Zdaje się, że pismo „Rolling Stone” umieściło na okładce zdjęcie Dżochara Carnajewa tylko po to, żeby nie umieścić tam twarzy Edwarda Snowdena.
Zdaje się, że pismo „Rolling Stone” umieściło na okładce zdjęcie Dżochara Carnajewa tylko po to, żeby nie umieścić tam twarzy Edwarda Snowdena. Swoją drogą, twarz Aleksieja Nawalnego niedawno gościła na okładce „Esquire”. Czy to wszystko ma jakieś znaczenie?
Z pewnością Snowden ma o wiele więcej wspólnego z rosyjskim opozycjonistą niż z jego byłym rodakiem czeczeńskiego pochodzenia. A jednak amerykański wymiar sprawiedliwości zdaje się sądzić inaczej. Zamachowiec z Bostonu ma mniej więcej takie same szanse skończyć życie na krześle elektrycznym, jak Edward Snowden. Między innym dlatego, że system PRISM nie potrafił wyłapać wśród milionów monitorowanych telefonicznych rozmów akurat tych, w których bracia Carnajew umawiali się na swoją feralną wycieczkę.
A może to jednak żadna wina systemu PRISM, bo Carnajewowie mogli się umówić, nie używając telefonu ani Skype’a. Przecież są braćmi. Przypadek Carnajewów na pewno zmusi służby specjalne do zastanowienia się, czy totalna inwigilacja w internecie wystarczy, żeby zagwarantować nam bezpieczeństwo.
Przydałby się też podobny system pozwalający czytać myśli na odległość.
Na początek oczywiście należałoby ograniczyć zasięg tego systemu do imigrantów, żeby było mniej krzyku o naruszeniu czwartej poprawki – jak się okaże, że myśli porządnych obywateli USA też przypadkiem są monitorowane.
Co ma do tego Aleksiej Nawalny? Na pewno nie ma nic wspólnego z braćmi Carnajew. Chociaż oskarżenie go o udział w bostońskim zamachu brzmiałoby dużo bardziej wiarygodnie niż skazanie go za podpisanie zwykłego kontraktu handlowego z państwową firmą. Gdyby ktoś z kremlowskich technologów politycznych wpadł na taki pomysł, to takie oskarżenie mogłoby rzeczywiście pozbawić Nawalnego sporej części zwolenników.
Tak się bowiem składa, że poglądy Nawalnego, przywódcy liberalnej opozycji, na temat „nielegalnej migracji” i – szerzej – kwestii narodowej pozostają całkowitą tajemnicą wyłącznie poza granicami Federacji Rosyjskiej. W Rosji każdy, kto wie, kim jest Nawalny, wie również, że założył on nie tylko słynny serwis internetowy walczący z powszechną korupcją, ale też m.in. inicjatywę społeczną „Dość karmienia Kaukazu!”. W jej ramach wspólnie ze skrajną prawicą oskarżał narody kaukaskie o przeróżne problemy narodu i państwa rosyjskiego. Był też współzałożycielem ruchu N.A.R.O.D. (Narodowy Rosyjski Ruch Wyzwoleńczy), gdzie w takich oto filmikach nawoływał m.in. do legalizacji broni palnej. Szczególnie odpornym na język rosyjski wytłumaczę, że „nielegalni migranci” są w tym filmiku porównywani do owadów, a broń palna – do środków owadobójczych.
Słowo wyjaśnienia. Wymieniam te wszystkie wpadki Nawalnego wcale nie po to, żeby zmniejszyć liczbę jego polskich zwolenników.
Zresztą, nawet twarda rosyjska nowa lewica po wyroku dla Nawalnego – mimo jego faszyzujących poglądów – solidaryzuje się z nim prawie bez wyjątku.
Jest jasne, że Nawalny został skazany nie za to, że kupił drewno o trzy procent taniej od jego rzekomej ceny rynkowej. Jest skazany, bo w Rosji ponad pół roku istniał masowy ruch opozycyjny, a ktoś przecież musi za to odpowiedzieć – poza złapanymi przez policję całkiem przypadkowymi protestującymi, którzy na swój wyrok jeszcze czekają. Głupio byłoby liczyć na to, że wyrok dla każdej z tych przypadkowych ofiar reżimu spotka się z również ostrą i szybką reakcją zachodnich rządów i mediów, jak wyrok dla ich rzekomego przywódcy. Ale jeszcze głupiej byłoby do tego nie dążyć.
Co zatem łączy Snowdena i Nawalnego, oprócz tego, że – po piątkowej apelacji w sądzie, która nieco odsuwa w czasie uwięzienie rosyjskiego opozycjonisty – obaj chwilowo przebywają w Moskwie i na wolności? Dużo trudniej odpowiedzieć na pytanie, co ich różni. Obaj ujawnili informacje mające kluczowe znaczenie dla funkcjonowania coraz bardziej bezprawnych systemów w poszczególnych państwach. Obaj są oskarżani o współpracę z wrogim państwem: Nawalny jest mile widziany w Departamencie Stanu USA, a Snowden był na tyle nieostrożny, że tuż przed wyrokiem na Nawalnego pochwalił Rosję za wspieranie demokracji. Obaj są zakładnikami coraz mniej demokratycznych systemów, które synchronicznie pogrążają się w paranoi, strachu i represjach. Obaj spowodowali poważne błędy w tych systemach, polegające na irracjonalnym, przesadnym prześladowaniu swoich krytyków. Obaj wreszcie przybliżają koniec tych systemów albo przynajmniej ich poważną transformację.
Jeśli więc popełniają błędy, należy im to przebaczyć. Niestety, Dżochara Carnajewa to nie dotyczy.