Cezary nawołuje, żeby nie czepiać się GW. To kogo? Prawicy? Prawica jest nudna i przewidywalna, Gazeta natomiast daje większe pole do popisu. Na rozkładówce z najwyższą atencją umieści esej Baumana o ludzkich śmieciach, ofiarach kapitalizmu, a na następnej stronie pean Gadomskiego o wolnym rynku i zbawiennej konkurencji. Nie interesuje się finansami Kościoła, dopóki nie będzie już za późno, ale jak już się zainteresuje, to robi się bardzo radykalna. Jednak nie do końca, i to właśnie jest zabawne. Na przykład taka sonda dla czytelników.
Czy likwidacja Funduszu Kościelnego w zamian za możliwość przekazania kościołom 0,3 proc. naszego podatku to dobry pomysł?
I odpowiedzi:
– Nie, to zamach rządu na Kościół
– Nie mam zdania.
Gołym okiem widać, że brakuje tu przynajmniej jednej: – Nie, należy zlikwidować Fundusz bez żadnej rekompensaty. Przecież to Fundusz Kościelny był rekompensatą za utracone mienie, mienie odzyskano, więc sprawa jest załatwiona.
Można też wyobrazić sobie jeszcze inną odpowiedź. To nie powinien być odpis podatkowy, bo to jedynie przekładanie pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej. Lepszy byłby podatek kościelny, niech ci, którzy chcą, płacą na swój Kościół. Przez lata sama byłam zwolenniczką takiej właśnie opcji. A teraz nie wiem. Może nie ma nic złego we wspieraniu związków wyznaniowych ze wspólnych podatków? Oczywiście w rozsądnych granicach. Na remont świątyń, działalność społeczną? A niechby i na potrzeby kultu, jeśli jest to naprawdę niezbędne. Na emerytury. I tak jestem za emeryturami państwowymi dla wszystkich. To prostsze i tańsze niż rozbudowywanie opieki społecznej dla tych, którzy emerytury nie wypracowali, albo wypracowali taką, za którą nie da się przeżyć. I bardziej etyczne od zostawienia ich na lodzie. Skoro więc dla wszystkich, to i dla duchownych. Ale to tak na marginesie.
Chciałabym, a przynajmniej mogłabym się zgodzić na wspieranie Kościoła z moich podatków, bo i tak płace za różne ustrojstwa, z których nie korzystam. Stadiony, na których nie bywam, autostrady, które mnie nie interesują, bo nie mam samochodu, szkoły, których już nie potrzebuję. Za to inni dopłacają do mnie, bo jak się zarabia na edukacji i kulturze, to zazwyczaj nie są to zajęcia czysto rynkowe. Na tym polega wspólnota – nie ma podatków, nie ma wspólnoty.
Mogłabym, ale… Jest jedno ale. Kościół nie chce mnie w tej wspólnocie, którą sobie wymyślił i popiera. Jest to wspólnota katolickich, białych, heteryckich facetów ze ściśle określonym miejscem i rolą dla kobiet. Rolą, która nie bardzo mi odpowiada. Natomiast Kościół mógłby się zmieścić, w mojej wspólnocie, gdyby zauważył, że inni też istnieją i mają takie same prawa. Gdyby zgodził się przyjąć role jednej z wielu grup tworzących wspólnotę. Zrezygnował z przywilejów, przestał narzucać swoje wyobrażenia innym.
I to jest moja odpowiedź. Podzielę się moimi podatkami z związkiem religijnym, który chce być ze mną we jednej wspólnocie. Może to są protestanci, a może Cerkiew? Nie wiem. Wiem, że nie jest to Kościół katolicki.