Czarny sen przerażonego Kaczorem mainstreamu może się spełnić – i doprowadzi do tego bunt ludzi, których potrzeby i poglądy przez lata były lekceważone.
Cezary Michalski – jak udało mi usłyszeć z telewizora – jest zadowolony z rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz, ponieważ zbudowała kawałek obwodnicy, po której może sobie jeździć samochodem. Ja nie mam samochodu, za to wiem, ile kosztuje bilet komunikacji miejskiej, więc jestem mniej zadowolona. Nie wspominając już o tym, jak władze Warszawy potraktowały Nowy Wspaniały Świat, niwecząc wysiłek wielu ludzi, parę etatów i niszcząc miejsce, które niektórzy lubili.
Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, co jednego boli, drugiemu może być obojętne. Mnie na przykład prawdopodobnie brakuje empatii dla kierowców. Teoretycznie referendum mogło być sprawdzianem, czy więcej jest obywateli zadowolonych, czy jednak tych niezadowolonych. Teoretycznie. W praktyce po raz kolejny okazało się, że polska polityka sprowadza się do pojedynku PO z PiS i wszystkie chwyty są dozwolone. A jeśli ktoś próbuje wyjść z tego klinczu, zostanie nazwany pożytecznym idiotą, demagogiem, naiwniakiem. Albo, jak można było przeczytać w „GW” – statystą, czyli kimś bez znaczenia w tym przedstawieniu.
Trudno odmówić tym diagnozom pewnej racji, szczególnie w sytuacji referendalnej. Jednak stanowisko, że jedynym racjonalnym zachowaniem politycznym jest takie, które powstrzymuje PiS, wydaje też nieracjonalne owoce. Bo nie wiem, czy na dłuższą metę racjonalne jest dezawuowanie uczciwego zaangażowania, namawianie do cynizmu albo obojętności. Chociaż może jest to racjonalne – jeśli chce się, żeby zaufanie do polityków spadło do zera, a już niewiele brakuje, i żebyśmy wreszcie przestali się wtrącać. Niech w tym teatrze zgrają same primabaleriny, już bez statystów.
Nigdy nie uległam straszakowi PiS, licząc, że inni mu ulegną, wybiorą sobie PO, Komorowskiego – ale beze mnie. Na pytanie, co będzie, jesli Kaczor jednak zwycięży, odpowiadam: trudno, demokracja, widać ludzie tego sobie życzą. Oczywiście sama w to nie wierząc. Osłabienie PO może raczej skończyć się „wielką koalicją”, która będzie nieco mniej prawicowa. Pomyślmy jednak jeszcze krok do przodu. Jeśli nie uda jej się dobrze rządzić, w następnej kadencji naprawdę może przegrać. Czarny sen przerażonego Kaczorem mainstreamu wreszcie się spełni.
I doprowadzi do tego po części bunt statystów. Ludzi, których potrzeby i poglądy przez lata były lekceważone, zaangażowanie i praca marnowane. Możliwe, że opuszczając bastion świętej wojny z PiS na złość babci odmrożą sobie uszy, ale co z babcią? Czy rozczarowanie polityką nie uderzy w nią bardziej niż w prawicę? Czy wówczas babcia choć przez chwilę się zastanowi?
Demokracja to tylko słowo. Naprawdę istnieją tylko rozmaite społeczne praktyki, które w mniejszym lub większym stopniu wykorzystują społeczną energię i pozwalają ludziom na wpływanie na rzeczywistość. Może dałoby się to nawet opisać jakimś wzorem fizycznym: ile energii się marnuje, ile pary idzie w gwizdek, w zależności od sprawności systemu. Pewno zawsze bardzo wiele, ale tutaj – mnóstwo. Zapał, który mija po zderzeniu z biurokracją i lokalnymi układami. Wysiłek, za który nikomu nawet nie chce się podziękować. Sensowne uwagi i ostrzeżenia, których nikomu nie chce się słuchać. Obywatelskie projekty, które nigdy nie wyjdą z rozmaitych zamrażarek. Kompetentni ludzie, których nikt nie zatrudni.
Jeżeli wciąż przewidywać się będzie dla nich tylko rolę statystów, w końcu zbuntują się i pokażą babci faka.
Czytaj też:
Krzysztof Cibor, Żądajmy niemożliwego!
Maciej Gdula: Po referendum, przed wyborami