Gospodarka

Mark Zuckerberg kupuje dom nad Biebrzą

I decyduje się zostać w Polsce na stałe. Tymczasem zostaje wprowadzony dochód maksymalny...

W marcu tego roku parlament Izreala wprowadził ograniczenie dotyczące wysokości wynagrodzeń w sektorze finansowym – nie może być ono wyższe niż 35-krotność najniższego wynagrodzenia brutto, które jest wypłacane w danej firmie, lub 44-krotność płacy minimalnej netto w kraju. Celem tej zmiany było ograniczenie wysokości wynagrodzeń prezesów banków czy firm ubezpieczeniowych, które dochodziły nawet do odpowiednika 728 tys. zł miesięcznie. Obecnie limit to około 175 tys. zł miesięcznie. To wciąż ogromna rozpiętość w wysokości zarobków, w porównaniu z płacą minimalną, która od lipca tego roku wynosi w Izraelu 5024 zł brutto miesięcznie. Ograniczenie to nie jest również absolutne, gdyż limit można przekroczyć. Wiąże się to jednak z podwójnym opodatkowaniem wynagrodzenia.

W Polsce prezes banku Pekao zarabia około 1,1 miliona zł miesięcznie brutto, prezes Banku Handlowego 535 tys. zł miesięcznie, a prezes Banku BPH 495 tys. zł miesięcznie. Płaca minimalna to natomiast 1850 zł brutto. Stosunek pomiędzy płacą minimalną a wynagrodzeniem prezesa banku Pekao wynosi więc 1:595.

Dlaczego wprowadzać ograniczenie dotyczące wysokości dochodów, czyli dochód maksymalny? Jest coś głęboko nieetycznego w sytuacji, gdy część osób żyje w luksusie, z dochodami tak ogromnymi, jak prezesi banków czy państwowych spółek, podczas gdy inni ledwo wiążą koniec z końcem, zarabiając miesięcznie po 1100 zł netto lub mniej.

Jest coś głęboko nieetycznego w sytuacji, gdy część osób żyje w luksusie, z dochodami tak ogromnymi, jak prezesi banków czy państwowych spółek, podczas gdy inni ledwo wiążą koniec z końcem, zarabiając miesięcznie po 1100 zł netto lub mniej.

Warto, byśmy jako społeczeństwo zadbali o to, aby wszyscy mogli się utrzymywać na godnym poziomie, aby wszyscy mieli zapewnione bezpieczeństwo ekonomiczne – możliwość zaspokojenia podstawowych potrzeb materialnych. Nadwyżki lepiej przeznaczyć na pomoc potrzebującym niż na konsumpcję ponad miarę.

Wprowadzenie limitu pozwala także bardziej równomiernie rozłożyć wysokość wynagrodzeń w obrębie firmy. Weźmy dla przykładu spółkę PKN Orlen, której prezes zarabia 138 tys. zł miesięcznie brutto. Gdyby ustalić dochód maksymalny na poziomie na przykład 7-krotności wynagrodzenia minimalnego, limit wynosiłby 12950 zł brutto miesięcznie. Wówczas z wynagrodzenia prezesa pozostaje do wydania, co miesiąc, 125 050 zł wolnych środków. Można je rozłożyć na przykład na 1000 zł podwyżki dla 125 pracowników i pracownic. Można także przeznaczyć je na zatrudnienie 17 nowych osób, oferując im miesięczne wynagrodzenie w wysokości 7000 zł brutto. Albo przeznaczyć je na inwestycje. A to wszystko tylko z nadwyżki z wynagrodzenia jednej osoby – prezesa zarządu.

Stosunek płacy minimalnej do dochodu maksymalnego wynoszący 1:7 to jedynie przykład. Kiedy bowiem myślę o tym, jakie nierówności są dla mnie do zaakceptowania, bliższy jest mi stosunek 1:4. Na pewno ustalając wysokość limitu, należałoby uwzględnić opinię społeczeństwa na ten temat, najlepiej wyrażoną w panelu obywatelskim. Natomiast warto podkreślić, że wprowadzenie w Polsce dochodu maksymalnego na poziomie 1:7, oznaczałoby, że wysokość dochodów 97,5 procent społeczeństwa pozostałaby bez zmian.

