Gospodarka

Depresja po-Davosowa

davos

Szefowie firm w Davos z euforią mówili o powrocie tendencji wzrostowych, o zwiększających się zyskach i premiach. Zła wiadomość. Ekonomia skapywania nie działa.

DAVOS – Od 1995 roku uczestniczę w corocznej konferencji Światowego Forum Ekonomicznego w szwajcarskim Davos, gdzie tak zwane elity omawiają problemy tego świata. Nigdy dotąd nie zdarzyło mi się stamtąd wrócić w tak ponurym nastroju.

Świat nękają problemy, którym niemal nie da się zaradzić. Gwałtownie rosną nierówności, zwłaszcza w gospodarkach rozwiniętych. Rewolucja cyfrowa, pomimo całego swojego potencjału, przynosi także poważne zagrożenia dla prywatności, bezpieczeństwa, miejsc pracy i demokracji. Te wszystkie wyzwania potęguje jeszcze rosnący monopol władzy garstki amerykańskich i chińskich gigantów kontrolujących dane, w tym Facebooka i Google. Zmiany klimatyczne stały się zagrożeniem dla funkcjonowania całej obecnej gospodarki światowej.

Nędza algorytmów, czyli jak ekonomiści z Davos prowadzą nas w przepaść

Jeszcze bardziej niż te problemy, przeraża jednak reakcja na nie. W Davos prezesi  firm z całego świata rozpoczynają, co prawda, większość swoich przemówień od deklaracji o wielkiej wadze różnych wartości. Ich działania, jak sami twierdzą, zmierzają nie tylko do maksymalizacji zysków dla udziałowców ich firm, ale też do stworzenia lepszej przyszłości dla pracowników, społeczności, w ramach których pracują, a ogólniej, dla całego świata. Prezesom czasem zdarzy się nawet wspomnieć o ryzyku wynikającym ze zmian klimatycznych i nierówności.

A jednak kiedy ci wszyscy szefowie korporacji skończyli już w Davos przemawiać, nie było żadnych wątpliwości co do wartości stanowiących podstawę ich motywacji. Ryzyko, które najbardziej ich zatroskało to populistyczny odwet skierowany przeciwko temu dokładnie rodzajowi globalizacji, który sami od lat kształtowali – i na którym zarobili krocie.

Trudno się dziwić, że te elity gospodarcze niespecjalnie rozumieją, do jakiego stopnia system okazał się szkodliwy dla wielkiej części populacji w Europie i Stanach Zjednoczonych. Realne dochody gospodarstw domowych stoją tam w miejscu, co powoduje znaczący spadek udziału pracy w wytwarzanym przez gospodarki PKB. W Stanach Zjednoczonych spodziewana długość życia kurczy się już drugi rok z rzędu. Wśród osób posiadających jedynie wykształcenie średnie, wskaźnik ten zmniejsza się od dawna.

Ani jeden spośród tych amerykańskich szefów firm, których słyszałem (bądź o których słyszałem) w Davos nie napomknął o nietolerancji, pogardzie dla kobiet, czy rasizmie amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, który również uczestniczył w tej imprezie. Ani jeden nie wspomniał o niekończącym się potoku nieprzemyślanych oświadczeń, wierutnych kłamstw i impulsywnych działań, które podkopały światową pozycję prezydenta Stanów Zjednoczonych – a co za tym idzie, również USA. Żaden nie wspomniał o zaniechaniu stosowania systemów weryfikowania prawdy ani zarzuceniu samej idei prawdy.

W gruncie rzeczy żaden z tytanów amerykańskich korporacji nie wspomniał o tym, że tamtejszy rząd obcina fundusze na naukę, tak istotne w perspektywie wzmacniania przewag konkurencyjnych gospodarki USA i podtrzymywania amerykańskiego poziomu życia. Żaden nie zająknął się nawet w temacie odrzucania przez rząd Trumpa instytucji międzynarodowych ani o atakach na krajowe media i wymiar sprawiedliwości – atakach, które stanowią realny zamach na system hamulców i równowagi leżący u podłoża amerykańskiej demokracji.

