Umowa handlowa UE-USA wyraźnie zwiększy bezpieczeństwo Polski, więc bardzo dobrze się stało, że została podpisana. Szkoda jednak, że Komisji Europejskiej zabrakło odwagi, by powalczyć o znacznie lepsze warunki.
Donald Trump złamał Europę tak epicko, że unijni liderzy powinni czuć się upokorzeni. Szefowa Komisji Europejskiej ogłosiła w Szkocji sukces, jakim rzekomo jest porozumienie handlowe UE z USA. I choć jest faktem, że nałożone 27 lipca na UE cła są niższe niż te ogłoszone w tak zwany Dzień Wolności, to było oczywiste, że pokazane wtedy przed Białym Domem tablice były jedynie zagrywką negocjacyjną. Najwyraźniej Komisja Europejska tego dobrze nie odczytała.
W Dzień Wolności Trump zapowiedział nałożenie na UE ceł rzędu 20 proc. na wszystko. Po kilku dniach wycofał się z tego na określony czas, który miał zostać spożytkowany na trudne negocjacje. Nie szły one dobrze, pod koniec maja postanowił więc zmiękczyć stronę unijną, strasząc ją cłami rzędu 50 proc., co powinno zostać potraktowane jako kompletnie niepoważne. Niestety zadziałało, gdyż w Szkocji ustalono jednostronne taryfy importowe na towary z UE na poziomie 15 proc.
Komisji Europejskiej udało się więc ugrać ledwie 5 pkt proc. w stosunku do ceł zapowiedzianych w kwietniu. Będąca w znacznie trudniejszej sytuacji geopolitycznej i ekonomicznej Japonia ugrała 9 pkt proc., gdyż w Dzień Wyzwolenia Trump straszył ją stawką 24 proc. A przypomnijmy, że Japonia jest właściwie okupowana przez Amerykanów i nie ma własnej armii, a jedynie rozwijane właśnie siły samoobrony. Państwa UE swoje armie jednak mają, nawet jeśli często marne – także Niemcy, które również można uznać za wciąż okupowane.
Babakova: Tylko zewnętrzna presja może powstrzymać dryf Kijowa w stronę autorytaryzmu
czytaj także
Oczywiście ani Japonia, ani Niemcy współcześnie nie traktują już Amerykanów jako okupantów. Tym bardziej Polacy, którzy wręcz marzą o kolejnych 10 tysiącach żołnierzy zza oceanu. Obecnie wojska USA są w tych krajach w większości uznawane za gwarantów bezpieczeństwa. Europie zagraża Rosja, coraz słabsza gospodarczo, zacofana i uwikłana (z własnej woli oczywiście) w morderczą wojnę z Ukrainą, z której nie wie, w jaki sposób wyjść. Japonii zagrażają niemal 1,5 miliardowe Chiny, dynamicznie rozwijające się technologicznie i mające w pamięci brutalną okupację zaserwowaną im przez Japończyków. A jednak Tokio udało się ugrać niemal dwukrotnie więcej w stosunku do pierwszych gróźb Trumpa z kwietnia.
Prawa trumponomiki: haracz za gwarancje sojusznicze
Wspomnienie o sprawach geopolitycznych nie jest tutaj przypadkowe. Jednym z fundamentów trumponomiki jest wykorzystywanie amerykańskich gwarancji sojuszniczych do gwałtownej zmiany warunków handlowych z głównymi partnerami. Większość Europy odpuściła sobie solidne zbrojenia, więc w sytuacji realnego zagrożenia była gotowa zgodzić się na wszystko, by utrzymać relacje z Amerykanami. Nawet na jednostronne nałożenie ceł na swoje towary.
A przecież to nie wszystko. Unia Europejska zadeklarowała również zakup surowców energetycznych z USA o wartości 750 mld dolarów. Jeśli ktoś myśli, że to już koniec tych upokorzeń, to jest w błędzie. Państwa Europy powinny jeszcze zwiększyć bezpośrednie inwestycje w USA o 600 mld dolarów, co jest już zupełnie niezrozumiałe, gdyż dotychczas to USA notowały nadwyżkę napływu kapitału ze Starego Kontynentu. Wg danych KE, w 2023 roku państwa UE zainwestowały w USA o 139 mld euro więcej niż popłynęło w drugą stronę.
Troost: Kto zapłaci za zbrojenia NATO, a kto na nich zarobi?
czytaj także
To ostatnie najlepiej pokazuje, że Waszyngtonowi nie chodziło wcale o usunięcie niesprawiedliwości w globalnych relacjach gospodarczych, na których USA miały rzekomo tracić. Chodziło o wymuszenie takich warunków handlowych i ekonomicznych, które będą dla USA jeszcze korzystniejsze. Owszem, w handlu towarami UE notowała aż 197 mld euro nadwyżki eksportowej w relacjach z USA. Jednak w wymianie usług to USA notowały nadwyżkę rzędu 109 mld euro. Łącznie więc deficyt USA wynosił jedynie 10 proc. wartości importu z Europy. No i taką stawkę można byłoby przyjąć jako w miarę uzasadnioną. 15 proc. plus dodatkowe inwestycje i ogromne zakupy energii to już jest zwykły haracz.
Wbrew początkowym doniesieniom medialnym – chociażby TVP Info – UE nie zobowiązała się do zakupów broni z USA. Z punktu widzenia Polski to akurat smutne, gdyż my już i tak kupujemy od Amerykanów ogromne ilości sprzętu wojskowego. Takie zobowiązanie zmusiłoby ignorujące temat bezpieczeństwa państwa Europy do uzbrojenia się, a Polsce zapewniłoby bezpieczeństwo dostaw.
Z drugiej strony, trudno się spodziewać, żeby tak twardo potraktowani Europejczycy odważyli się teraz utrudnić zakupy broni z USA. Nie potwierdziły się jednak również doniesienia, że UE miałaby znieść własne cła na mięso i cukier zza oceanu, co jest dobrą informacją dla polskich rolników. Dla unijnych konsumentów zresztą też, gdyż mięsa z Ameryki zdrowiej jest nie spożywać.
Umowa handlowa UE–USA – korzystna dla Polski, niekorzystna dla Europy
Nie wszystkie towary zostały obciążone cłami. Przewidziano wyłączenia, czyli tak zwane zero za zero. Zwolniony z ceł będzie handel dwustronny na samoloty oraz ich części, co zapewne ucieszy Airbusa, ale też polską Dolinę Lotniczą, czyli kompleks przemysłowy położony w południowo-wschodniej Polsce (m.in. w Rzeszowie i Mielcu). Poza tym zwolniono z ceł część chemikaliów oraz leki generyczne (pozostałe farmaceutyki będą oclone). I tu znów dobre informacje dla Polski, która specjalizuje się w produkcji chemikaliów oraz leków generycznych (bo własnych patentów mamy, nomen omen, jak na lekarstwo).
Markiewka: Na końcu przychodzi faszyzm, czyli wzniosła retoryka apokalipsy
czytaj także
Największym przegranym będzie niemiecki przemysł samochodowy oraz jego podwykonawcy – czyli przede wszystkim Słowacja i Węgry, które są uzależnione od produkcji motoryzacyjnej, szczególnie niemieckiej. W Polsce przemysł motoryzacyjny również jest istotny, ale niewątpliwie nie zależy od niego powodzenie całej gospodarki.
Poza tym w Polsce ogromną rolę w tej branży odgrywa francusko-włoski koncern Stellantis, który posiada chociażby ogromną fabrykę w Tychach, wokół której wytworzyło się całe środowisko polskich i zagranicznych poddostawców. Tymczasem Amerykanie nie kupują ekonomicznych Fiatów czy Citroenów. Oni wolą żarłoczne niemieckie diesle – Mercedesy czy Volkswageny.
