Kinga Dunin

Prywatne czy publiczne, czyli nuda powściągliwości

Kiedy słyszę „Madzia z Sosnowca”, trochę mnie mdli. I od tej Madzi, aniołka, i od wysłuchiwania w kółko tego samego. Sentymentalny kicz, podbechtywanie najprostszych emocji, cyniczne podgrzewanie atmosfery. Niesmaczny spektakl, do którego używamy żywych ludzi. Naruszenie granicy między prywatnym a publicznym. Najkrócej mówiąc, historia, która powstaje w mediach, nie spełnia moich oczekiwań intelektualnych, estetycznych oraz budzi wątpliwości natury etycznej. I wszystko jedno, czy są to tabloidy, które walą po oczach sensacyjnymi tytułami i zdjęciami, czy coś z wyższej półki, gdzie próbuje się utrzymać ton obiektywizmu.


Z drugiej jednak strony, to przecież bardzo ciekawe, mimo wszystko niebanalna fabuła. Sfingowane porwanie, ukryte zwłoki, zagadka kryminalna, która może nigdy do końca nie zostać rozwiązana. Matka o niebanalnej osobowości. Ojciec fascynujący się wampirami. Cwany detektyw. Manipulujące społecznymi emocjami media. Na pewno należałoby rozbudować tło społeczne, Sosnowiec, perypetie rodzinne bohaterów od dzieciństwa. Kraj, w którym rodzenie jest przymusem. Przyjrzeć się relacjom międzyludzkim, rozgrzebać mit rodzicielskiej miłości. Pogłębić psychologię postaci. Jak dotąd to, co mówią psychologowie, jest dosyć nudne i prostackie. Dobry pisarz, a może raczej pisarka – w sensie wrażliwości, a nie płci biologicznej – miałby ogromne pole do popisu. Przypomina mi się tu powieść Margaret Atwood o Alias Grace, młodej dziewczynie, która zamordowała, lub nie, swojego chlebodawcę i jego kochankę. Oparta na faktach, co prawda z XIX wieku, ale faktach. To świetna proza psychologiczna. Mankell napisałby kryminał, gdzie zamiast detektywa Rutkowskiego mielibyśmy starzejącego się alkoholika w tajemnicy oglądającego pornografię dziecięcą w Internecie, nieustannie krzyżującego zamiary jeszcze smutniejszego inspektora policji. Czy nie wygląda to jak materiał na dobry kryminał? Taki, który mógłby nas zainteresować, i nie trzeba byłoby się tego wstydzić? Albo non-fiction. Wydawcy już powinni bić się o prawa do opisania tej historii, a jej bohaterowie zastanawiać się, za ile je sprzedadzą.  Przecież żyjemy w świecie, gdzie wszystko jest na sprzedaż.


Ostatecznie więc nie widzę nic złego w zainteresowaniu się tą w końcu niecodzienną historią. A jednak trochę wstyd. Dlaczego? Myślę, że – przynajmniej w pewnym stopniu – chodzi o dystynkcje klasowe. Po prostu w naszej klasie takimi rzeczami się nie interesujemy, to nie comme il faut, bo to jest dla ludu. Dla naszego umiłowanego ludu, który, w przeciwieństwie do nas, nie żyje z obsługi sfery publicznej, to i mniej się nią interesuje. A poza tym wzorem arystokratycznego zachowania zawsze jest pewna powściągliwość (chyba że chodzi o patriotyczne porywy), a emocjonalna ekspresja jest ludowa i nieco żenująca.  
Jeżeli nawet nie odpowiada nam fabuła tworzona w mediach, nikt nie zabrania nam, abyśmy, korzystając z dostępnych faktów, budowali lepszą, bardziej wyrafinowaną. Jest jednak jeszcze jeden problem – dotyczy on sfery prywatnej. Gdzie przebiega granica między prywatnym a publicznym?

 

To wcale nie jest oczywiste. Poszukiwanie pomocy w sytuacji porwania – jest publiczne. Dalsze informacje, które towarzyszą zwrotom akcji, właściwie też, skoro powiedziało się już „a”. Wyjątkowo dramatyczne wydarzenia skupiają na sobie uwagę publiczną i to wydaje się naturalne, to chyba jeden z ostatnich przejawów tego, że jesteśmy społeczeństwem. 


A może prywatne jest zbyt jednostkowe? Przyzwoici ludzie publicznie i na pokaz interesują się jedynie tym, co dotyczy wszystkich: emeryturami, euro oraz tym, co Obama wyszeptał Miedwiediewowi (swoją droga, czy to jest prywatne czy publiczne?).


To też kwestia genderowa, bo sprawy rodzinno-prywatne to domena kobieca, wielka polityka – męska. I w tej kulturze jest to wystarczający powód, żeby te pierwsze mniej szanować. Jednak, jak wiadomo, przynajmniej feministkom, prywatne jest polityczne. Jeśli dobrze się prywatnemu przyjrzymy, to zobaczymy w nim konsekwencje wszelkich publicznych polityk. Oraz, oczywiście, życie innych ludzi. To chyba dobrze, interesować się innymi, a nie tylko Innym?


Poza tym prywatne jest po prostu ciekawsze.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij