Zwolnienie Ewy Wójciak to sukces „wąsa” – mentalności konserwatywnego Poznania, uosabianego przez jego prezydenta.
Patrząc na obstawę, w jakiej prezydent Poznania Ryszard Grobelny przyszedł wręczyć dyrektorce Teatru Ósmego Dnia wypowiedzenie, można by pomyśleć, że kultura jest w mieście sprawą najwyższej wagi. Grobelny do teatru zapukał w towarzystwie swojego zastępcy Dariusza Jaworskiego, odpowiedzialnego za kulturę, i szefa wydziału kultury Urzędu Miasta Roberta Kaźmierczakia, a wszystkim trzem sekundował prawnik. Czy samo zwolnienie dyrektorki w takim momencie, stylu i z taką instytucjonalną mocą jest już spadkiem do kulturalnej trzeciej ligii, jak pisał Roman Pawłowski? Nie do końca. Żeby spaść do trzeciej ligi, trzeba w ogóle brać udział w jakiejkolwiek konkurencji. A w tym przypadku tak nie jest. W poznańskim magistracie nikomu na kulturze jako takiej po prostu nie zależy.
To znaczy: włodarzom miasta nie zależy na jej rozwoju, na wspieraniu sztuki krytycznej i twórców zaangażowanych, na tworzeniu warunków i na dofinansowaniu alternatywnych działań animacyjno-kulturalnych. To w Poznaniu robią zapaleńcy, aktywistki, ideowcy i artystki idące na przekór oficjalnej polityki miasta. Albo finansując program społeczno-kulturalny z własnej kieszeni (jak Benek Ejgierd w Meskalnie), albo – nie otrzymując od miasta wsparcia, które pozwoliłoby na komfort działania – tworząc wartościowy program artystyczny gigantycznym nakładem własnej pracy, czasu i poświęcenia. To wyczerpujące zadanie i prowadzenie w ten sposób długoterminowych projektów okazuje się na dłuższą metę niemożliwe. Mimo szlachetnych intencji i podziwu godnego poświęcenia przekracza siły osób, które za takimi przedsięwzięciami stoją. To choćby casus odwołanego festiwalu No Women No Art czy Tzadik Festival. Oczywiście bywa inaczej, co pokazuje nowa, krytyczna, teatralnie ambitna i społecznie zaangażowana odsłona CK Zamek pod dyrekcją Anny Hryniewieckiej. Ten stan rzeczy to jednak wyłączna zasługa nowej dyrektorki i jej zespołu. Na kulturalnej mapie poznańskich instytucji kultury to wyjątek potwierdzający regułę – ambitnej sztuki miasto nie wspiera, robi się ją oddolnie.
W Poznaniu kultura służy czemu innemu niż poszukiwaniom. Jest narzędziem PR i promocji miasta (stąd na przykład hojne dofinansowanie festiwalu Jana A.P. Kaczmarka – znane nazwisko, jest się czym pochwalić), albo jako wysublimowana przyjemność dla zamożnych elit (dofinansowanie koncertu Placido Domingo z miejskich pieniędzy), albo jako popularna rozrywka dla ludu (w duchu „chleba i igrzysk” organizowane są czasem na stadionie przy ulicy Bułgarskiej masowe wydarzenia i koncerty). Przede wszystkim jest jednak instrumentem doraźnej polityki. W tej roli kultura ma za zadanie tworzyć i podtrzymywać zbudowaną wokół tradycyjno-historycznych tropów tożsamość miasta i odpowiadać na potrzeby „prawdziwych poznaniaków” (wybudowane za miliony Interaktywne Centrum Historii Ostrowa Tumskiego, historyczne rekonstrukcje i widowiska Misterium na Cytadeli).
Innymi słowy: kultura jest zakładniczką wąsa Grobelnego (wąs = konserwatywno-peryferyjny stan mentalny prezydenta i większej części zblatowanej elity polityczno-administracyjnej) i ma się podobać jego wąsatemu elektoratowi.
Po fuszerkach i kompromitacjach związanych z budową stadionu urzędujący prezydent nie będzie się już cieszyć poparciem kibiców. Przechylony na liberalno-lewicową stronę elektorat oraz świadomi, coraz bardziej angażujący się w miejskie sprawy i walczący o prawo do miasta mieszkańcy i mieszkanki, także nie zagłosują za Grobelnym – zbyt wiele skandali (walący się na głowy dworzec, komunikacyjny chaos, podwyżki cen biletów) i arbitralnych decyzji ponad swoimi głowami pamiętają. Prawda jest taka, że komitet Grobelnego stoczy z Prawem i Sprawiedliwością walkę o poparcie mieszczańskiego, konserwatywnego i religijnego elektoratu. O ludzi, którzy uważają, że ma być „porzundnie”, a brudy pierze się we własnym domu. O tych, którzy stają w obronie molestującego kleryków Paetza i przez lata przymykali oczy i przyzwalalil na molestowanie chórzystów przez Wojciecha Kroloppa. Do tych, którzy skutecznie – z pełnym wsparciem prezydenta, hierarchów i w obliczu koniunkturalnej słabości dyrektora festiwalu Malta – zablokowali w czerwcu wystawienie Golgoty Picnic w ramach festiwalu. Cud politycznej agory, którym była dyskusja na placu Wolności, gdy mieszkańcy spuścili prezydentowi bęcki – przy tym dając przykład demokratycznej otwartości, różnorodności poglądów i dojrzałości do decydowania – chyba go za wiele nie nauczył. Grobelny będzie się zatem w kampanii odwoływać nie do tych lekcji, ale do programowego przekonania „prawdziwych poznaniaków” o wyższości „poznańskości” i „tradycji” nad jakąkolwiek inną racją – z tego prostego powodu, że jest ona poznańska, a kto się ośmieli myśleć inaczej, ten „kala własne gniazdo”.