Istotne wydaje mi się również to, że dochód maksymalny jest ograniczeniem dla konsumpcyjnego stylu życia, co jest szczególnie ważne w czasach, gdy zasoby naturalne szybko się kurczą, powierzchnia dostępnych terenów uprawnych zmniejsza się, a liczba ludności na świecie rośnie. Warto więc określić, ile to jest „wystarczająco” dla jednej osoby. Nasz wpływ na środowisko jako konsumentów nie kończy się na granicach miasta czy państwa, gdyż surowce i towary są obecnie sprowadzane z całego świata. Limit pozwala także w pewnym stopniu ograniczyć aspiracje materialne i pogoń za bogactwem, co może przekładać się na większe zadowolenie z życia. Nie pomijałbym ponadto wpływu politycznego, jaki dają duże pieniądze. W demokracji dobrze jest, gdy nie mają one zbyt wielkiego wpływu na wynik wyborów czy podejmowane decyzje.

1.

Pomysł na wprowadzenie dochodu maksymalnego nie jest czymś nowym. W Wielkiej Brytanii jego wprowadzenie proponują lider Partii Pracy Jeremy Corbyn czy publicysta „Guardiana” George Monbiot. Dochód maksymalny jest jednym z podstawowych elementów Gospodarki Dobra Wspólnego, opracowanej przez Christiana Felbera z Austrii, a wprowadzenie go w Stanach Zjednoczonych proponuje między innymi Sam Pizzigati z Institute for Policy Studies.

Pisząc dla Dziennika Opinii pierwszy tekst o dochodzie maksymalnym, sądziłem, że przyjdzie mi potem debatować na ten temat z miłośnikami „neoliberalnego porządku”, którzy rękoma i nogami będą bronili kluczowego elementu kapitalizmu, jakim jest możliwość bogacenia się bez ograniczeń. Ku memu zaskoczeniu polemikę napisał inny publicysta DO, Jakub Majmurek, który choć podkreśla, że jest za budowaniem egalitarnego społeczeństwa, to przestrzega lewicę przed popieraniem dochodu maksymalnego. Jego zdaniem może to doprowadzić nawet do pogłębienia nierówności społecznych, a ponadto taki postulat będzie odstraszał od partii lewicowych osoby, które odniosły „minimalny finansowy sukces” oraz z trudem wypracowały sobie „skromny dobrobyt”, a których poparcie jest, jego zdaniem, potrzebne lewicy do wprowadzania w Polsce zmian.

Idea dochodu maksymalnego jest w Polsce jeszcze mało znana, zrozumiałe jest więc, że pojawiają się w tej kwestii pytania i wątpliwości. Co zatem warto wiedzieć na ten temat?

Dochód maksymalny nie dotyczy wyłącznie pensji, czyli wynagrodzenia za pracę, lecz wszelkich źródeł dochodów, takich jak darowizny, zyski ze sprzedaży lub wynajmu nieruchomości, spadki, premie czy też dywidendy. Inaczej limit można byłoby bardzo łatwo ominąć. Powiązanie go z płacą minimalną, która w Polsce przedstawiana jest w rozliczeniu miesięcznym, nie oznacza jednak, że dochód maksymalny musi być również określany w ujęciu miesięcznym. Zdecydowanie lepiej, gdy okres ten jest dłuższy, jak na przykład jeden rok. Ujęcie dochodów w skali miesiąca pozwala po prostu lepiej zobrazować ich wysokość. W skali roku dochód maksymalny 1:7 wynosiłby na dziś 155 400 zł brutto.

Dochód maksymalny może być wprowadzany na kilka różnych sposobów: może to być stosunek pomiędzy najniższym a najwyższym wynagrodzeniem w firmie lub stosunek pomiędzy średnim wynagrodzeniem w firmie (medianą) a wynagrodzeniem najwyższym. Może to być również limit określony kwotą dla wszystkich obywateli i obywatelek w kraju – na przykład 200 tys. zł rocznie – lub właśnie można powiązać limit dochodów z płacą minimalną w państwie.

