Oleksij Radynski

Czas zająć się kukiełkami

Wielu obserwatorom osiągnięcia ukraińskich patriotów wystarczyłyby, żeby oskarżyć ich o tajną pracę dla Kremla.

Bieżące wydarzenia w Kijowie – przede wszystkim coraz częstsze siłowe protesty – wywołały niesłychany rozkwit rozmaitych teorii spiskowych. Władza oskarża protestujących o działania w interese Kremla i nie zauważa, że wtóruje retoryce samych protestujących, które podejrzewają władzę o zawarcie tajnego sojuszu z Kremlem.

„Prowokacja”, „piąta kolumna” czy „spisek” stają się uniwersalnym wyjaśnieniem wszystkiego, co się dzieje w kraju. W konspirologicznym chórze jednoczą się rzecznicy władzy, liderzy opinii publicznej i anonimowi trolle w internecie.

Najwyższy czas się zastanowić, czy częścią spisku obcych służb specjalnych przypadkiem nie jest, powiedzmy, powszechna na Ukrainie korupcja albo samo położenie naszego kraju w sąsiedztwie z Rosją, a nie gdzieś bardziej na zachód.

Głupio byłoby zaprzeczać, że na Ukrainie rzeczywiście działają liczni agenci Kremla, o różnym stopniu jawności. Ale, jak już się zdarzało w historii, najbardziej skutecznie na rzecz Kremla działają te siły, które nawet same się tego nie domyślają.

Weźmy na przykład radykalnych nacjonalistów. Odłóżmy na razie pytanie o skalę poparcia udzielonego partii Swoboda przez władzę Janukowycza i jej moskiewskich kuratorów. Skupmy się natomiast na skutkach działania tej partii, która dwa lata temu została sztucznie wciągnięta do parlamentu dzieki permanentnej promocji jej liderów we wszystkich najważniejszych ukraińskich talk-show.

Radykalni nacjonaliści lubią się chwalić swoją rolą w zwycięstwie Majdanu. Wyobraźmy sobie jednak sytuację, w której ich partii nie byłoby w parlamencie i nie staliby się częścią „demokratycznej opozycji” przewodzącej Majdanowi. No tak, protestujący na Majdanie mieliby wtedy kłopot, jak wymyślić sobie jakieś mniej oczywiste slogany niż „Chwała Ukrainie” czy „Ukraina ponad wszystko”. Na Majdanie byłoby mniej czerwono-czarnych chorągwi, natomiast pewnie byłoby więcej flag Europy. Prawdopodobnie byłoby też mniej zdesperowanych ludzi przygotowanych na starcia z policją. Ale Majdan wolny od radykalnych nacjonalistów miałby szansę na reprezentowanie całego kraju oburzonego reżimem Janukowycza. W Majdanie (nie tylko kijowskim, ale też regionalnych) mogliby też masowo uczestniczyć mieszkańcy ukraińskiego wschodu, doprowadzeni przez władzę do takiego stanu, że niektórzy z nich uznali demonstracje Anty-Majdanu i ruchów prorosyjskich za autentyczny wyraz niezadowolenia. Reżim Janukowycza mógłby zostać zniszczony przez naprawdę ogólnoukraińskie powstanie i Kreml nie miałby szansy na rozłam Ukrainy.

Co się stało w rzeczywistości? Od pierwszych dni, korzystując z zagubienia liberalnej większości, hurrapatrioci zaczęli agresywnie narzucać swoją retorykę i symbolikę, która odpychała od Majdanu prawie połowę kraju. Ich aktywność nie tylko zapewniła łatwy zarobek armii rosyjskich propagandystów – spowodowała też ostrożny stosunek do Majdanu zachodnich polityków i mediów, których teraz tak lubimy oskarżać o „zdradę Ukrainy”. Natychmiast po zwycięstwie Majdanu, jeszcze w trakcie kruchego interregnum, nacjonaliści nie znaleźli lepszego zajęcia niż próby anulowania „językowej ustawy”, która rzekomo szkodziła rozwojowi języka ukraińskiego. W rezultacie ustawa, która nie miała najmniejszego wpływu na rzeczywiste funkcjonowanie języka ukraińskiego i rosyjskiego, stała się jednym z ważniejszych czynników w podżeganiu propagandowej, a potem – realnej wojny w Ukrainie. Za późno było na tłumaczenie, że nacjonaliści nawet nie potrafili przeforsować jej anulowania. Już ruszyła ogromna propagandowa kampania, która zmobilizowała przeciwko Kijowowi ogromną rzeszę mieszkańców wschodu Ukrainy.

Wielu obserwatorom te osiągnięcia ukraińskich patriotów wystarczyłyby, żeby oskarżyć ich o tajną pracę dla Kremla. Niestety, rzeczywistość jest nieco bardziej złożona. Zresztą, nie jest najważniejszą kwestią, czy ukraińscy radykałowie wciąż dostają bezpośrednie dofinansowanie z Kremla, jak to się zdarzało w przeszłości. Najważniejsze jest to, że obiektywnie działają w jego interesie, pogłębiając rozłam kraju. Niewykluczone, że Kreml już nawet nie musi utrzymywać swoich mimowolnych agentów – oni sami, własnymi rękoma zrobią dokładnie to, czego potrzebuje Putin, wierząc, że działają dla dobra narodu.

Jak jeszcze wytłumaczyć zmieniającą się rolę radykałów-prowokatorów na Ukrainie?

Socjologowie opisali fundamentalną zmianę zachodzącą w społeczeństwie: przejście od fordyzmu jako bezpośredniej eksploatacji pracy ku postfordzymowi, kiedy pracownicy eksploatują się sami (na przykład pracując w domu przed komputerem). Dokładnie w ten sposób wyhodowani przez poprzedni reżim radykałowie mimo woli przeszli od bezpośredniej pracy „na zlecenie” do samoorganizowanej, oddolnej pracy w interesie tego samego zleceniodawcy. Może czas skończyć z poszukiwaniami lalkarza, który tak naprawdę swoje kukiełki już dawno temu uwolnił – i zająć się tymi kukiełkami?

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Oleksij Radynski
Oleksij Radynski
Publicysta i filmowiec (Kijów)
Filmowiec dokumentalista, współzałożyciel Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie. W latach 2011-2014 redaktor ukraińskiej edycji pisma Krytyka Polityczna.
Zamknij