Wkrótce roboty zastąpią robotników. Czy dojdzie do powrotu do feudalizmu, tym razem jednak z nowoczesnymi technologiami oraz z ludźmi jako zbędną siłą roboczą? Czy warstwa najbogatszych stworzy grupy zamknięte w obwarowaniach, których strzec będą drony oraz uzbrojone roboty, natomiast reszta ludzi zostanie pozbawiona podstawowych praw? Czy mamy jakieś wyjście?
W Czechach lubimy doceniać tych, co się w życiu narobili, a tych, którzy nie pracują, uważamy otwarcie za godnych pogardy plugawców. Na pierwszy rzut oka to całkiem śmieszne, ale w rzeczywistości dzieje się coś innego – prowadzimy absurdalny wyścig na dno i rywalizujemy o to, kto najbardziej pozwoli obedrzeć się ze skóry. Nasze pensje już dziś są śmiesznie niskie, a w konsekwencji automatyzacji pracy grozi nam jeszcze masowy zanik etatów w ogóle. To chyba wystarczający powód, aby zastanowić się nad zupełnie innym modelem społeczeństwa, w którym nasze zarobki nie będą zależeć od płatnej posady. Tylko czy potrafimy?
Inwazja intruzów
Jak pokazuje niedawne badanie OECD, najwyższe ryzyko masowego zaniku miejsc pracy pośród krajów rozwiniętych występuje… w Czechach i na Słowacji [Polska jest tuż za podium – na 6. miejscu – przyp. red.]. Oznacza to, że ludzie mogą wkrótce stracić pracę, a w ten sposób również środki niezbędne do życia oraz zabezpieczania podstawowych potrzeb.
Wyobraźmy sobie – w przerysowanej postaci – jak może to wyglądać: wbijają do nas ci dziwni intruzi i panoszą się, jakby byli u siebie; okazuje się jednak, że wcale nie przyszli nas okraść, zrujnować, nie przyszli gwałcić naszych kobiet ani przejąć władzy. Okazuje się, że ci najeźdźcy przyszli po prostu do pracy. Są ich tysiące, wyróżnia ich wysoka inteligencja, potrafią się uczyć nowych rzeczy, a wyłącznym sensem ich życia jest praca. Nie potrzebują odpoczynku, wolnego czasu, mieszkania, prywatności ani snu. Nie muszą jeść, ponieważ nie odczuwają głodu ani apetytu. Nie mają uczuć, pragnień ani potrzeb seksualnych.
Intruzi włączają się do naszej gospodarki. Chcą pracować i nie potrzebują żadnych zarobków. Jedynym wynagrodzeniem jest dla nich sama praca. Zaczynają na rutynowych stanowiskach w fabrykach i montowniach. Z czasem wykazują się jednak umiejętnościami wykonywania znacznie bardziej skomplikowanych zadań i zastępują większość ludzi. Nawet pracodawcy, którzy z początku bronili się przed tymi potworami, nie mają wyboru i, aby pozostać konkurencyjnymi, zaczynają zastępować nimi ludzi. Bezrobocie wśród tutejszych gwałtownie rośnie, a zarobki osób, którym udało się zachować jeszcze pracę, znajdują się w stagnacji lub zmniejszają się. A ponieważ obywatele i obywatelki boją się o swoją przyszłość, to przestają kupować i wydawać pieniądze. Nadchodzi poważny kryzys gospodarczy, podczas którego okazuje się, że inwazja intruzów nie była wcale taka niewinna.
czytaj także
Roboty zamiast monterów i dziennikarzy
Nasi intruzi nie są oczywiście „muzułmańskimi najeźdźcami”, którymi tak absurdalnie straszą nas media i politycy, lecz robotami. Stopień zagrożenia tymi najeźdźcami jest w Republice Czeskiej o tyle większy, że należy ona do najbardziej uprzemysłowionych krajów całej Unii Europejskiej – udział przemysłu w gospodarce wynosi niemal pięćdziesiąt procent, co jest wartością wyższą niż w sąsiednich Niemczech. W przemyśle pracuje w przybliżeniu 1/3 wszystkich czeskich pracowników. Głównym koniem pociągowym przemysłu jest produkcja samochodów – to właśnie miejsca pracy w tej branży są pierwsze w kolejce do zastąpienia przez metalowych intruzów.
Ilustrują to też doświadczenia z zagranicy. W USA po kryzysie finansowym produkcja przemysłowa wzrosła o osiemnaście procent, ale nie nastąpił żaden rozkwit miejsc pracy. Zamiast tego w fabrykach zaczęły pracować roboty. Według badań z 2013 roku z powodu automatyzacji dojdzie w USA w ciągu kolejnych dwudziestu lat do zaniku 47% miejsc pracy. Ponadto roboty są coraz mądrzejsze. Oprócz fabryk i supermarketów zaczynają być wykorzystywane również w innych branżach, jak na przykład w przemyśle spożywczym, w transporcie, medycynie czy szkolnictwie. A to jeszcze nie koniec.
W 2009 roku grupa naukowców z Uniwersytetu Północno-Zachodniego w Chicago rozwinęła technologię, która poradzi sobie nawet z pracą dziennikarza. Ich system o nazwie StatsMonkey pisał najpierw wiadomości sportowe – po wprowadzeniu podstawowych danych tworzył przekonujący tekst, który był niemal nie do odróżnienia od pracy dziennikarza sportowego. Wspomniana grupa z Chicago założyła następnie firmę Narrative Science i zbudowała bardziej zaawansowaną technologię o nazwie Quill (Pióro). Potrafi ona już tworzyć teksty z różnych dziedzin, z polityką i gospodarką włącznie, i zaczęła być szybko wykorzystywana przez wielkie media, przykładowo przez czasopismo „Forbes”. Z Quill korzysta dzisiaj szereg gazet i stron internetowych (choć niektóre z nich wolą trzymać to w tajemnicy, więc można jedynie zgadywać, czy czytany właśnie artykuł został naprawdę napisany przez człowieka). W każdym razie założyciele firmy Narrative Science twierdzą, że najpóźniej za piętnaście lat roboty zostaną autorami ponad dziewięćdziesięciu procent informacji prasowych.
Droga do nowego totalitaryzmu?
Tymczasem w guberni o nazwie Republika Czeska nie zajmujemy się wspomnianymi problemami. Nasze główne partie polityczne prześcigają się natomiast w pomysłach, jak wziąć w obroty „obiboków”, „beneficjentów” i „pasożytów”, co jest absurdalne. Trudno oprzeć się wrażeniu, że represje i histeryczne wymuszanie pracy dokładnie w czasie, kiedy grozi jej masowy zanik, torują drogę do nowego faszyzmu. Dlaczego większość polityków właśnie teraz prześciga się w walce przeciwko bezrobotnym? Dlaczego nasze „lewicowe” partie (które w praktyce nie ustępują często ultraprawicy) chcą karać bezrobotnych, czy nawet „zamykać darmozjadów” – jak sobie tego życzy Komunistyczna Partia Czech i Moraw? Z jakiego powodu Miloš Zeman pragnie likwidacji zasiłków socjalnych? Czy ci politycy są tylko głupimi fanatykami, czy dążą do czegoś więcej?
Popularny amerykański bloger Noah Smith ostrzegał kiedyś przed przyszłością, w której „zapuszczona masa zubożałych ludzi” wegetuje „na granicy wygłodzenia”. Automatyzacja pracy może bowiem sprawić, że większość ludzkości stanie się zbyteczna – dojdzie do powrotu do feudalizmu, tym razem jednak z nowoczesnymi technologiami oraz z ludźmi jako zbędną siłą roboczą. Warstwa najbogatszych stworzy grupy zamknięte w obwarowaniach, których strzec będą drony oraz uzbrojone roboty, natomiast reszta ludzi zostanie pozbawiona podstawowych praw. Podobną sytuację przedstawia znany film science-fiction Elizjum, w którym plutokracja żyje w luksusowej stacji kosmicznej, podczas gdy większość ludzi wegetuje na Ziemi w nieznośnych warunkach.
Dzisiaj coś takiego może brzmieć albo przesadnie, albo jak teoria konspiracyjna. Tylko czy na pewno mamy zaufanie i gwarancję, że globalne „elity” nie przygotowują się już na takie warunki w dalszej przyszłości?
Uwolnijmy się od pracy
Jeśli chcemy uniknąć czarnych scenariuszy, powinniśmy w pierwszej kolejności przewartościować rolę pracy w społeczeństwie. Weźmy Czechy – ideałem postkomunistycznego ustroju po 1989 miała być wolność, ale zamiast tego skończyliśmy w nowym totalitaryzmie reżimu pracy. Praca stała się nową religią, która pochłonęła nasze życie, przepełniła nas niepokojem i zniosła różnicę między czasem wolnym a zatrudnieniem. Mało osób pyta głośno, jaki sens ma tyranie całymi godzinami za mizerną jałmużnę. Dlaczego mielibyśmy słuchać uświęconych przez urząd głupców, którzy głoszą konieczność wyrzeczeń, podczas gdy nasze życie stało się narzędziem do produkowania pieniędzy dla bogatych?
Drugim krokiem powinno być wprowadzenie bezwarunkowego dochodu gwarantowanego. Z pewnością nie jest to rozwiązanie, które wybawi nas od wszystkich problemów, ale mógłby przynieść jakieś rozwiązania i korzyści. Jednym z niebezpieczeństw automatyzacji pracy jest społeczeństwo, w którym roboty produkują towary, których nie ma kto kupować. Dochód gwarantowany dostarczyłby bezrobotnym pieniędzy, utrzymałby w ruchu siłę nabywczą, a więc również gospodarkę. Równocześnie motywowałby ludzi do szukania pracy, której chcą się poświęcić, czy też do rozpoczęcia własnej działalności gospodarczej. Stanowiłby też rozwiązanie dla osób, które nie muszą pracować dużo lub wcale i chętniej poświęciliby się czemuś bardziej użytecznemu.
czytaj także
Wprowadzenie bezwarunkowego dochodu gwarantowanego mogłoby być też tylko tymczasowym posunięciem, które – uwalniając naszą wyobraźnię i ręce – pomoże wybudować inne, lepsze społeczeństwo, wolne od niewolniczej harówki i wyzysku. Co do tego, że grozi nam dziś zanik miejsc pracy, zgadzają się OECD, Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, ONZ i potwierdza to mnóstwo badań naukowych. Cokolwiek myślimy o bezwarunkowym dochodzie gwarantowanym faktem jest, że chętne to pracy roboty stoją pod naszymi drzwiami. W rzeczywistości stoimy być może przez największym wyzwaniem w historii: musimy uwolnić się od pracy.
czytaj także
**
Tekst ukazał się na czeskim portalu A2larm.cz, tłumaczyła Olga Słowik. Skróty od redakcji.