Dlaczego nie jest dobrym pomysłem zrobienie tego jedynie na poziomie firmy? Przede wszystkim dlatego, że gubi się wówczas założenie, że celem wprowadzenia dochodu maksymalnego jest zadbanie o relatywną równość w społeczeństwie. Firma to przecież nie całe społeczeństwo. Druga rzecz, to że wystarczy wówczas zatrudnić najniżej zarabiających pracowników jako osoby spoza firmy, prowadzące własną działalność, i już można limit podnieść. Tak samo można zrobić w wariancie ze średnim wynagrodzeniem.

W obydwu tych przypadkach wpływ na wysokość wynagrodzeń ma ponadto charakter działalności firmy. Jeżeli firma zatrudnia samych specjalistów – jest to na przykład biuro projektowe – wówczas rozpiętość zarobków może być w niej bardzo mała, a tym samym limit będzie bardzo wysoki. Inaczej natomiast wygląda to w przypadku fabryki, gdzie różnorodność stanowisk jest duża i gdzie pracują zarówno osoby przy taśmie montażowej, jak i konstruktorzy i menadżerowie. Zatem ten sam limit 1:7 w różnych firmach może oznaczać zupełnie różne wysokości wynagrodzeń, jedynie ze względu na charakter ich działalności.

Lepszym rozwiązaniem jest więc limit na poziomie całego państwa, określony konkretną kwotą. Ma on wówczas charakter powszechny. Z kolei plusem powiązania limitu z płacą minimalną jest to, że od razu wiadomo, jaki jest jego cel – relatywna równość w społeczeństwie. Dzięki temu takie rozwiązanie może liczyć na większą akceptację społeczną.

2.

Co jednak w przypadku, gdy ktoś chce sprzedać firmę, która warta jest miliony lub miliardy złotych? Czy oznacza to, że jego lub jej zysk ze sprzedaży tej firmy nie może być wyższy niż roczny limit 1:7? Może. Można to bowiem rozwiązać w taki sposób, że tworzy się Indywidualne Fundusze Oszczędnościowe w publicznym banku, na które można przelewać środki przekraczające limit roczny. Następnie można z tych pieniędzy korzystać w dowolny sposób – przez okres całego życia – o ile wypłaty z funduszu oraz dochody z innych źródeł nie przekraczają rocznego limitu. Jak może to działać w praktyce?

Wyobraźmy sobie, że Mark Zuckerberg przyjeżdża do Polski. Podoba mu się tu, kupuje sobie dom nad Biebrzą i decyduje się zostać w Polsce na stałe. Tymczasem zostaje wprowadzony dochód maksymalny, a Mark stwierdza, że czas sprzedać swoje udziały w Facebooku i zająć się czymś innym. Przyjmijmy, że ma wówczas nadal 25 procent udziałów w Facebooku, który wart jest obecnie 245 miliardów dolarów (957 miliardów zł). Mark sprzedaje swoje udziały, zarabiając na tym 239 miliardów zł brutto.

Przy założeniu limitu 1:7 na konto swojego Indywidualnego Funduszu Oszczędnościowego może przelać z tego maksymalnie tyle pieniędzy, by móc wypłacać sobie rocznie 111 416 zł (wartość netto z 155 400 zł) do końca życia, za który można przyjąć wiek 110 lat (a gdyby ktoś żył dłużej, wówczas jego lub jej konto zasilane byłoby z budżetu państwa). Do tego możliwa jest rezerwa, na wypadek gdyby w przyszłości limit został podniesiony, plus uwzględnienie inflacji. Mark Zuckerberg ma dziś 32 lata. Na swój Indywidualny Fundusz Oszczędnościowy mógłby więc przelać około 10-11 milionów zł. Dzięki tej kwocie mógłby nie pracować zarobkowo do końca życia, wypłacając sobie co miesiąc maksymalne możliwe wynagrodzenie. Pozostały dochód ze sprzedaży udziałów w Facebooku trafiłby do budżetu państwa.

