Tego pytania w przyzwoitym towarzystwie się nie zadaje, bo NATO, bo Bruksela, bo Giedroyc.
Mimo że sprawa niby została zamknięta, chcę coś powiedzieć na temat rozbioru Ukrainy, rzekomo zaoferowanej Tuskowi przez Putina. Może burza wywołana w Polsce przez tę wypowiedź Sikorskiego ma inną przyczynę niż zwykłe oburzenie zachowaniem polityków? Może Sikorski niechcący zagrał tą samą kartą, którą Putin zagrał (albo nie zagrał, tylko Sikorskiemu się tak wydało) całkiem świadomie? Upublicznione zostało pytanie, którego w przyzwoitym towarzystwie się nie zadaje – bo NATO, bo Bruksela, bo Giedroyc. Pytanie brzmi: czy Lwów nie może być jednak polskim miastem?
Nieważne, czy propozycja rozbioru Ukrainy padła z ust Putina w rozmowie z Tuskiem, czy też nie. Ważne, że „polityka zachodnia” Kremla od dłuższego czasu tak naprawdę polega na ciągłym kuszeniu „naszych zachodnich partnerów” rozbiorem Ukrainy. W przypadku Węgier to ewidentnie się udaje: Orban jest tak bardzo skuszony ukraińskim Zakarpaciem, że rozdaje węgierskie paszporty mieszkańcom tego regionu niemal na oślep – mniej więcej tak samo, jak Rosja robiła to na Krymie. Oczywiście Orban może wzorować się na Putinie, ile chce, ale raczej nie ma jak zaanektować Zakarpacia, bo traktat w Trianon wciąż obowiązuje (w odróżnieniu od memorandum budapesztańskiego).
Ale jeśli udało się tak łatwo przełożyć węgierskie secesjonistyczne ambicje na oficjalną politykę zagraniczną Budapesztu, dlaczego nie spróbować tego samego z Polską?
Przecież Polski nie powstrzymuje tu żadne Trianon, tylko doktryna Giedroycia: ULB. Niepodległe Ukraina, Litwa i Białoruś jako gwarancja bezpieczeństwa Polski.
Wypowiedź Sikorskiego jest zatem niewątpliwą klęską PR-ową i polityczną wcale nie dlatego, że opowiedział o czymś, czego nie było, tylko dlatego, że w bardzo niefortunny sposób opowiedział o tym, co ewidentnie miało miejsce. I niewątpliwie ma miejsce teraz, bo każdy sukces prorosyjskich secesjonistów (wojskowy lub polityczny) jest jednocześnie sygnałem dla europejskich elit: bierzcie z tej Ukrainy, co wam się uda. Niekoniecznie trzeba w tym celu spotykać się w cztery oczy i omawiać aneksję obwodu lwowskiego.
Wpadka Sikorskiego ma jeszcze jeden wymiar. Samo wrzucenie do sfery publicznej wątku o oddaniu Lwowa Polsce – nawet jeśli oceniane negatywnie – schlebia interesom Moskwy. W Polsce nawet bez tego jest dość zwolenników przyjaźni z Rosją za cenę Ukrainy, bo z jednej strony Dostojewski, Limonow i Prilepin, a z drugiej – „kijowska junta” gloryfikująca UPA, i jeszcze Lwów nam zabrali.
I nagle okazuje się, że Rosja łaskawie proponuje sposób na spokojne odzyskanie Lwowa. Niemożliwe? A komu jeszcze parę miesięcy temu wydawało się możliwe, że premier Polski, pytana o konflikt na Ukrainie, będzie mówiła o zajęciu się własnym podwórkiem? Komu jeszcze rok temu wydawało się możliwe, że memorandum budapesztańskie zostanie przez wszystkich zlekceważone?
Są natomiast tacy, którym inwazja rosyjska na wschodzie Ukrainy wydaje się niemożliwa i niewyobrażalna nawet dwa miesiące po jej przeprowadzeniu.
Nie ma rzeczy niemożliwych, wystarczy mieć śmiałą wyobraźnię. Dlatego w niektórych sprawach lepiej tej wyobraźni nie ćwiczyć.