Propaganda czy rzeczywiste zaangażowanie mieszkańców?
Mimo, że o budżecie obywatelskim w Koszalinie mówiło się już od kilku lat, to dopiero w 2013 roku władze miasta postanowiły go utworzyć. Działo się to w momencie szczególnym – na rządzących Koszalinem spadła lawina krytyki za sposób komunikowania się z mieszkańcami i mieszkankami, powszechnym stało się przekonanie, że prezydent oraz mająca większość w Radzie Miejskiej Platforma Obywatelska głosu obywatelek i obywateli nie słuchają, a wręcz ostentacyjnie go ignorują.
Zaczęło się od śmieci. Zgodnie z wchodzącymi w życie uregulowaniami prawnymi samorządy wprowadzały nowe sposoby rozliczania opłat za ich wywóz. W Koszalinie przeprowadzono dość szeroko zakrojone konsultacje społeczne, by ustalić, czy opłata śmieciowa wyliczana będzie na podstawie liczby osób zamieszkujących lokal mieszkalny, powierzchni tegoż czy może jednak zadecyduje ilość zużywanej wody. Po wielu, niejednokrotnie dość burzliwych spotkaniach , w głosowaniu koszalinianie i koszalinianki wybrali pierwszą opcję. Miejskich urzędników takie rozstrzygnięcie kompletnie zaskoczyło. Po trwającym kilka tygodni zamieszaniu, obejmującym m.in. demonstrację niezadowolonych pod koszalińskim ratuszem Rada Miejska zadecydowała, że za śmieci w Koszalinie płacić będzie się według metrażu mieszkania.
A potem była sprawa pomnika. Pomnik „Byliśmy – jesteśmy – będziemy” stojący na Rynku Staromiejskim od 1965 roku, uznawany przez wielu za symbol miasta, miał zostać przeniesiony kilkaset metrów dalej do Parku Książąt Pomorskich w ramach renowacji Rynku. Projekty centralnego placu miasta pod społeczny osąd poddano trzy. Wszystkie powstały na bazie tych samych założeń, wszystkie zakładały, że ważnego dla wielu mieszkańców i mieszkanek obiektu w ścisłym centrum miasta nie będzie. W tych konsultacjach społecznych wzięło udział kilkaset osób, przeprowadzono je w miesiącach wakacyjnych. Nie pomogło cztery tysiące podpisów zebrane przez jedno z ugrupowań politycznych, na rządzących miastem nie wywarły żadnego wrażenia debaty organizowane na ten temat. Renowację rozpoczęto, pomnik stoi otoczony ciszą i spokojem miejskiego parku.
Taki oto klimat towarzyszył pierwszej edycji dzielenia publicznych pieniędzy przez koszalinian. Miasto przeznaczyło na ten cel milion złotych. Stanowiło to 0,2 procenta ponad 500 milionowego budżetu Koszalina i byłą jedną z mniejszych kwot udostępnianych do podziału obywatelom w Polsce.
Wprowadzaniu w życie budżetu partycypacyjnego towarzyszył pośpiech. Krytykowane władze potrzebowały szybkiego efektu propagandowego i wiele elementów, o których istotności pisał, zaproszony zresztą do Koszalina Wojciech Kłębowski, autor broszury Budżet partycypacyjny. Krótka instrukcja obsługi, po prostu pominięto. Nie było dyskusji na temat kształtu budżetu, ewentualnych priorytetów czy sposobów zaangażowania mieszkańców. Urzędnicy zweryfikowali pozytywnie pod względem formalnym 55 projektów, a następnie przekazali je Radzie Budżetu Partycypacyjnego. Dziwny ten twór liczy sobie 30 osób. Połowa z nich to przedstawiciele rozmaitych ciał przy prezydencie oraz lokalni dziennikarze, druga połowa zaś to chętni mieszkańcy. Rada na trzech posiedzeniach wybrała ostateczną listę projektów, które poddano pod publiczne głosowanie. Wzięło w nim udział ponad 11 tysięcy osób, a najwięcej głosów zdobył projekt budowy drogi rowerowej w centrum miasta. Oprócz tego z podzielonych pieniędzy stworzone ma być boisko przy jednej ze szkół oraz wyremontowana jedna z ulic.
Wydawać by się mogło, że kolejna edycja, nieobarczona już doraźnymi potrzebami politycznymi, wypadnie lepiej. Niestety, znowu nie było żadnej szerszej dyskusji, Urząd Miejski zmodyfikował jedynie nieco zasady: podzielił projekty na „małe” i „duże” ( w zależności od kwoty na jaką opiewają), skrócił czas głosowania i dorzucił do puli 500 tysięcy złotych. Głosowanie niedawno się zakończyło, wkrótce mają zostać ogłoszone jego wyniki.
Koszaliński budżet obywatelski uważam za mocno niedoskonały. Ciągle mam wrażenie, że bardziej obliczony jest na efekt propagandowy („Patrzcie, jak słuchamy ludzi!”) niż na rzeczywiste pełne zaangażowanie mieszkanek i mieszkańców w to, co się w mieście dzieje, i zachęcanie ich do wpływania na to, w jakim kierunku miasto zmierza.
Koszalińskim decydentom ciągle brakuje odwagi, budżet w obecnej formie i sposobie przeprowadzania nie stanowi elementu głębszej zmiany sposobem zarządzania miastem, jest jedynie czymś, czym można pochwalić się w lokalnej gazecie czy telewizji.
Być może trzeba zacząć od edukowania koszalinian i koszalinianek, by zobaczyli, jak ta idea wygląda w innych miejscach w Polsce, i zaczęli stawiać swoim reprezentantom wymagania i nie zadowalali się jedynie ochłapami . Bowiem cały budżet miejski powinien być jak najbardziej obywatelski, jako pochodzący z podatków tychże obywateli, a nie tylko kilka jego setnych.
Jacek Wezgraj, Klub Krytyki Politycznej w Koszalinie, Stowarzyszenie Lepszy Koszalin
Czytaj także:
Paulina Kropielnicka, Warszawski budżet partycypacyjny na półmetku
Adam Konopka, Budżet obywatelski w Gdańsku – trwa głosowanie
Borys Martela: Na początku stawiajcie na odważnych
Joanna Erbel, Budżet partycypacyjny. Dlaczego warto się włączyć
Mikołaj Pancewicz, Kaliski budżet niepartycypacyjny
Mikołaj Pancewicz, Zapytajcie ludzi, jakiego chcą miasta
Agnieszka Ziółkowska, Remedium na polskie budżety (nie)obywatelskie
Joanna Erbel, Budżet partycypacyjny. Teraz w Warszawie!
Joanna Erbel, Budżet partycypacyjny: jak to się robi w stolicy
Dawid Krawczyk, Partycypacja to nie konkurs grantowy
Dawid Krawczyk, Budżet obywatelski 2013 – edukacja urzędników i mieszkańców
Adam Konopka, Partycypacja przestała być utopią
Adam Konopka, Gdański budżet obywatelski – kolejny etap
Adam Konopka, Budżet coraz bardziej obywatelski
Marcin Gerwin, Sopot ma budżet obywatelski