Gospodarka

Grela: Nie tylko bitcoin. Faircoiny, solarcoiny, bananacoiny i inne kryptowaluty

banan

Gridcoiny otrzymamy wówczas, jeśli użyczymy mocy obliczeniowej swojego sprzętu badaniom naukowym: odkrywaniu leku na raka czy AIDS albo tworzeniu mapy Drogi Mlecznej. Za produkowanie energii słonecznej możemy otrzymać solarcoiny, a bananacoiny za zainwestowanie w uprawę organicznych bananów.

Pojawienie się kryptowalut wzbudziło wiele ekscytacji. Od początku myślano o nich nie tyle jako nowej szansie zarobku na rynku finansowym, ile tworze o rewolucyjnym potencjale przekształcenia stosunków społeczno-gospodarczych, jakie dziś narzuca nam globalny system finansowy. Kryptowaluty przyjęto entuzjastycznie po różnych stronach politycznego spektrum. Dla libertarian i anarcho-kapitalistów kryptowaluty są spełnieniem utopii o prawdziwie wolnej wymianie rynkowej między wolnymi jednostkami. Szansę dostrzegają w nich także niektóre kręgi anarcho-syndykalistyczne czy komunitarystyczne. Miały one dać szansę na zbudowanie alternatywnego, oderwanego od logiki globalnego kapitalizmu systemu wymiany, w ramach dobrowolnie tworzonych społeczności lokalnych czy nawet transnarodowych.

Dla obu stron szczególnie atrakcyjny jest „demokratyczny” i oddolny mechanizm kreacji pieniądza oraz uwolnienie go spod nadzoru wielkich instytucji w rodzaju banków centralnych.

Nie matura, lecz kryptowaluta zrobi z ciebie milionera

Mechanizm ten polega na sieci Blockchain – w uproszczeniu jest to sposób rejestracji i weryfikacji transakcji, który dokonuje się bez pośredników i serwera jakiejś wielkiej firmy, ale w sieci peer to peer – bilans transakcji zapisywany jest na wszystkich komputerach, które wzajemnie się weryfikują. Nowe bitcoiny zdobywa się przez tzw. mining, czyli „kopanie” – w uproszczeniu polega to na użyciu mocy obliczeniowej twojego komputera do rozwiązania skomplikowanych równań matematycznych. Kto szybciej rozwiąże kolejne zadania ten dostaje kolejne bitcoiny. Wraz ze wzrostem ilości wykopanych „monet” wykopanie każdej kolejnej wymaga coraz większej mocy obliczeniowej i wynagradzane jest coraz mniejszą ilością waluty.

Używając waluty opartej na Blockchainie nie potrzebujemy zatem żadnej wyższej instancji, do której musimy się odnieść, by zagwarantować sobie bezpieczeństwo transakcji. System odbiera możliwość narzucania opłat, sprawowania kontroli czy nakładania ograniczeń przez państwa czy wielkie instytucje finansowe. Odbiera im też możliwość „autorytarnej” kreacji pieniądza, zastępując go teoretycznie bardziej oddolnym mechanizmem.

Wyszło jak wyszło

Rzeczywistość szybko zrewidowała entuzjastyczne wyobrażenia. Kryptowaluty okazały się tylko przedłużeniem systemu – kolejnym narzędziem, przy pomocy którego najsilniejsi konsolidują swoją przewagę.

Z początku bitcoin pełnił głównie funkcję środka płatniczego w handlu wszelkimi nielegalnymi towarami i usługami, był też sposobem na pranie pieniędzy. Obecnie ma już prawie półtora tysiąca naśladowców, tzn. kolejnych kryptowalut, z którymi łącznie stworzył olbrzymią bańkę spekulacyjną o wartości przeszło pół biliona (500 miliardów!) dolarów. A jak do tego doszło?

Po prostu, do gry włączyli się najwięksi – giganci sektora finansowego, a nawet rządy niektórych państw. Mimo, że nie są w stanie kontrolować podaży bitcoina, to ich olbrzymie zasoby finansowe pozwalają manipulować rynkiem do woli.

Nie da się przewidzieć, jak długo ta zabawa będzie jeszcze trwać. Może dni, może miesiące? Kurs bitcoina może się załamać na poziomie kilkunastu albo nawet i stu tysięcy dolarów. Wszystko zależy od tego, kiedy kilku wielkich graczy na raz zdecyduje, że czas już opuścić grę. Odkąd na rynek wchodzić zaczęły instrumenty pochodne oparte na bitcoinie i można już zarabiać także na spadkach jego wartości, krach robi się coraz bardziej prawdopodobny.

