Kinga Dunin

Utopić dziecko w kąpieli

Skoro wartością jest ograniczanie cierpienia, to dlaczego nie mielibyśmy stosować tej zasady konsekwentnie wobec wszystkich istot obdarzonych psychiką i zdolnych do cierpienia? No dlaczego?

Czytając ostatni felieton ABR, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że w swojej filozoficznej kąpieli utopiła dziecko i to całkiem spore. Co prawda nie przepadam za dziećmi, ale nie do tego stopnia, żeby pozwolić je topić.

Wyprany w tej kąpieli posthumanizm okazuje się czymś w rodzaju wulgarnej socjobiologii albo darwinizmu społecznego. Antyhumanizmem. Odbiera człowiekowi wyjątkowość, wykorzenia ze świata wartości, sprowadza życie społeczne i politykę do walki o byt. Doprawdy trudno wymarzyć sobie łatwiejszy cel ataków i niesmaków. Mogłabym się zgodzić z autorką, a nawet zgadzam się, jest tylko jeden problem – nie znam takiego posthumanizmu.

Ten, który ja znam, rzeczywiście przepracowuje granicę między człowieczeństwem i resztą natury, ale nie w celu zezwierzęcenia człowieka, również nie po to, żeby uczłowieczyć zwierzęta. Nie jest dehumanizacją, raczej humanizacją świata – tylko inaczej. Jest projektem filozoficznym, etycznym, społecznym i politycznym.

Nasze nawykowe myślenie – i tu ma rację ABR, w dużej mierze zawdzięczamy je religii – każe nam patrzeć na człowieka jako na radykalnie innego od świata naturalnego oraz władającego nim. W pewnym sensie jest to prawda: nie ma nic takiego jak Natura w stanie czystym. Możemy zacząć od banału: nie ma na świecie takiego miejsca, choćby centymetra, w którym najdziksza nawet przyroda nie funkcjonowałaby w kontekście ludzkiej aktywności – tej technologicznej albo czasami, dla odmiany, tej chroniącej przyrodę. Cały świat jest ludzki, a jego dzisiejszy i przyszły kształt zależy w pewnym stopniu, nie całkowicie!, od naszych działań oraz poglądów. Z drugiej  strony jesteśmy też organizmami biologicznymi, czego nie możemy się wyprzeć i przed czym nie ma ucieczki. Gdybyśmy byli haploidalni, jak pszczoły, nasze życie społeczne zapewne wyglądałoby inaczej.

Refleksja posthumanistyczna mówi nam, że nie wystarczy, jak czyni to np. polityczna ekologia, zamienić się z eksploatatorów natury w rozsądnych opiekunów, potrzebna jest radykalna zmiana paradygmatu. Polega ona na zobaczeniu siebie jako równoprawnej z innymi części tej całości; przyznaniu, że nie tylko my jesteśmy aktywnymi aktorami, ale pozostajemy z Ziemią, roślinami, zwierzętami w złożonej sieci wzajemnych interakcji. To, że są to dzisiaj również relacje polityczne, nie ulega wątpliwości. Problemy zasobów, wody, energii, klimatu, biotechnologii – ogromna część polityki dotyczy naszych relacji ze światem natury.

Skoro poza nami są też inni aktorzy, pojawia się tu ciekawy problem reprezentacji.

Ślimak czy kaktus, nie mówiąc o kamieniach, nie wezmą udziału w wyborach ani nie wystąpią ze swoimi racjami w telewizji – choć mogłoby to znacznie podnieść poziom debaty.

Kto ma zatem ich reprezentować? Kto i w jaki sposób ma odczytać ich głos? Czy zajmują one jakieś stanowisko? Zainteresowanym tym tematem mogę polecić prace Bruno Latoura. A przy okazji numer „Krytyki Politycznej” 15/2008 Nie-ludzka polityka.

A my przyjrzyjmy się wyśmiewanemu przez ABR gatunkowizmowi, czyli dyskryminacji ze względu na niebycie człowiekiem. To akurat najprostsza, klasycznie emancypacyjna część szeroko rozumianego nurtu posthumanistycznego. I tu najlepiej widać, że nie chodzi o pozbycie się wartości, a przeciwnie – rozciągnięcie je na szerszą klasę bytów. Za koncepcjami takich etyków jak Singer stoi przecież klasyczny utylitaryzm. Skoro wartością jest ograniczanie cierpienia, to dlaczego nie mielibyśmy stosować tej zasady konsekwentnie wobec wszystkich istot obdarzonych psychiką i zdolnych do cierpienia? No dlaczego?

W każdym razie słaby to dowód na posthumanistyczną rejteradę ze świata wartości.

I co więcej poglądy te mają jakieś przełożenie na rzeczywistość. Czy to samo da się powiedzieć o bardziej wyrafinowanych i radykalnych poglądach posthumanistycznych? Nie wiem. Jednak nie widzę nic niebezpiecznego w zajmowaniu się krytyczną refleksją nad naszym miejscem w porządku natury i relacjami z nie-ludzkim światem.

Z całą pewnością nie jest to droga w kierunku pozbawionej wszelkiej etyki dżungli.

Czytaj także:

Maciej Gdula, Nie wylewać posthumanizmu z kąpielą

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij