Jak mówi wujek Mietek, grzebią się w tym sejmie i grzebią i nic z tego grzebienia nie wychodzi.
Panowie w sejmie palili cygara, a może też pili wino, kupowali sobie garnitury albo ochroniarzy. To dobry powód, żeby wzbudzić niechęć do partyjniactwa oraz bezsensowną dyskusję o finansowaniu partii politycznych. Bezsensowną, gdyż jej rezultat jest z góry znany – nic się nie zmieni, partie nadal będą finansowane z budżetu państwa – ale prosta idea, że tak być nie powinno – utrwali się.
I w tym populizmie jest coś pociągającego. Ba, może nawet prawdziwego. Bo aż korci, żeby napisać, że jeśli nawet partie przestaną wydawać na sukienki, bo to robi złe wrażenie, i tak będą głównie wydawać na to, co się opłaca – agencje PR, sondaże, zakolegowane organizacje, ekspertyzy pisane przez szwagra. A nawet gdyby tak nie było, nikt w to nie uwierzy, bo mało kto im ufa. Czyli rzeczywiście, najlepszym rozwiązaniem byłaby likwidacja finansowania z budżetu, najlepszym, bo najprostszym. Każdy to zrozumie: partie mają się utrzymywać ze składek i z tego, co sobie załatwią. I nikt nie powinien się w to wtrącać, jak sobie będą załatwiały i od kogo, bo to znowu jakieś komplikacje.
Poza tym, zanim zaczniemy się zastanawiać, jak finansować, trzeba by się zastanowić, co finansować. Jaki system wyborczy i partyjny, na jakich regulacjach oparty? Może obniżyć próg wyborczy, żeby dopuścić więcej podmiotów? To będzie w sejmie więcej wariatów! Ale może też trochę nowych twarzy i pomysłów? Nie wiadomo. Nie komplikujmy. Po co w ogóle nam ten cały sejm? Jak mówi wujek Mietek, grzebią się w tym sejmie i grzebią i nic z tego grzebienia nie wychodzi. Jak już musi być sejm, na przykład z powodu UE, to niech będzie najprościej – JOW-y. To przynajmniej każdy zrozumie. Jaki normalny człowiek jest w stanie pojąć, na czym polega metoda d’Hondta, a na czym Sainte-Laguë, i która jest lepsza i dla kogo? A JOW to JOW, byle tylko nie padła parzysta liczba głosów, wszystko będzie dobrze i pani Krysia policzy na abakusie.
A jak JOW-y, to po co właściwie partie? Każdy człowiek jest inny, ma inne poglądy i kompetencje, w jednej partii to tylko zamieszanie z tego powstaje. Niech każdy sam startuje, a zwyciężą najlepsi. No, może najbogatsi, ale co to szkodzi? Ciocia Ziuta mówi, że lepiej żeby rządzili bogaci, bo oni już nakradli, a biedni jeszcze nie.
Podatki też trzeba uprościć, a czy jest coś logiczniejszego niż podatek liniowy? Każdy zapłaci te same kilka procent. Kilka, bo wiadomo, że liniowe podatki to też olbrzymia oszczędność na fiskusie. A jak zlikwidujemy szkoły – przecież uczą tam samych niepotrzebnych rzeczy – będzie jeszcze więcej oszczędności. Przy okazji umiejętności automatycznie dostroją się do rynku, a czego rynek nie zechce kupić – jakieś teatry, filozofie i inne fiu bździu – tego nie będzie. To chyba proste i jasne?
A poza tym Polska dla Polaków. Tylko trzeba równie jasno i prosto zdefiniować Polaka. Rasa biała, wyznanie katolickie, orientacja heteroseksualna, zaświadczenie od proboszcza o odbyciu spowiedzi wielkanocnej. Tyle to każdy zapamięta i zrozumie. Po co nam kłopoty z jakimiś mniejszościami, kocimi wiarami i niewiarami, podaniami o azyl, pobytami tolerowanymi. Tylko zawracanie głowy.
Żadnych przywilejów dla nikogo. Jedno ogólne prawo – każdy orze, jak może.
Tzw. debata publiczna już jest bliska ideału: proste hasła, proste przepisy na powszechną szczęśliwość. Teraz trzeba tylko dostosować do tego życie.