Planując Kartę Warszawiaka, Ratusz silnie odciął się mieszkanek i mieszkańców aglomeracji.
Kilka dni temu pojawiła się dobra wiadomość: warszawski Ratusz uznał, że poprzednie podwyżki cen biletów nie są korzystne i wprowadził korektę. Znikną bilety jednorazowe i zostaną zastąpione biletami czasowymi – 20-minutowym (3,40 zł) oraz 75-minutowym (w cenie dotychczasowego biletu jednorazowego – 4,40 zł). To bez wątpienia pozytywna zmiana, zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie ruchy w transporcie miejskim, których efektem było przecinanie linii w połowie i nastawienie się na większą liczbę przesiadek. Teraz w ramach jednej opłaty będzie można dowolnie wybierać trasę przejazdu, szybko zmieniać środki transportu, przesiadać się z autobusu na metro lub tramwaj. Pojawi się również bilet weekendowy, który zastąpi bilet trzydniowy – będzie on obowiązywał od piątku od godz. 19 do poniedziałku do godz. 8 rano.
Zmiana taryfy będzie dotyczyć nie tylko biletów kartonikowych krótkoterminowych, ale również biletów długookresowych – 30-dniowych i 90-dniowych. Będą zniżki, ale nie dla wszystkich. Ratusz zapowiedział wprowadzenie Karty Warszawiaka, czyli pakietu zniżek na różne miejskie usługi, w tym transport miejski. Poza tańszymi biletami zniżki obejmą również miejskie teatry, OSiRy i docelowo również inne instytucje. Kartę Warszawiaka będą mogły dostać wszystkie osoby, które rozliczają swoje PIT-y w Warszawie. Ma to zachęcić mieszkanki i mieszkańców Warszawy pochodzące i pochodzących z innych miast do tego, żeby przenieśli swoje podatki do Warszawy (o ile nie zrobiły/zrobili tego wcześniej).
O tym pomyśle mówi się już od kilku tygodni. Jednak długo nie było wiadomo jak wysokie będą zniżki na Kartę Warszawiaka. Ostatnio Ratusz ujawnił nowy taryfikator.
Osób płacących podatki w Warszawie nie dotknie kolejna podwyżka cen biletów, a co więcej na bilecie 30-dniowym dostaną 2 złote obniżki względem obecnych cen. Pozostali zapłacą o 10 złotych więcej. Karta Warszawiaka miała mieć podwójny cel – przynieść wpływy do budżetu miasta oraz służyć budowaniu lokalnej tożsamości, którą ma wzmacniać kawałek plastiku z hologramem z syrenką i napisem „Płacę podatki w Warszawie”. Ma to byś stołeczna karta lojalnościowa. Wydawałoby się, że jest to idealne rozwiązanie, pozwalające znaleźć pieniądze na finansowanie transportu publicznego przez zwiększenie podatków. Dlaczego więc Karta Warszawiaka wywołuje tyle kontrowersji? Jest ku temu kilka poważnych powodów.
Karta Warszawiaka i dlaczego nie jest świetnie
Ratusz pewnie oczekiwał, że wiadomość o wprowadzeniu zniżki dla osób płacących podatki spotka się z entuzjazmem i zwiększy wpływy do budżetu miasta, tak jak stało się wcześniej przy okazji powiązania miejsc w przedszkolach z płaceniem podatków w stolicy. W przypadku przedszkoli osoby, które zadeklarowały, że płacą podatki w Warszawie, dostawały dodatkowe punkty i miały większe szanse na przyjęcie dziecka do lokalnego przedszkola. Zapomniano jednak, że o ile z warszawskich przedszkoli korzystają głównie osoby mieszkające w danej okolicy, to transport publiczny służy całej aglomeracji. Planując Kartę Warszawiaka, Ratusz silnie odciął się mieszkanek i mieszkańców II strefy. Wprawdzie mają oni możliwość skorzystania ze zniżek i przeniesienia swoich podatków do Warszawy, ale to wprowadza niezdrową logikę konkurencji pomiędzy gminami, w momencie kiedy powinno się raczej myśleć o ścisłej współpracy. Co więcej pokazuje to, że
Ratusz średnio przejmuje się zdaniem osób, które korzystają na co dzień z miasta, ale już nie głosują w wyborach samorządowych.
Karta Warszawiaka daje minimalne zniżki i ma wymiar głównie symboliczny. Można mieć wątpliwości, czy osoby bardziej zamożne, na których podatkach miastu najbardziej zależy, skuszą się na 12 złotych w skali miesiąca. Do tych osób silniej może trafić argument tożsamościowy. Warszawiacy i warszawianki odprowadzający podatki będą mogli poczuć się lepsi, ale jak podkreśla Michał Bilewicz, karmi to raczej niezdrowe poczucie wyższości i dominacji nad innymi, niż buduje odpowiedzialność za miasto jako złożony system.
Warszawa nie jest wyspą oddaloną od innych ośrodków, ale sercem metropolii, w której skład wchodzi około 40 gmin. Bycie silnym centrum powinno obligować do poczucia odpowiedzialności za sąsiadujące miasta i miasteczka, a nie być wykorzystywane w celu pokazania swojej siły.
Co więcej, pomimo że Ratusz chętnie mówi o Karcie Warszawiaka, wciąż nie przedstawił konkretnego projektu. Wiadomo już wprawdzie, jakie będą zniżki na komunikację i że będą również jakieś na kulturę i sport, ale nie wiadomo, kto będzie mógł taką kartę dostać. Czy tylko te osoby, które już zapłaciły podatek w Warszawie? Czy też te, które złożą stosowną deklarację? W jaki sposób w ten system zostaną włączone studentki i studenci (o ile w ogóle)? Co z osobami bezrobotnymi? Co z osobami niezarejestrowanymi jako bezrobotne, ale też niepracującymi zarobkowo, bo wykonują tylko pracę opiekuńczą – w patriarchalnym modelu rodziny, który jest wciąż w bardzo powszechny ta kwestii dotyczy dużej grupy kobiet. Takich grup granicznych pewnie jest więcej.
Rozmawiajmy o transporcie!
Niedoskonałości Karty Warszawiaka nie powinny nikogo dziwić. Projekt ten był wprowadzany w pośpiechu i jest jednym z projektów, które ze względów politycznych pojawiły przed referendum, żeby wykazać troskę Ratusza o mieszkańców i mieszkanki miasta. Pojawił się projekt Karty Warszawiaka, ale jednocześnie Ratusz przeciąga wprowadzenie pod obrady Rady Miasta projektu uchwały cofającej podwyżki cen biletów do stanu z 2012 r. złożonego przez inicjatywę „Stop Podwyżkom Cen Biletów ZTM”). Ta zwłoka dziwi i niepokoi, ponieważ na sesji Rady Miasta 20 czerwca Przewodnicząca Rady Ewa Malinowska-Grupińska zapewniała, że obywatelski projekt uchwały będzie głosowany niezwłocznie, po tym jak zostanie przekazana odpowiednia liczba ważnych podpisów. Podpisy pozytywnie zweryfikowano 7 sierpnia.
Niepokoi również to, że równoległe z nowymi propozycjami cen biletów nie odbywa się debata na temat finansowania i znaczenia transportu publicznego. Wiemy, że będą obniżki za podatki, ale nie wiadomo, dlaczego właśnie takie. Nie ma również możliwości, żeby publiczne przedyskutować, jaki poziom dopłat do transportu miejskiego chcemy mieć. Czy dopłata w wysokości 70% to dużo czy mało. W Polsce gminy dopłacają średnio właśnie tyle. Warto się zastanowić, dlaczego podejmuje się decyzje o większych dopłatach. I jakim kosztem się to odbywa – czy jakości transportu czy innych usług? Może warszawiacy i warszawianki woleli by mieć trochę gorszy transport, ale w takich cenach, żeby nie wykluczał osób uboższych?
Nie pada również pytanie, czy mieszkanki i mieszkańcy miasta chcą mieć kilka złotych zniżki kosztem osób mieszkających w aglomeracji? Czy naprawdę potrzebują takiego dowartościowania tworzącego barierę na linii II strefy, a może wolą poczekać na wspólny program dla całej aglomeracji?
Nie mówi się również o tym, jakie są koszty ekologiczne rosnących cen biletów – wzrost przychodów po podwyżce to nie wszystko.
Warto zapytać, o ile więcej będzie na ulicach samochodów, do których przesiądą się – zwłaszcza zimą – osoby, które nie chcą albo nie mogą płacić więcej za bilety. Sądzę, że wiele osób chciałoby usłyszeć zachęty do porzucenia samochodów – zarówno ekonomiczne, jak i ekologiczne. Ratusz woli jednak wprowadzać obniżki od podwyżki, zamiast mówić o ich logice i planach na przyszłość. Na debatę jeszcze nie jest za późno. Uchwała wdrażająca Kartę Warszawiaka wciąż nie jest gotowa. Nadal można żądać zmian, odpowiedzialnej polityki transportowej i edukacji o priorytetach Strategii Zrównoważonego Rozwoju Systemu Transportowego Warszawy do 2015 roku i na lata kolejne.
Projekt Karty Warszawiaka i obywatelski projekt uchwały cofający podwyżki cen biletów ZTM do stanu z 2012 roku będą procedowane na sesji rady miasta 12 września. Warto sie na niej pojawić.