Poza tym wcale nie trzeba głosować na Millera, na każdej liście są też inne osoby.
Kobiety to jednak takie produkty zastępcze. Jedna smutna i sroga, druga roztrzęsiona, trzecia zbyt cicha. Prawdziwych mężczyzn w czasie debaty wszystkich komitetów też jak na lekarstwo – Dziadzio Oszołom, Wyliniały Rockmen, Miś Koala i Księgowy. Na tym tle Adrian Zandberg pojawił się jak Gary Cooper w samo południe. Wysoki, inteligentny, sprawny retorycznie, charyzmatyczny. Nic dziwnego, że wzbudził zachwyt wśród lewicy głodnej jakiegoś bardziej spektakularnego sukcesu niż nadzieja na długi marsz, który może za cztery lata coś zmieni.
Z jednej strony narzekamy na medialną demokrację i ludzi, którzy głosują nie na programy, a na „wrażenia”, a z drugiej właśnie w takiej rzeczywistości żyjemy i trudno nie grać według jej reguł, jeśli chce się coś osiągnąć. A reguły te promują raczej men power (co nie musi być ściśle związane z płcią) niż soft power. I liczba kobiecych liderek w kampanii wcale tak bardzo tego nie zmienia. Jak również jej męskiego oblicza. Wystarczyło zobaczyć, kto komentował obydwie debaty – wyłącznie mężczyźni. Abo dogrywkę do debaty Kopacz-Szydło w programie Lisa. Jego wyraźne lekceważenie Marceliny Zawiszy. To, jak zwracał się do uczestników programu: „Proszę o zabranie głosu pana premiera, pana <nazwisko>”… „A teraz może pani Barbara i pani Marcelina nam coś powiedzą”.
Panie Tomku, już można by się czegoś nauczyć przez te wszystkie lata!
Również wyborcza strategia Razem, polegająca na negatywnej kampanii wobec Zjednoczonej Lewicy, pokazała podczas debaty swoje szowinistyczne oblicze. Zandberg, stojący obok Barbary Nowackiej i mówiący o SLD i Milerze, zamiast o ZL i jej liderce, sprowadził ją do roli paprotki albo pożytecznej idiotki. To stały argument Razem – nie ma nic nowego w ZL, to jedynie SLD i Miller. Tym razem jednak widać było również brak szacunku dla konkretnej kobiety, której odmówiono jakiekolwiek podmiotowości politycznej. Szczególnie, że Zandberg – który współpracował i w pewnym sensie nadal współpracuje z Nowacką – musi wiedzieć, że nie jest ona marionetką wymyśloną przez Millera i naprawdę jest gotowa bronić swojej pozycji i zasad.
Każdy, kto czerpie wiedzę nie tylko z mediów, wie jak wielką rolę odegrała Barbara Nowacka w tworzeniu koalicji. Oczywiście wymagało to nie tylko dyplomacji, ale i bolesnych kompromisów. Czyli soft power, podobnie jak powstrzymywanie się w kampanii przed krytykowaniem Razem i stałe podkreślanie gotowości do współpracy.
Można spierać się, czy ta skórka warta jest wyprawki, czy gra ta dla Nowackiej nie okaże się zabójcza, ale z pewnością jest ona w niej graczem, a nie pionkiem.
Można powtarzać: głosując na Nowacka, głosujecie na Millera. Ale równie dobrze można powiedzieć, że głosując na Millera, głosujecie na Nowacką, Ostolskiego, Szczukę, Gill-Piątek. Poza tym nie trzeba głosować wcale na Millera, na każdej liście są też inne osoby.
Nie potrafię odpowiedzialnie określić „ile jest cukru w cukrze”, czyli ile lewicy w ZL. Ale wiem, że ona tam jest. Sensowna i bardziej długofalowa strategia polityczna, moim zdaniem, powinna polegać raczej na przygotowaniu się do współpracy, nie na wyrzynaniu się nawzajem.
Chciałabym w sejmie zobaczyć i reprezentację Razem, i inne osoby, w których lewicowość wierzę. Dziś boję się, że nie zobaczę nikogo, albo zobaczę ZL zdominowaną przez aparatczyków wybranych głosami żelaznego elektoratu. A nam zostaną jedynie wewnątrzlewicowe animozje.
Wiem, że walka wyborcza ma swoje prawa, że Razem i ZL walczą częściowo o ten sam elektorat, ale w sytuacji, kiedy prawica już zwyciężyła, może lepiej było prowadzić tę walkę bez kampanii negatywnej, nieustannego poszukiwania wrogów na lewicy, rozliczania wszystkich z „prawdziwej lewicowości”.
W tym samym czasie, kiedy w Polsce odbywają się wybory parlamentarne, w Ukrainie odbędą się wybory lokalne, między innymi na mera Kijowa. Na ulicach jest mnóstwo wyborczych reklam, głównie nikomu nieznanych (poza Kliczką) kandydatów. Najbardziej ujął mnie slogan: „Głosując na (tu nazwisko), głosujesz na siebie”. Przez dwadzieścia pięć lat głosowałam na siebie, wybierając estetykę. W tym roku, odczuwając jedynie lekki dyskomfort, zagłosuję na soft power Barbary Nowackiej. Jest to dla mnie wybór lewicowy i feministyczny. (Nie tęsknię za charyzmatycznym przywództwem, wolę soft power.) Ale przede wszystkim wybór najbardziej realistyczny.
**Dziennik Opinii nr 296/2015 (1080)