W krótkim terminie przegranymi będą również amerykańscy konsumenci, którzy już teraz narzekają na administrację Trumpa za wzrost kosztów życia. Zanim fabryki wrócą do USA, minie trochę czasu, za to cła przełożą się na ceny błyskawicznie. Oczywiście w długim terminie wielu z nich skorzysta dzięki powrotowi części miejsc pracy w przemyśle. Pytanie tylko, czy przyzwyczajeni do pracy w usługach Amerykanie będą chcieli wrócić do fabryk. Nawet mając na uwadze, że obecnie praca w fabryce wysokiej jakości nie jest już harówką, tylko raczej krzątaniną i naciskaniem przycisków w maszynach lub robotach.
Bazylewicz: „Opór jest daremny, bo Trumpa wywyższył Bóg”. W Ameryce powstaje państwo wyznaniowe
czytaj także
I żeby nie było, że pismak się wymądrza – po liceum w latach dwutysięcznych pracowałem przez trzy lata w tyskich fabrykach z kilku branż. Najtrudniej było w spożywczej – której Trump przyciągać akurat nie chce – ale żadna fabryka mnie tak nie wykańczała, jak zmiana na kuchni w KFC już podczas studiów. Nie zmienia to faktu, że nawet w XXI w., w świecie rozwiniętym praca w fabryce jest bardziej żmudna i ogólnie mniej przyjemna niż w czystym biurze. Amerykanie mogą więc nie przyjąć zbyt ciepło wyższych kosztów życia już teraz w zamian za odległą perspektywę pracy w fabryce.
Umowa handlowa UE-USA – kto może być zadowolony?
Jak zauważyli James FitzGerald i Tom Geoghegan na łamach portalu BBC, umowa będzie niekorzystna również dla solidarności europejskiej. Stosować będą musieli ją wszyscy, tymczasem koszty i straty będą rozłożone bardzo nierówno. Chociaż analiza Capital Economics sugeruje spadek PKB o ledwie 0,5 proc., to w niektórych państwach będzie on znacznie wyższy. A to może spowodować wewnętrzne animozje i dalszy wzrost eurosceptycyzmu – szczególnie w Niemczech, gdzie w siłę rośnie AfD.
Najbardziej zyskają oczywiście producenci przemysłowi z USA oraz ogólnie amerykański biznes, nie licząc importerów. Sam Trump również może czuć się zwycięzcą, gdyż wymusił na Europie nawet chyba więcej, niż chciał. Tym bardziej że amerykańską produkcję będą teraz napędzać nie tylko nowe taryfy nałożone na UE i Japonię, ale też bardzo korzystny dla eksportu gwałtowny spadek kursu dolara, jaki obserwujemy w tym roku.
A czy ktoś z Europy może czuć się zadowolony? Tak, niewątpliwie całkiem zadowoleni z tej umowy mogą być Polacy. Może to się wydawać paradoksem, ale ta umowa jest korzystna z punktu widzenia Polski, choć równocześnie niekorzystna dla Europy jako całości.
Polski bezpośredni eksport do USA jest stosunkowo niewielki, a wyłączone z ceł zostały branże, w których jesteśmy mocni. Nakaz kupowania surowców energetycznych z USA również jest dla Polski korzystny, gdyż uzależni od USA – kluczowego gwaranta bezpieczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej – także inne regiony UE. A my i tak już dawno przestawiliśmy się na zakupy amerykańskiego gazu.
Wiech: Dlaczego Polska nie ma elektrowni jądrowej (i dlaczego powinna mieć od dawna) [rozmowa]
czytaj także
Mniej prawdopodobne staje się również, że UE uniemożliwi lub utrudni realizację polskich kontraktów zbrojeniowych i energetycznych (jak choćby elektrownia jądrowa budowana przez Westinghouse) podpisanych z Amerykanami.
Przede wszystkim jednak ta umowa sprawi, że Amerykanie Europy już nie odpuszczą. Taki partner gospodarczy to przecież dla nich skarb – z jednej strony zamożny, z drugiej całkowicie podporządkowany. Umowa handlowa UE-USA wyraźnie zwiększy bezpieczeństwo Polski, więc bardzo dobrze się stało, że została podpisana. Wielka jednak szkoda, że Komisji Europejskiej zabrakło odwagi, by powalczyć o znacznie lepsze warunki, co niewątpliwie było w zasięgu.