Uważana za zagrożenie dla demokracji, i gospodarki Polski umowa CETA zaczęła częściowo obowiązywać od czwartku 21 września. Na razie w życie weszły jej przepisy dotyczące ceł i dostosowania prawa między UE a Kanadą. Stracą na tym m.in. lokalni rolnicy i producenci, a wszyscy obywatele muszą się liczyć z ryzykiem ograniczenia ich praw na rzecz praw dużych korporacji.
„Dziś rozpoczyna się proces, którego finału nie znamy, ale który – jak wskazuje środowisko naukowe – doprowadzić może do znacznego obniżenia naszych praw a zwiększenia przywilejów korporacji” – komentuje Maria Świetlik z Akcji Demokracji.
Pierwszym skutkiem wejścia w życie zapisów CETA będzie zniesienie ceł na ok. 90 proc. żywności sprowadzanej z Kanady do UE. „To będzie trudne do udźwignięcia dla krajowych producentów, także tych, którzy eksportują na rynek wewnątrz unijny. Przypomnijmy, że to jest właśnie główny rynek dla polskich producentów żywności, którego potencjalny dostęp do rynku kanadyjskiego nie zastąpi” – ostrzega Świetlik.
Szczególnie zaniepokojeni powinni być producenci wołowiny i wieprzowiny. Za Atlantykiem ich produkcja jest znacznie tańsza, bo nie jest obwarowana tak gęsto przepisami chroniącymi konsumentów, środowisko i zwierzęta. W dodatku CETA przyznała kanadyjskim firmom bezcłowe kontyngenty eksportowe kilkanaście razy większe niż do tej pory. Zwraca na to uwagę nawet bardzo prorynkowa Copa Cojega, europejska organizacja, która reprezentuje interesy producentów rolnych.
czytaj także
Innym negatywnym skutkiem CETA będzie to, że władze krajowe stracą możliwość re-komunalizacji części usług publicznych, w tym np. usług technicznych, jak dostarczanie wody, energii, gazu, transport. Władze lokalne będą natomiast musiały ogłaszać przetargi na zamówienia publiczne po angielsku lub francusku, by kanadyjskie firmy miały do nich dostęp. Co ważne nie będą mogły również faworyzować lokalnych producentów.
„To sprzeczne z ideą zrównoważonego rozwoju, który właśnie stawia na lokalność” – zwraca uwagę ekspertka Akcji Demokracji.
czytaj także
CETA stanowi też ogromne zagrożenie dla jakości produktów spożywczych, które będą się pojawiać na rynku.
„Przez Atlantyk popłyną w obie strony bezcłowe towary, przede wszystkim te, których cena na miejscu będzie niższa od rodzimej produkcji. Te kilka-kilkanaście procent różnicy w kosztach na tak napiętym rynku ma swoje znaczenie. To zwykle prowadzi do upadku małych i średnich lokalnych producentów. Na rynku pozostają po jakimś czasie najsilniejsi, najbardziej bezwzględni wobec środowiska, pracowników i kosztów społecznych” – ostrzega Świetlik.
czytaj także
Dowodzą tego skutki obowiązującej od 20 lat podobnej do CETA umowy o strefie wolnego handlu, która łączy Kanadę, USA i Meksyk (umowa NAFTA). „Proszę zapytać kogoś, kto był w Kanadzie czy USA, jakiej jakości jest tamtejsza żywność – produkowana na masowa skalę, z wykorzystaniem niebezpiecznych dla zdrowia i środowiska substancji? Żywność europejska bije ją na głowę jakością! Ale jest to możliwe wyłącznie dlatego, że dotychczas chroniliśmy naszą produkcję siecią przepisów. Te przepisy właśnie mają zostać popsute, ponieważ według zapisów CETA priorytetem będzie ułatwianie handlu międzynarodowego, a nie dbanie o zrównoważony społecznie i środowiskowo rozwój” – tłumaczy Maria Świetlik.
Decyzja Polski o ratyfikacji CETA będzie nie tylko ostatecznym przypieczętowaniem tych negatywnych zmian, ale także zgodą na jeszcze większy poziom przywilejów dla korporacji. Maja one bowiem zyskać prawo do pozywania państwa o milionowe odszkodowania, gdy jakieś nowe regulacje – np. dotyczące ochrony przyrody, zdrowia obywateli czy praw pracowniczych – będą sprzeczne z interesami wielkiego biznesu.
„Z moich rozmów z Ministerstwem Rozwoju, które odpowiada za ten temat, wynika, że resort chce się najpierw przyjrzeć skutkom funkcjonowania części handlowej umowy, zanim zaproponuje parlamentowi i prezydentowi ostateczną ratyfikację CETA. Będziemy w tym czasie dalej przekonywać posłanki i posłów, że znikome zyski, obiecywane przez CETA, nie są warte zrzeczenia się naszych praw na rzecz korporacji” – mówi Świetlik.
Dodaje, że w odniesieniu do tej umowy obecna partia rządząca (PiS) popiera w pełni politykę poprzedniego rządu PO, który negocjował CETA. „Można to sobie tłumaczyć różnie, ale w moim przekonaniu w tej ekipie brakuje ludzi chcących zrozumieć dzisiejsze procesy globalizacji w modelu neoliberalnym. Na szczęście duża część opozycji sejmowej i pozasejmowej jest do takiej dyskusji dużo lepiej przygotowana i nie chce się zgodzić na przyjęcie ani CETA, ani TTIP (umowa o wolnym handlu między UE i USA) – ocenia.
Głos jednego kraju w UE wystarczy, by ostatecznie odrzucić całą umowę. I tym krajem może być Polska. „PiS wciąż może się na to zdecydować. I jest to winny swoim wyborcom, bo to oni w największym stopniu ucierpią na wejściu na nasz rynek jeszcze większej liczby ponadnarodowych korporacji. Mam nadzieję, że w ogniu politycznych debat ta kluczowa dla przyszłości Polski sprawa nie zostanie przez kierownictwo PiS zlekceważona. Ta umowa raz podpisana nie będzie mogła w praktyce w przyszłości zostać zerwana” – przekonuje Świetlik.
Decyzja o odrzuceniu CETA byłaby też ważnym znakiem do zerwania negocjacji w sprawie – uważanej za jeszcze groźniejszą – umowy TTIP.
**
Jest to informacja prasowa Akcji Demokracja.