Nie, szefowie firm w Davos wprost oblizywali się na myśl o przepisach podatkowych, przeforsowanych ostatnio przez Trumpa i republikańskich kongresmanów, które skierują miliardy dolarów do wielkich korporacji i władających nimi możnych, właścicieli i menadżerów – ludzi takich jak Trump. Nie przeszkadza im fakt, że te same przepisy, kiedy już zostaną w pełni wdrożone, doprowadzą do zwiększenia podatków opłacanych przez większość klasy średniej – grupy, której majątek od jakiś trzydziestu lat topnieje.

A jednak nawet w ich zawężonym, materialistycznym pojmowaniu świata, gdzie nade wszystko liczy się wzrost, nie powinno być miejsca na fetowanie Trumpowych obniżek podatków. Wszak zmniejszają one opodatkowanie spekulacji nieruchomościami – tego rodzaju działalności, który nigdzie nie doprowadził do zrównoważonego dobrobytu, wszędzie przyczynił się natomiast do rosnących nierówności.

Przepisy te nakładają również podatki na uczelnie takie jak Uniwersytet Harvarda czy Princeton – będące źródłem wielu istotnych idei i innowacji – i doprowadzą do obniżenia lokalnych wydatków publicznych w tych częściach kraju, które rozkwitły właśnie dlatego, że zainwestowały publiczne środki w edukację i infrastrukturę. Jest jasne, że rząd Trumpa omija wzrokiem oczywisty fakt, że w XXI wieku sukces naprawdę wymaga więcej inwestycji w edukację.

Zdaniem prezesów z Davos cięcia podatków na korzyść bogatych i należących do nich korporacji, wraz z ograniczeniem prawnych regulacji to uniwersalna odpowiedź na problemy wszystkich krajów. Twierdzą oni, że ekonomia „skapywania” ostatecznie zapewni przecież korzyści gospodarcze całej populacji. Najwyraźniej dobre serca prezesów korporacji to wszystko, czego potrzeba, aby ochronić środowisko naturalne, nawet bez stosownych uregulowań prawnych.

A jednak wnioski płynące z całej historii są jasne. Ekonomia skapywania nie działa. Jednym z kluczowych powodów, dla których nasze środowisko znajduje się w tak opłakanym stanie jest to, że korporacje, same z siebie, nie wypełniły swoich społecznych zobowiązań. Bez skutecznie działających przepisów i realnej ceny, jaką trzeba by płacić za zanieczyszczanie środowiska, nie ma powodu wierzyć, że w przyszłości korporacje będą postępować inaczej.

Szefowie firm w Davos z euforią mówili o powrocie tendencji wzrostowych, o zwiększających się zyskach i premiach. Ekonomiści przypominali im jednak, że wzrost ten nie jest zrównoważony, oraz że nigdy dotąd nie obejmował wszystkich. Takie argumenty jednak mają znikomy wpływ na świat, w którym rządzi materializm.

Zapomnijmy zatem o peanach na cześć wartości, które szefowie korporacji recytują na początku swoich przemówień. Być może brak im szczerości, z jaką Gordon Gekko wypowiadał swe życiowe credo w filmie Wall Street z 1987 roku, ale ich przesłanie jest to samo: „chciwość jest dobra”. Dla mnie najbardziej przygnębiające jest to że, pomimo że to oczywista bzdura, tak wiele osób dzierżących władzę wierzy, że tak jest naprawdę.

**
Copyright: Project Syndicate, 2018. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów-Antkowiak.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Joseph E. Stiglitz
Joseph E. Stiglitz
Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii
Ekonomista, laureat Nagrody Nobla z ekonomii w 2001. Profesor Columbia University. Był szefem Zespołu Doradców Ekonomicznych Prezydenta Stanów Zjednoczonych i głównym ekonomistą Banku Światowego.
Zamknij