Prawdziwa nowość polega na tym, że chyba nigdy w historii nie mieliśmy do czynienia z aż tak niestabilnym rynkiem. W grudniu 2017 roku, w ciągu trzech tylko dni (16-18) bitcoin tracił przez dwa dni z rzędu po ponad 20 procent, by trzeciego dnia zyskać 25 procent. Inna popularna kryptowaluta – Ripple, zyskała tego dnia prawie 70 procent. Fortunę można tu stracić lub zdobyć w ciągu kilku godzin, a szansa na to pojawia się przynajmniej raz w tygodniu.

Wśród zwykłych ludzi fortuny zdobędzie tylko garstka szczęśliwców – w większości ich oszczędności przejdą po prostu we władanie górnego procenta, czyniąc go jeszcze bogatszym.

Oto dlaczego bitcoin nie będzie walutą przyszłości

Etyczne kryptowaluty

Mimo to na świecie nie umarło wciąż przekonanie, że kryptowaluty mogą służyć ludziom. Społeczne niedociągnięcia bitcoina stały się inspiracją dla większych i mniejszych projektów stworzenia kryptowalut etycznych, odpowiedzialnych społecznie, nie służących do napychania kieszeni najbogatszym.

Jednym z typów takich walut są waluty ekologiczne. System bitcoin, w którym pieniądz emitowany jest dzięki wytężonej mocy obliczeniowej milionów komputerów na świecie, pobiera niesamowite wręcz ilości energii elektrycznej. Obecnie to ok. 46,7 TWh (terawatogodzin) w skali roku – to mniej więcej jedna trzecia rocznego zużycia prądu przez Polskę (dane z 2015 roku). Gdyby system bitcoin był państwem, znalazłby się prawdopodobnie w pierwszej pięćdziesiątce krajów o największej konsumpcji prądu na świecie, a to przecież tylko jedna z niemal 1,5 tys. istniejących obecnie walut. Energia do ich wytwarzania w dużej części pochodzi z paliw kopalnych. W rezultacie komputerowe „kopanie” bitcoinów niewiele różni się od prawdziwego górnictwa – pozostawia ogromny ślad węglowy. Sprawia to również, że kopać bitcoiny można tylko w krajach, w których znajduje się odpowiednio rozwinięta infrastruktura energetyczna, czyli przeważnie w rozwiniętych.

Walczyć z tym próbują rozmaici krewniacy bitcoina, m.in. Lite Coin i EOS, których twórcy skoncentrowali się na jak największej redukcji zużycia energii. Jednym ze stosowanych sposobów jest wprowadzenie kooperatywnego, w miejsce konkurencyjnego sposobu „kopania”. Nowe „monety” dostają wówczas nie ci, którzy mają najsilniejsze komputery i policzą coś najszybciej, ale ci, którzy połączą się we wspólną sieć i wykonają obliczenia wspólnie – znacząco obniża to zużycie prądu.

Innym sposobem na uetycznienie kryptowalut jest ustanowienie jakiegoś szczytnego celu obliczeń, na których oparte jest „kopanie”. W przypadku bitcoina cel jest abstrakcyjny. Skomplikowane obliczenia służą tylko i wyłącznie samemu kopaniu – jedynym zaś ich celem jest alokacja waluty. W kontrze do tego powstają waluty, które służą pożytecznym celom. Na przykład gridcoiny otrzymamy wówczas, jeśli użyczymy mocy obliczeniowej swojego sprzętu badaniom naukowym. Sieć korzysta z naszych procesorów do odkrywania leku na raka czy AIDS, albo tworząc np. mapę Drogi Mlecznej.

Powstały też waluty, które swoją etyczność budują nie tyle na systemowych mechanizmach czy algorytmach, ale na zaangażowaniu społeczności. Przykładem jest np. dogecoin – waluta, której symbolem jest znany z internetowych memów pieseł. Jej twórcy starają się łączyć właścicieli swojej waluty i nakłaniać ich do różnych prospołecznych zachowań – w ten sposób zasponsorowano kilka mniejszych i większych akcji charytatywnych w Stanach Zjednoczonych. Inna, o nazwie PURA, z góry przeznacza 10 proc. wykopanych monet na cele społeczne – społeczność użytkowników wybiera tylko na co je przeznaczyć.

Jeszcze innym pomysłem są waluty-nagrody za działania użyteczne społecznie. Za produkowanie energii słonecznej możemy otrzymać solarcoiny. Istnieją nawet bananacoiny do zdobycia za zainwestowanie w uprawę organicznych bananów.

Nie tędy droga

Podobnych przykładów są dziesiątki. Problem w tym, że każda taka inicjatywa przypomina walenie głową o ścianę. Kryptowaluty nie uratują świata, mogą go tylko pogrążyć. Główny problem z kryptowalutami nie polega nawet na tym, ile zużywają energii, ani do jakiego celu wykorzystują moc obliczeniową naszych komputerów. Chodzi o to, że są one walutami w pełni fiducjarnymi, czyli opartymi na wierze. Pozbycie się z systemu instytucji banku centralnego, który w klasycznych systemach walutowych pełni rolę „pożyczkodawcy ostatniej szansy” na czas kryzysu, czyni bitcoina zawieszonym w powietrzu. To prawda, że inne współczesne waluty państw też są „fiducjarne”, ale wiara obywateli w ich stabilność ma przynajmniej oparcie w sile instytucji publicznej. Bitcoiny nie mają absolutnie żadnego oparcia w rzeczywistości ani wiarygodnego gwaranta, który mógłby np. kontrować zbyt gwałtowne ruchy na rynku, więc spekulacja nimi pozbawiona jest jakichkolwiek ograniczeń poza ludzką wyobraźnią – za tydzień dowolna z nich może kosztować 5 centów albo 20 tysięcy dolarów. Dlatego żadna z nich nigdy nie będzie prawdziwie etyczna.

Bitcoiny są pierwszą globalną, wirtualną bańką spekulacyjną

Choćby nawet każde pozyskanie każdej z tych walut wspierało jakiś szczytny cel, nie zmieni to faktu, że tak długo, jak będą one dopuszczone do swobodnego obrotu, będą narzędziem wielomiliardowych spekulacji, które destabilizują gospodarkę i zwiększają światowe nierówności.

Jednym z wymownych tego przykładów jest faircoin – jeden z najbardziej całościowych projektów etycznej waluty. By ograniczyć spekulacje, system ten promuje oszczędzanie i wymienianie swojej waluty na usługi w ramach sieci dostawców dóbr i usług, którą pomaga zorganizować. Twórcy od początku chcieli wyznaczyć stałą cenę swojego pieniądza w ramach tej sieci wymiany. Ale to tylko fikcja. Nie może on stać się podstawą żadnej, nawet lokalnej czy internetowej mini-gospodarki, bo napędzany przez spekulantów rynek kryptowalut sprawia, że wartość faircoina poza układem lata w tę i z powrotem – zdarzyło mu się nawet urosnąć o 150 proc. w ciągu jednego dnia. Podobnie jest ze wszystkimi innymi wymienionymi tu walutami. Regularnie notują kilkudziesięcioprocentowe skoki lub spadki.

Wprowadzanie takich „etycznych” kryptowalut jest zatem podobne do wprowadzenia zasady, żeby za każdy wystrzeloną na świecie sztukę ostrej amunicji wpłacać jeden grosz na ochronę środowiska. To rzeczywiście lepiej niż nie wpłacać, ale niekoniecznie czyni to z ostrej amunicji etyczny produkt.

Kryptowaluty należy spisać na straty. Nie znaczy to, że zupełnie nieprzydatna jest technologia, na której są oparte. Blockchain dopiero się rozwija ale już teraz testowane są różne jego zastosowania, które pomagają rozwijać społeczność lokalną. Tak jest np. w angielskim mieście Hull, gdzie w zamian za prace społeczne można otrzymać zniżki w lokalnych sklepach. Warunkiem jest jednak całkowity zakaz spekulowania zdobytą w ten sposób wartością.

Blockchain nie musi też służyć wyłącznie do dystrybucji pieniądza lub jego bliskich substytutów, ale także np. energii. Pilotażowy program wprowadzono już na nowojorskim Brooklynie. W jego ramach mieszkańcy przekazują sobie nadmiary wyprodukowanej przez siebie przy pomocy paneli słonecznych energii. Blockchain umożliwił bezpieczne i bardziej wydajne wykorzystanie zasobów w ramach lokalnej społeczności – bez udziału jakiegokolwiek dystrybutora-monopolisty.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Szymon Grela
Szymon Grela
Socjolog
Socjolog, absolwent uniwersytetu w Cambridge. Były dziennikarz (m.in. OKO.press) i analityk Fundacji Kaleckiego. Publicysta, publikuje w Krytyce Politycznej. Przez lata doradca ds. komunikacji i strategii Wiosny Roberta Biedronia i koalicji Lewicy.
Zamknij