Kinga Dunin

Bezwstyd i szaleństwo

Co czuł Bronisław Komorowski po referendum? Wstyd? Poczucie winy?

Zastanawiam się, co czuł Bronisław Komorowski tuż przed rozpisanym przez siebie referendum, które wszyscy wkoło zlekceważyli albo krytykowali. Zwolennicy i przeciwnicy właściwie udawali, że go nie będzie. Wszyscy wiedzieli, że ono nie ma sensu. Co czuł wczoraj, kiedy dowiedział się, jaka była frekwencja? Wstyd? Poczucie winy? W końcu 100 milionów złotych to całkiem spora suma. Demokracja też na tym nie zyskała, a PO tylko straciła.

Co czują senatorowie, którzy zagłosowali za referendum? Przecież nie wszyscy są idiotami i musieli wiedzieć, że jest to tylko zagrywka wyborcza, szkodliwa i pozbawiona znaczenia. Jak się czuli, będąc jedynie partyjnymi marionetkami? Senat podobno służy do tego, żeby skorygować pomyłki niższych instancji. A jak się czują tego referendum partyjni mocodawcy? Sądząc po ich wystąpieniach w dzień po referendum, mają oni wiele wytłumaczeń dla tej wpadki. Nie są jednak w stanie powiedzieć prawdy, którą wszyscy znają.

A były prezydent może sobie milczeć. Właściwie mu współczuję. Miał ładną kartę opozycyjną, przez długi czas cieszył się dużym społecznym zaufaniem. I co? Kończy karierę jako ktoś, kto dla gry politycznej i mirażu wygranej był gotów zapomnieć o interesie ogólnym.

Każdy popełnia czasem błędy, ale błędy władzy są dużo bardziej kosztowne dla wszystkich. I jedyne, co potem można zrobić, to się do tych błędów przyznać. W tej chwili już nie zaszkodziłoby Komorowskiemu, gdyby uczciwie powiedział, że poniosła go ambicja, emocje, że żałuje tego, co zrobił. Byłby to niesłychany ewenement w polskiej polityce, w której królują miedziane czoła. Większość polityków wygląda jak cyborgi, którym co rano wgrywa się nowy software, „przekaz dnia”, a oni – bez związku z pytaniami dziennikarzy, kontrargumentami, rzeczywistością – odtwarzają go jak katarynki patrząc nam prosto w oczy.

Naprawdę chciałabym wiedzieć, jak to jest. Czy tak wciąga ich ta gra, że kiedy mówią, wydając z siebie „przekaz dnia”, to nie myślą? Akcja „referendum” to były Himalaje hipokryzji PO, ale w gruncie rzeczy wszyscy inni zachowują się tak samo.

Zdaję sobie sprawę, że takie są reguły dyskursu politycznego i kto ich nie przestrzega, wypada z gry. Jestem jedynie ciekawa, czy oni się czasami wstydzą. Albo chociaż męczą, słysząc te gładkie, przewidywalne zdania, które produkują?

A może sami w nie wierzą? Na przykład kiedy mówią, że chcemy pomóc uchodźcom. Jasne, że nie chcemy. Bo to kosztowne, kłopotliwe i ludność sobie tego nie życzy, a przecież zbliżają się wybory… Może i w Europie nam się takie stanowisko nie opłaca, ale wybory są przecież krajowe.

Chociaż czy rzeczywiście chciałabym usłyszeć tę prawdę? Internet jest pełen prawdy o poziomie brutalności, chamstwa i ksenofobii naszych współrodaków. Nieprawdą jest jedynie, że tej fali nienawiści nie da się powstrzymać. Przecież podobno nie wolno nawoływać do przemocy wobec ludzi innej religii, ale tu nie przychodzi mi nawet do głowy to głupie pytanie, czy ci nienawistnicy się wstydzą – ci są autentyczni do bólu. I żaden papież Franciszek tego nie zmieni.

Żeby nagiąć się do zaleceń Franciszka, trzeba być prawdziwym rycerzem Chrystusa, tak jak Tomasz Terlikowski, który zastanawia się, o cóż to mogło papieżowi w tym zaleceniu chodzić? Może papież uznał, że bezbożna Europa powinna umrzeć?

A może starcie z inną religią ma ożywić ospałą wiarę? I w końcu znajduje odpowiedź: „a może – co zapewne najbardziej prawdopodobne – chodzi o radykalizm świadectwa ofiary i krwi, które – gdy historia naszego świata dobiega końca – ma wstrząsnąć sumieniami i umysłami ludzi niewierzących, tak by przygotować ich, dać im ostatnią szansę przez Sądem? Jeśli tak jest, to trzeba sobie powiedzieć zupełnie jasno, że nie tylko przychodzą czasy niepokoju społecznego, wojny, ale także męczeństwa dla chrześcijan. I nie chodzi już tylko o pluszowe męczeństwo, jakie przytrafia się na Zachodzie, ale całkiem realnego. Muzułmanie nie zmieniają się tylko dlatego, że zmieniają miejsce pobytu, a na Zachodzie często się radykalizują, a nie liberalizują. I na to wszystko musimy być przygotowani. Z różańcami w rękach – jak wzywała nas Maryja w Fatimie – ale i ze świadomością na co się decydujemy, że może to oznaczać wezwanie do męczeństwa. Zawierzając Europę Jezusowi przez ręce Maryi! W posłuszeństwie Kościołowi i papieżowi, który jest nie tylko Następcą św. Piotra, ale i Zastępcą Jezusa na ziemi” [pis. oryginalna].

Nie ukrywam, że wizja Katolickiego Narodu Polskiego, który da się zamęczyć muzułmanom (zasługując tym samym na nagrodę w niebie) po to, aby wstrząsnąć sumieniami ateistów, wzruszyła mnie ogromnie.

Może tak właśnie powinien do narodu przemówić prezydent Duda? Zamiast bezwstydu – szaleństwo wiary i poświęcenia.

W każdym razie, jeśli Terlikowski chce zostać męczennikiem, aby mnie, ateistce, dać ostatnią szanse na nawrócenie się przed dniem Sądu, nie mogę mu tego zabronić. Dziękuję. Spotkamy się w niebie. Albo i nie.

**Dziennik Opinii nr 251/2015 (1035)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij