„Sytuacja wygląda tak, że gdyby nie wasza rola, to codziennie byłoby łamane prawo”. Na szczęście, dzięki Straży Leśnej, łamane jest tylko prawo unijne i zobowiązania międzynarodowe.
Minister środowiska na wniosek dyrektora generalnego Lasów Państwowych pana doktora inżyniera Konrada Tomaszewskiego nadał odznaki honorowe za zasługi dla ochrony środowiska strażnikom leśnym, którzy pacyfikowali aktywistów protestujących przeciwko nielegalnej wycince. Złotym kordelasem leśnika polskiego został uhonorowany pan Andrzej Józef Nowak, dyrektor regionalnej dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku, będący na pierwszym froncie walki z ekocentrystami. Zapytany podczas spotkania leśników, dlaczego sięga po wojenną frazeologię w sprawie Puszczy Białowieskiej, wyjaśniał: „porównałem sytuację obecną do pola bitwy, bo to wojna: ściera się z nami, leśnikami, ideologia antychrześcijańska, antyludzka i antyprzyrodnicza” oraz tłumaczył, że harvestery są bardziej ekologiczne od koni: „Mają szerokie opony, większe zniszczenia w glebie zrobi podkową koń, większy jest nacisk na jednostkę gleby.” Za te złota słowa złoty kordelas należy się jak psu kość. A może nawet złoty harvester? W końcu nie wszyscy mają odwagę stawać w szranki z antyludzkimi satanistami, którzy chcą zniszczyć Polską przyrodę.
Honorową odznakę oraz kordelas otrzymał też Jarosław Lenkiewicz inspektor straży Leśnej w RDLP w Białymstoku, który nadzorował akcję spisywania uczestników spaceru obywatelskiego pod hasłem „Otwórzmy Puszczę”. Dobrze nadzorował, bo uczestników kontrmanifestacji zorganizowanej przez Stowarzyszenie Santa, z burmistrzem Hajnówki na czele, nikt nie niepokoił z powodu nielegalnego wejścia do części lasu objętej zakazem wstępu. Gratuluję. Trochę się tylko zastanawiam, czy inspektor zamiast kordelasa nie powinien dostać okularów, skoro ma takie problemy z postrzeganiem, że prawo, które uchwalił jego pracodawca, dotyczy wszystkich.
Nagrodzony został też Łukasz Adamski, komendant posterunku straży leśnej w nadleśnictwie Celestynów. Ten dzielny strażnik nie tylko pilnuje Puszczy Białowieskiej przed aktywistami, ale walce z nimi poświęca również czas wolny. Jak donosił portal Natemat pan komendant umieszczał komentarze na portalach społecznościowych, w który dokładnie wyliczał, ile ci „płatni ekoterrośyci” dostają za akcję: „Za przykucie się do smoka zwanego harwesterem lub forwarderem 300 zł. Jeśli przykuty ekobrudas zostanie obfilmowany wynagrodzenie wzrasta do 700 zł. Za wiszenie na drzewach płacą 1000 zł”. Byłoby super, niestety, ciągle czekam na przelew. Gdy te wypowiedzi zostały ujawnione, rzeczniczka Lasów Państwowych tłumaczyła, że „ton wypowiedzi i słownictwo są w tym wypadku nie do zaakceptowania” oraz dodawał, że pracownik zostanie upomniany. No i został. Honorową odznaką za zasługi na rzecz ochrony środowiska. Po artykule na Natemat pan komendant ukrył większość swoich postów na fb, ale ciągle możemy się dowiedzieć, że lubi stronę: „jestem nietolerancyjny” oraz wybierał się Marsz Niepodległości. I jak tu nie docenić takiego patriotycznego zaangażowania?
W walkę z aktywistami na portalach społecznościowych włącza się też inny nagrodzony leśnik oraz fan żołnierzy wyklętych i marszów niepodległości, pan Rafał Mandelt, komentując choćby artykuł o tym, że straż leśna nagrywała aktywistkę, gdy ta robiła siku. Zachowanie strażników pana Rafała nie dziwi, zamiast tego głupio pyta, kto przykuł aktywistkę. Czyżby za tę dociekliwość zasłużył na honorową odznakę, czy ma też jakieś inne zasługi? Niestety, podczas uroczystości wręczenia odznaczeń nie dowiadujemy się, kto za co dostał medal. Możemy za to zobaczyć, że zgromadzeni na sali leśnicy najwyraźniej sami nie wierzą w to, co pieprzą ich władze. Trudno o coś wymowniejszego od ich znudzonych i sceptycznych min.
Ale jak tu się nie dziwić, gdy się słyszy przemowę dyrektora generalnego Konrada Tomaszewskiego, której nie powstydziłby się Gomułka. Co prawda tym razem nie nazywa aktywistów „zielonymi nazistami”, „z których mózgów wymyto te podstawowe wartości, że kobieta to kobieta, mężczyzna to mężczyzna, że nie warto kochać się z kozą, dlatego że z tego dzieci nie będzie”, ale i tak warto docenić jego retoryczne wygibasy. Dyrektor zaczyna od podziękowania policji, która przymykała oczy na brutalne traktowanie aktywistów: „Po pierwsze, chciałbym mimo wszystko skierować słowa wielkiego dziękczynienia w kierunku przedstawicieli policji, bo bez niej nie dalibyśmy sobie rady z opanowaniem tego żywiołu, z którym stykamy się na co dzień w związku z nie tylko zresztą Puszczą Białowieską.” Zaprawdę policji niech będzie chwała za to, że walczy z obrońcami puszczy, jak z innymi katastrofami naturalnymi.
Dalej jest jeszcze śmieszniej: „Dotychczas nikt nie kwestionował, że my w ramach gospodarki leśnej kształtujemy należyty wskaźnik różności biologicznej. Zawsze byliśmy stawiani jak ten podmiot, który wyśmienicie kształtuje metodami gospodarki leśnej różność biologiczną. I oto od kilku lat zaczyna się kwestionować związek między gospodarką leśną, a ochroną przyrody. Zaczyna się ludziom wmawiać, że gospodarka leśna jest szkodliwa.”
czytaj także
Serio? Nikt nie kwestionował? Z tego, co pamiętam, to choćby Simona Kossak pisała w wydanej w 2001 roku książce Saga Puszczy Białowieskiej: „Puszcza Białowieska umiera. Wśród drzew przemyka okryta mgłą postać dzierżąca kosę, lecz u jej stóp nie czai się już ryś skośnooki, nie wyciągają ramion pokrzywione kolosy lip i wiekowe dęby. Nad konającą pochyla się z troską konsylium leśników i uczonych. Znają chorobę: na imię jej las. Gorzka to wiedza, że śmiertelnym zagrożeniem dla puszczy jest chluba człowieka – las zagospodarowany.” Być może kuzyn Kaczyńskiego nie słyszał o tej naukowczyni. Co prawda dyrektorem Lasów Państwowych był już w latach 1997-2001, ale może nie jest fanem literatury, ani nie lubi słuchać Radia Białystok, w którym Kossak wygłaszała regularne pogadanki. Fakt, że Kossak spędziła w Puszczy ponad 30 lat również mógł umknąć jego uwadze. Zapewne był zbyt zajęty handlowaniem gruntami i drewnem.
Tomaszewski martwi się, że: „Ludzie ubóstwiają przyrodę i wystarczy im wmówić, że wycina się w pień Puszczę Białowieską, żeby osiągnąć cele ideologiczne”. Niestety nie zdradza, jakie to cele, bo by się zaczęło robić trochę niespójnie, gdyby powiedział, że chodzi o ochronę środowiska, bo przecież to leśnicy je chronią, a „zieloni naziści” chcą, żeby Puszcza została zjedzona przez kornika, a na turystów spadały spróchniałe drzewa.
Korniki zjadają świerki. Puszcza nie z takimi rzeczami sobie radziła
czytaj także
Dyrektor nie ukrywa, że sprawa jest dramatyczna: „Sytuacja wygląda tak, że gdyby nie wasza rola, to codziennie byłoby łamane prawo”. Na szczęście, dzięki straży leśnej, łamane jest tylko prawo unijne i zobowiązania międzynarodowe. Ok, może zdarzały się jakieś drobne przypadki, gdy strażnicy zwracali się do aktywistów słowami „zamknij się”, „naćpałaś się”, ale przecież każdemu może się zdarzyć być odrobinę niekulturalnym, gdy trzeba chronić prawo. Albo nawet brutalnym. Jak wspomina jeden z aktywistów: „Zostałem brutalnie powalony na pnie drzew przez kilku strażników, uderzyłem lewą częścią skroni w pień, następnie zakładali mi dźwignię. Jeden jeszcze dwa razy wziął moją głowę, uderzył o ten pień, docisnął kolanem głowę o pień. Kolejny wciskał mi kciuki w gardło i żuchwę. Mam po tym poranienia.” Ale czy nie sam się prosił? Skoro tak kocha drzewa, to co mu szkodzi, że przytuli się do pniaka raz, czy drugi. Musimy wszakże pamiętać, że: „Proszę państwa, przypinanie się do maszyn wielooperacyjnych to nie jest tylko narażanie na uszczerbek na zdrowiu tych, co się przyczepiają, ale również tych, którzy są operatorami.” Z początku się zaśmiałem, gdy to usłyszałem, ale potem sobie przypomniałem, że aktywiści w oczach pracowników Lasów Państwowych, to nie tylko antyludzcy zieloni naziści, ale również sataniści i brudasy. Każdy by się chyba przestraszył, gdyby zobaczył, że rusza w jego stronę taka horda dzikusów, a co wrażliwsi operatorzy harvesterów mogliby nawet spaść z fotela i coś sobie zrobić.
