Cóż innego powtarzała premier Szydło w każdym zdaniu exposé, jeśli nie „Polska dla Polaków”?
Gdyby ktoś chciał mi kiedyś wystawić nagrobek (co oczywiście jest i będzie mi obojętne), to chciałabym, aby było na nim napisane: „a nie mówiłam!”.
Na przykład jeszcze przed drugą turą wyborów napisałam felieton „Karaboska kulturkampf” o nacjonalistycznym projekcie kulturowym PiS. I cała retoryka expose PBS jest tylko potwierdzeniem tezy w nim zawartej (nawet jeżeli premier zapomniała o niektórych szczegółach wspomnieć).
Inni komentatorzy zapewne skupią się na wszystkich nierealnych obietnicach, wyliczeniach i uzasadnionych wątpliwościach. Sławomir Sierakowski zabawnie to podsumował w TVN24, mówiąc, że expose zostało napisane przez Świętego Mikołaja. Te życzenia – zdrowia, szczęścia, pomyślności dla wszystkich – mogą na pewien czas podtrzymać entuzjazm wobec nowej ekipy. Jednak to, co z tego zostanie, to raczej nie będzie zauważalna poprawa życia, tylko dosyć spójna wizja naszej politycznej tożsamości. Realizowana od przedszkola po Marsze Niepodległości. Bo cóż innego powtarzała PBS, właściwie w każdym zdaniu, jeśli nie „Polska dla Polaków”?
Polska dla Polaków pod wodzą PiS i biało-czerwonej drużyny zadba o nas wszystkich. Nie będziemy żadnymi Europejczykami, będziemy narodowymi egoistami pod kuratelą Wielkiego Brata USA.
PiS będzie chciało władzy więcej i więcej, a im więcej będzie jej miało (wraz ze stanowiskami), tym będzie atrakcyjniejsze dla klasy politycznej. Zassie więc Kukizy, konserwatywną część PO, PSL… Oni całkiem poważnie mówią o biało-czerwonym obozie!
Niewydolną sprawiedliwość zastąpi prawdziwa Sprawiedliwość, nawet jeśli będzie ona woluntarystyczna. Dał już jej przykład prezydent Duda, ułaskawiając Mariusza Kamińskiego. Testy i biurokrację szkolną zastąpi prawdziwe Wychowanie przez dobrych nauczycieli. Oczywiście patriotyczne.
Na uniwersytetach wreszcie dojdą do głosu wykluczeni. Kreacjoniści? Negacjoniści? No i nikt nie odbierze (ani przedwcześnie, ani już nigdy) dzieci rodzicom. Polska rodzina wychowa i przystosuje potomstwo do zajęcia przypisanych im pozycji społecznych.
No i Kościół umocni nas w wierze i konformizmie.
Będziemy budować tężyznę fizyczną Polaków i wspierać wycinanki ludowe – oczywiście tylko polskie. Będziemy wysokobudżetowymi filmami, muzeami, rekonstrukcjami i obchodami czcić polskich bohaterów. Nawet jeśli wśród czczonych znajdą się postaci, które walczyły także o wyzwolenie społeczne, to okażą się one tylko Polakami, którzy dla Polski krew przelewali. I „Ojczyzno kochana, jaka wielka ma rana”…
I biało-czerwony obóz słuchać będzie głosu ludu – Narodu – którego jest najlepszą emanacją. Optymiści powiedzą, że taka przymusowa indoktrynacja szybko się znudzi. Ale czy religia w szkole szybko się znudziła? Na akademiach ku czci uczniowie może i będą tylko robili głupie miny i wysyłali smsy, ale już na uliczną demonstracje przeciwko obcym pójdą potem chętnie.
Jarosław Kaczyński podczas obchodów Święta Niepodległości w Krakowie mówił, że najwyższą formą organizacji społecznej jest państwo narodowe. I nikt już temu głośno nie zaprzeczy. W expose nie padło nawet pół słowa o tym, że Polacy są jednak różni. Że kultura polska w jakikolwiek sposób powinna być na tę naszą i cudzą różnorodność otwarta.
Socjalne transfery trzeba będzie jakoś zrównoważyć brakiem środków na inne cele, ale niekoniecznie będzie to brak środków na oficjalną kulturę. Kapitalizm pozostanie kapitalizmem. Będzie jedna partia, naród z partią i Wielki Brat. Jakbym to już kiedyś widziała. Żartowaliśmy wówczas: „Czym różni się demokracja od demokracji socjalistycznej? Tym samym, czym krzesło od krzesła elektrycznego”.
Nie twierdzę, że będzie to władza tak samo autorytarna jak w PRL, że grozi nam za chwilę wprowadzenie cenzury. Są inne sposoby oddziaływania.
Na naszym krześle elektrycznym życie będzie się toczyło nadal, zapewne konieczności ekonomiczne i geopolityczne zatrzymają nas w Unii, w końcu nikt Węgier z niej nie wyrzucił.
Nie nastąpi jakaś ostateczna katastrofa gospodarcza, chyba że w ogóle nastąpi jakaś ostateczna katastrofa.
I mało komu to, że jest to krzesło elektryczne, będzie przeszkadzało. Może okazać się całkiem wygodne. Ludzie wolą jednorodność od wyzwań różnorodności, Sienkiewicza od Schulza, wspólne śpiewanie pieśni patriotycznych od performensów w tych dziwacznych miejscach zwanych muzeami sztuki nowoczesnej. Nie zatęsknią za żadnym gender, a jak będzie trzeba, poradzą sobie z aborcją, nawet jeśli będzie całkiem zakazana. To dobrze, że niczego nowego nie będziemy musieli się uczyć – poza nowymi funkcjami smartfonów.
W Polsce zwyciężyła kontrreformacja, witamy na krześle elektrycznym.
**Dziennik Opinii nr 322/2015 (1106)