W wąsaty model w żaden sposób nie wpisuje się bezczelna, wolnomyśląca, antyklerykalna, otwarcie lewicowa dyrektorka, w dodatku często i publicznie krytykująca posunięcia władz miasta. Ewa Wójciak, Adam Borowski, Tadeusz Janiszewszki i Marcin Kęszycki są solą w oku władzy. Chodzą na marsze równości, wspomagają lokatorów z czyszczonych kamienic, otwarcie sympatyzują z walczącymi o prawa socjalne dla ubogich i wykluczonych społecznie mieszkańców anarchistami, zapraszają do Teatru Ósmego Dnia Zygmunta Baumana i innych lewicowych intelektualistów, w dodatku udostępniają w teatrze miejsce na oddolne działania społeczno-artystyczne i wspierają młodych twórców. Prawdziwa Sodoma i Gomora. Co więcej, Wójciak, zamiast pokornie przyjąć kazanie na dywaniku i zacząć się wreszcie zachowywać jak należy, walczy o swoje prawa, procesuje się z miastem, dementuje plotki i insynuacje, które mają oczernić teatr, a przede wszystkim ośmiela się jeździć na zagraniczne festiwale i grać – z wielkim powodzeniem i bardzo dobrymi recenzjami – spektakle! No i jeszcze miała czelność kandydować w wyborach europejskich z list Twojego Ruchu Janusza Palikota. Tego doprawdy za wiele.
Co można w tej sytuacji zrobić lepszego, niż rozpocząć kampanię wyborczą od złożenia głowy Wójciak w ofierze na ołtarzu wąsa?
W końcu miało być „porzundnie” i po poznańsku. Nie będą tu żadni artyści kalać gniazda i udawać, że uprawiają sztukę zaangażowaną.
Gorzkiej ironii całej sprawie dodaje fakt, że cztery lata temu kampanię zdominował właśnie temat kultury. Padały wówczas deklaracjacje o wizji, o miastotwórczej roli kultury, o zmianie modelu zarządzania kulturą w Poznaniu, m.in. o dofinanoswaniu alternatywnych poznańskich teatrów, które – mimo że są wizytówką miasta za granicą – w większości pozbawione są sceny. Po kampanii skupionej na tematach kultury prezydent został zmuszony do wzięcia pod uwagę stanowiska Sztabu Antykryzysowego na rzecz Poznańskiej Kultury i wprowadzenia – drobnych w skali koniecznych zmian – rekomendacji wypracowanych przez artystki, animatorów i aktywistki w ramach Poznańaskiego Kongresu Kultury. Wreszcie: mierząc się z wielkim oporem środowiska artystycznego, postanowił zwolnić Sławomira Hinca, wiceprezydenta odpowiedzialnego za kulturę, który wzywał Ewę Wójciak na dywanik i udzielał jej reprymendy, a między wierszami groził odebraniem miejskiej dotacji. Tym razem Grobelny najwyraźniej nie zamierza się z nikim liczyć – co z jego punktu widzenia było wtedy błędem – i do tematu kultury podchodzi inaczej. Definitywnie rozwiązując problem, to jest: zabijając kulturę.
Mechanizm leżący u podłoża decyzji o zwolnieniu Wójciak – na parę miesięcy przed obchodami jubileuszu 50-lecia Teatru Ósmego Dnia – jest prosty jak konstrukcja cepa: to symboliczny prezent od Grobelnego dla jego elektoratu, który ma przełożyć się na głosy, o które prezydent walczy na terytorium skrajnej prawicy. Jak to cep, na pewno okaże się w swojej prostocie narzędziem bardzo skutecznym.
W mieście, gdzie kultura się nie liczy, to właśnie wąsem i cepem można młócić przez cztery kadencje i szykować się już do piątej. Co najlepiej pokazuje przykład miłościwie panującego nam prezydenta.
Czytaj także:
Ewa Wójciak: Europa to jedyny sposób, żeby ucywilizować nasze życie polityczne
Ewa Wójciak: Radni szukają sposobu na „Ósemki” i wcale się z tym nie kryją
Michał Zadara, Założyliśmy własne
Sławomir Sierakowski, Jak sztuka pokonała biskupów