Dlaczego Ida zostaje zakonnicą? To jest właśnie wstrząsające w filmie Pawlikowskiego.
No i kolejne zwycięstwo. Po piłce kopanej i odbijanej, „europejskie Oscary”. Film Pawła Pawlikowskiego Ida został obsypany nagrodami. Znałam go dotąd z recenzji i sporów, czy aby nie powiela antysemickich stereotypów. I w końcu postanowiłam sama to sprawdzić.
Nie będę streszczała filmu, bo łatwo takie streszczenie znaleźć. Podzielę się wrażeniami. Czarno-biały, wysmakowane zdjęcia, wzruszający. Naprawdę może się podobać. Chociaż z podobaniem się mam taki problem, że podejrzewam się zawsze o zły gust i skłonność do sentymentalizmu. Jednak przyznaję – pod względem estetycznym to piękny film. I bardzo wygodny – wzrusza, lecz czy daje nam do myślenia?
To przecież głównie truizmy, którym nie sposób zaprzeczyć. Polacy zabijali Żydów, ale także ratowali, w końcu to oni uratowali Idę.
Jednak bardziej zabijali, niż ratowali, a potem przejęli ich dobytek. Ostatecznie są normalnymi ludźmi, zresztą to chłopi, a chłop ma ciężko. I jest raczej prosty. Byli Żydzi (i Żydówki), którzy przybyli tu z Armią Czerwoną, a potem współpracowali ze stalinowskim systemem. Możemy jednak trochę ich zrozumieć, bo wymordowano ich rodziny, a poza tym obawiali się, nie bez podstaw, polskiego antysemityzmu. Mają też prawo na różne sposoby radzić sobie z traumą. Dla świętego spokoju prokurator Wanda popełnia samobójstwo, więc nie musimy się już zastanawiać.
Czy to antysemityzm? Może brak mi wystarczającej wrażliwości, ale jakoś tego nie czuję. To taki grzeczny i wyważony obraz, zgodny z mainstreamową narracją. Taką wizją historii nie potrafię się już przejąć ani zainteresować, ale nie oburza mnie ona. Chociaż oczywiście jest w tym ogromny potencjał dramaturgiczny, który będzie w sztuce i literaturze jeszcze długo wykorzystywany. Dzięki Idzie dowiadujemy się tego, co już wiemy, i spokojnie możemy kontemplować kompozycję kadrów. Nic tu nie wytrąci nas z kolein myślowych nawyków. Jeśli ktoś twierdzi, że te nawyki podszyte są antysemityzmem, to przynajmniej jest to jakieś wyzwanie, coś, nad czym warto się zastanowić. Ale dopiero reakcja na te zarzuty – nieadekwatna, niezwykle emocjonalna – może skłaniać do podejrzeń, że na złodzieju czapka gore.
Poza tym zwiedzając świat poza murami klasztoru, Ida poznaje tzw. życie, to znaczy muzykę pop (piosenki mego dzieciństwa, sweet), alkohol, papierosy i seks. Tyle mieści się między klasztorem i klasztorem. (Nie znam się na zwyczajach Amiszów, ale w jakimś holywoodzkim filmie widziałam, że młody człowiek na rok musi wynieść się z tego bezpiecznego świata i pomieszkać – pracując, zarabiając na siebie, radząc sobie – w świecie zewnętrznym. Nie wiem, czy to prawda, ale na pewno jest to sposób na bardziej dogłębne poznanie codziennego życia).
A jednak jest to film wstrząsający. I tego już z recenzji nie wyczytałam. Bo też jest to tak opowiedziane, żeby nazbyt nie rzucało się w oczy.
Oto malutkie żydowskie dziecko zostaje uratowane i oddane na wychowanie zakonnicom. Moja znajoma, która jako dziecko przeżyła powstanie warszawskie, mówiła mi, że gorzej wspomina późniejszy pobyt w domu dziecka prowadzonym przez zakonnice. Przypadek Idy jest inny, zakonnice są spokojne, urocze, uduchowione i w malutkim klasztorze panuje atmosfera przepojona religijnymi rytuałami i dobrocią.
Jak to się stało, że Ida, nieświadoma swojego pochodzenia i nic niewiedząca o świecie, postanawia zostać zakonnicą? Można powiedzieć, że z powodu powołania, które jest sprawą Ducha Świętego. Można jednak także podejrzewać, że miało w tym udział wychowanie.
Kościelna instytucja wychowała ją na zakonnicę, wdrukowała w jej umysł i ciało pewien program. Ida w filmie przypomina trochę zombi albo przybysza z innej planety; na widok krzyża automatycznie klęka. Zanim złoży śluby zakonne, matka przełożona postanawia sprawdzić, czy wdruk jest wystarczająco mocny, wysyła więc dziewczynę na chwilę w świat, żeby poznała prawdę o sobie. Poza klasztorem, mimo że zostało to opowiedziane w tak wygodny sposób, wszystko jest skomplikowane. Wojna, holocaust, komunizm, Polacy, Żydzi, indywidualne wybory życiowe, uczucia… Wytrenowana na zakonnicę dziewczyna wymięka i wraca tam, gdzie jest bezpiecznie, prawda jest tylko jedna, a wszystkie decyzje podejmują przełożeni.
Jeśli ma to być film także o wyborach o charakterze duchowym, najpierw musiałabym uwierzyć w autonomię bohaterki. Zobaczyłam raczej okrutnie skrzywdzoną dziewczynę, której osobowość nie mogła się w pełni ukształtować, bo od dziecka została poddana bardzo silnym formacyjnym wpływom. Dzielnie się trzyma i zgodnie z zaleceniem przełożonej poznaje, co ma poznać. Nie potrafi jednak poradzić sobie z ambiwalencją, dysonansem poznawczym, zawiłościami świata.
A przecież to wcale nie jest takie trudne. Polacy zabijali Żydów i ich ratowali… itd.
Czytaj także:
Elżbieta Janicka: Ogon, który macha psem