Dyrektor Tomaszewski zorganizował to spotkanie i wręcza odznaczenia, bo zdaje sobie sprawę: „w jak trudnej sytuacji znalazła się straż leśna i wiedząc o tym, ja nie mogłem się nie spotkać z państwem, aby bardzo gorąco podziękować i przeprosić jednocześnie za to, co musieliście cierpieć, spotykając się z bardzo przykrymi reakcjami ekocentrystów.” Co prawda strażnicy znaleźli się w tym smutnym położeniu z powodu decyzji jego oraz ministra środowiska, ale to wciąż miło, że nie za siebie przeprasza, tylko za ekocentrystów.
Co ciekawe dyrektor Tomaszewski zdaje sobie również sprawę, że jego pracownikom przydałby się również „szkolenia psychologiczne”. Czyżby znęcanie się i wygrażanie protestującym nie było jednak pochwalaną praktyką? Czy chodzi raczej o to, żeby strażnicy leśni potrafili zachować dobry humor podczas tych czynności? Tak czy siak za tę piękną przemowę oraz bohaterskie stawianie czoła „zielonym nazistom” jak nic należy się dyrektorowi premia w wysokości 70 tysięcy, więc nie dziwi mnie, że ją sobie przyznał.
Po Tomaszewskim na Krajowej Naradzie Straży Leśnej wystąpił zastępca Komendanta Głównego Policji nadinspektor Jan Lach, który cieszył się, że Straż Leśna uczy się od policji stosowaniu środków przymusu bezpośredniego. W końcu trzeba wiedzieć, jak robić, żeby bolało, gdyż „ma boleć”, jak skomentował jeden ze Strażników, gdy jego koledzy uderzali głową aktywisty w pień. Wtóruje mu Tadeusz Pasternak, główny inspektor Straży Leśnej: „ta rola Straży Leśnej szczególnie była widoczna przy wspieraniu naszych przyjaciół leśników”. Rzeczywiście trudno było nie zauważyć jak brutalnie strażnicy traktują protestujących. Na szczęście to tylko słuszne środki przymusu bezpośredniego, które policja z powodzeniem stosuje od lat. I tak zresztą strażnicy są bardzo łagodni, bo tylko od czasu do czasu kogoś pobiją, przecież mogliby używać paralizatorów, jak zrobiono to w przypadku Igora Stachowiaka.
czytaj także
Na szczęście strażnicy takich środków przymusu bezpośredniego jeszcze nie stosują. Jak tłumaczył Pasternak: „jesteśmy służbami mundurowymi, które mają obowiązek dbania o bezpieczeństwo i prawo”. No chyba, że to jakieś głupie unijne prawo w rodzaju Natura 2000 albo jakieś idiotyczne orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Obszar chroniony UNESCO, w którym nie wolno prowadzić wycinki? Bez przesady. W końcu wycięto tylko trochę ponad 1344 m3 w drzewostanach stuletnich, w których najstarsze wycięte drzewa miały zaledwie 165 lat (stan na koniec listopada). Ostatecznie jesteśmy w Polsce, więc chyba możemy sobie ścinać drzewa i stawiać luksusowe apartamentowce, gdzie tylko chcemy. W końcu, jak przyznaje inspektor Pasternak, to „ochrona Skarbu Państwa jest naszym priorytetowym działaniem”, a nie jakieś tam dbanie o naturę, czy siedliska. Co prawda do Skarbu Państwa Lasy Państwowe przekazują tylko dwa procent swoich dochodów, więc ktoś mógłby pomyśleć, że chodzi raczej o ochronę majątku przedsiębiorstwa i własnych pensji, ale byłby to niewątpliwie jakiś małostkowy ekobrudas.
Trybunał Sprawiedliwości zakazał wycinki w Puszczy Białowieskiej
czytaj także
Żeby zgromadzeni na sali leśnicy nie mieli wątpliwości, że chodzi nie tylko o ochronę Skarbu Państwa, ale również ich własnych pensji inspektor Pasternak, życzy wszystkim zgromadzonym: „aby ta nasza służba była bardziej zrozumiała społecznie, a przynajmniej przynosiła nam zadowolenie, satysfakcję, także tą finansową”. Chciałbym uspokoić szefa Straży Leśnej, że niesłusznie się martwi, że społeczeństwo was nie rozumie. Doskonale wiemy, że chodzi wam o finansową satysfakcję. Choć nie tylko. Musicie też po prostu pokazać tym antyludzkim brudasom, kto tu rządzi. Złote kordelasy na pewno się do tego przydadzą.