Na tej samej zasadzie mogliby korzystać z Indywidualnego Funduszu Oszczędnościowego malarze, aktorki, reżyserowie, pisarki czy ktokolwiek inny. Rzecz jasna również przy mniejszych dochodach. Ktoś może więc namalować na zamówienie fresk za 250 tys. zł. Po odliczeniu podatku zostaje mu lub jej zysk netto 214 tys. zł. Może wówczas przelać te środki na swój Indywidualny Fundusz Oszczędnościowy, a następnie, powiedzmy przez ponad cztery lata, wypłacać sobie co miesiąc 4 tys. zł. O ile oczywiście w skali całego roku nie przekroczy limitu w związku z dochodami z innych źródeł. Może to być również jakakolwiek inna konfiguracja wypłat. Czy brzmi to sprawiedliwie?

3.

Co natomiast z prywatnymi inwestorami? Czy wprowadzenie dochodu maksymalnego nie sprawi, że będą woleli inwestować swoje środki w innych państwach? Zapewne w wielu przypadkach tak by się stało. Nie uważam jednak, aby pożądane było utrzymywanie obecnej sytuacji, w której głównym źródłem środków na inwestycje są pieniądze prywatne. Jest zdecydowanie lepiej, gdy po fundusze na nowe projekty biznesowe można zwrócić się do publicznego banku demokratycznego, którego celem jest działanie dla dobra wspólnego, a nie zysk wąskiej grupy osób. W ogóle dochód maksymalny widziałbym tylko jako jeden z wielu elementów potrzebnych dla funkcjonowania zrównoważonej gospodarki. Całościowa koncepcja to na przykład wspomniana Gospodarka Dobra Wspólnego.

Czy jednak wysoka płaca nie jest niezbędna do tego, aby motywować ludzi do pracy? Wyniki badań przeprowadzonych przez ekonomistów z Massachusetts Institute of Technology, Uniwersytetu w Chicago oraz Uniwersytetu Carnegie Mellon wskazują na coś odwrotnego – wysokie nagrody finansowe przynoszą negatywny wpływ na wyniki pracy. Wyższa pensja może być motywująca jedynie w przypadku niektórych prac, które są mechaniczne i nie wymagają myślenia. Wyniki ponad stu innych eksperymentów naukowych również pokazują, że nagrody materialne mają negatywny wpływ na wewnętrzną motywację.

Jak podkreśla amerykański psycholog i pedagog Alfie Kohn w książce Punished by Rewards: „Nie ma nawet jednego badania z grupą kontrolną, które pokazałoby, że stosowanie nagród przynosi długotrwały efekt w kwestii jakości pracy. Nagrody zwykle poprawiają wydajność jedynie w przypadku niezwykle prostych prac – na dobrą sprawę bezmyślnych – i to jedynie w kwestii efektu ilościowego”. A poza tym, jak zauważają Andrew Simms i David Boyle z New Economics Foundation: czy wysokie premie prezesów banków pomogły uniknąć kryzysu finansowego?

Czy jednak dochód maksymalny to jest coś, co da się przedstawić w programie partii politycznej?

A dlaczego nie? Powiedziałbym nawet, że powinien to być standardowy punkt w programie każdego progresywnego ugrupowania, dla którego równość stanowi wartość. Nie trzeba jednak od razu proponować daleko idących zmian. Do większej równości w społeczeństwie można dochodzić stopniowo, na przestrzeni wielu lat. Na początek można zaproponować limit na poziomie na przykład 1:20. Przy obecnej płacy minimalnej oznacza to miesięczne wynagrodzenie wysokości 37 tys. zł brutto. Według danych GUS wynagrodzenie na zbliżonym poziomie – 30 tys. zł miesięcznie i więcej – otrzymuje 0,22 procent zatrudnionych w Polsce osób. Można więc szacować, że dochody 99,8 procent społeczeństwa pozostałyby wówczas bez zmian. A jeżeli kiedyś Polacy i Polki zdecydowaliby, że warto limit obniżyć, to można będzie to spokojnie zrobić. Najważniejsze, żeby w ogóle zacząć iść w tym kierunku.

 

**Dziennik Opinii nr 258/2016 (1458)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Gerwin
Marcin Gerwin
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i partycypacji
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i demokracji deliberacyjnej. Z wykształcenia politolog, autor przewodnika po panelach obywatelskich oraz książki „Żywność przyjazna dla klimatu”. Współzałożyciel Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij