głos „antysystemowy” zebrałby całą śmietankę. Czy tak jak lewica masowo przeprasza dziś Joannę Scheuring-Wielgus za swoje zwątpienie, tak zwolennicy wspólnej listy za swoje liczne obelgi przeproszą tych, którzy wspólnej listy nie chcieli? Szczerze wątpię. Przecież dziś ci, co jeszcze wczoraj wrzucali Hołownię pod próg, stawiają mu wirtualne pomniki.