Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że to nie ona Krym straci. Po drugie, kiedy wskutek straty Krymu na Ukrainie poleje się krew, sporo można będzie kupić.
Mówi się, że przekazując Polsce Wolne Miasto Gdańsk, Stalin, Churchill i Roosevelt nieźle się upili. Nie wiem, czy to prawda, ale ważne jest, że działo się to w Jałcie na Krymie. W miejscu, które, według Piotra Kuczyńskiego i tak do Rosji „należało”, zanim następca Stalina, będąc niezupełnie trzeźwy, przekazał je Ukrainie. Warszawa, przyznajmy, kiedyś też i tak do Rosji należała, ale dzięki temu, co się stało na konferencji w Jałcie, takie argumenty przestały być użyteczne. Aż do momentu, gdy na Jałtę najechały rosyjskie czołgi, a głosy rynków finansowych zaczęły przekonywać, że świat już to przełknął. Mają rację, oczywiście – głos rynku finansowego zawsze ma rację, nawet na Dzienniku Opinii.
Piotr Kuczyński przywołuje mądre przysłowie: „kupuj, kiedy krew się leje”. Ekonomia to nie moje poletko, ale odważę się postawić tezę, że na stracie Krymu zyska gospodarczo przede wszystkim Polska. Po pierwsze dlatego, że to nie ona Krym straci. Po drugie, kiedy wskutek straty Krymu na Ukrainie poleje się krew, sporo można będzie kupić. Nie tylko na Ukrainie, gdzie propaganda polskich cudów wolnorynkowych stanie się jeszcze łatwiejsza niż teraz. Niewątpliwym zyskiem dla polskiej gospodarki będzie międzynarodowa pomóc Ukrainie, która szczodrze poleje się na wschód, gdy rynki finansowe zdecydują, że bardziej im się opłaca utrzymywać ukraińskich uchodźców, niż kłócić się z Rosją.
Dlaczego zyska na tym Polska? Bo jest adwokatem Ukrainy w Unii, a za pracę adwokacką trzeba płacić, jak zresztą za każdą pracę – z wyjątkiem tej wykonywanej przez Ukraińców.
Polska już od lat jest operatorem mnóstwa funduszy skierowanych na rozwój demokracji na Ukrainie (czy nie dlatego demokracja na Ukrainie ma się tak źle, że jest rozwijana głównie przez inne państwo?). Łatwo przewidzieć, że zostanie też operatorem mnóstwa funduszy skierowanych na likwidację skutków upadku demokracji na Ukrainie. Bezpośrednie przekazanie funduszy ofiarom tego upadku byłoby ryzykowne, bo mogłyby zostać przez nie roztrwonione. W Polsce zaś na pewno stworzą dodatkowe miejsca pracy, przecież ktoś będzie miał obsługiwać pięćset dwudzieste szóste wydanie konferencji „Co z tą Ukrainą?” oraz tysiąc dwieście dziesiąte seminarium „W stronę ukraińskiego Okrągłego Stołu”.
Czy Polska będzie jedynym beneficjentem ukraińskiego kryzysu? Piotr Kuczyński twierdzi, że Zachód za pośrednictwem MFW „z warunkami zdecydowanie bardziej łagodnymi niż przed akcją Rosji będą się starały Ukrainie pomóc”. Mogliby się o to postarać, gdyby premier Jaceniuk nie ogłosił już w tym tygodniu, że jego rząd „nie oczekuje złagodzenia warunków przyznania kredytu MFW”. Czy Zachód jest głupi, żeby łagodzić warunki pomocy, których łagodzić nie chce jej odbiorca? A może łagodzenie warunków pomocy od początku było bajką dla tubylców? Nowy rząd raczy trąbić o wyprzedaży służbowych samochodów jako zasadniczej części „niezbędnych cięć”. Zachodnie media podniecają się tą wyprzedażą, zupełnie ignorując taką na przykład okoliczność, że te same cięcia oznaczają zmniejszenie o połowę wysokości emerytury dla pracujących emerytów.
Ukraina może się okazać terenem najbardziej radykalnych eksperymentów gospodarczych, bo przeprowadzać je będzie rząd wyjęty spod jakiejkolwiek krytyki z racji czasu wojennego.
Ciekawe tylko, co się stanie, gdy Ukraińcy przypomną, że „nie po to staliśmy na Majdanie”, a Rosjanie – że do nich i tak należało, powiedzmy, Mazowsze.