We wczorajszym programie Tomasz Lis na żywo zostaliśmy uraczeni półgodzinną rozmową z matką szesnastolatka, który w wigilię zeszłego roku popełnił samobójstwo. Czy to koniec pewnej epoki? Z pewnością po tym nagraniu nie można dalej nazywać programu Lisa zwykłym programem „publicystycznym”. Osiągnęliśmy nową jakość, zarezerwowaną do tej pory dla brukowców czy telewizji śniadaniowych. Nie mamy już nawet do czynienia z komiczną konfrontacją przeciwstawnych racji, które więcej mają wspólnego z walką w kisielu niż merytoryczną dyskusją. Tym razem zabrakło choćby listka figowego w postaci osoby będącej kontrapunktem dla prezentowanej historii. Przedstawienia warta okazała się tylko jedna strona. Strona tragedii, bo nie racji. Zamiast faktów, otrzymaliśmy emocje. Zamiast publicystki, operę mydlaną.
Zresztą, jaka może być inna strona tragedii matki? Być może należałoby zaprosić księdza, który by ją przekonywał, że taki na pewno był boski plan. Na to jednak producentom nie starczyło odwagi. Tragedia matki jest niepodważalna, więc dyskusja nie ma sensu. A że przy okazji demonizujemy marihuanę, która rzekomo doprowadziła zdolne i wrażliwe dziecko do samobójstwa, no to co z tego? Z pewnością trafienie do więzienia za posiadanie niewielkich ilość narkotyków nikogo nigdy nie doprowadziło do samobójstwa. Z pewnością nie po marihuanie. Więzienie to nie szkoła. Dilerzy pod nim nie stoją. Nie rozdają darmowych działek.
Pomysł, żeby przed dwoma milionami widzów rozważać, co dokładnie chłopiec mówił rodzicom, gdy twierdził, że „jest śmieciem” i „życie nie ma sensu”, a co pisał w esemesach, oraz zachęcać wszystkich do robienia swoim dzieciom testów moczu, bo nigdy nie wiadomo, czy nie zażywają narkotyków, jest tyleż kuriozalny, co niestosowny i szkodliwy. Mimo całego zrozumienia dla tragedii matki i tego, co wyczytała na zagranicznych stronach internetowych, może należałoby jednak tę wiedzę skonfrontować z faktami. Każda śmierć jest tragedią, ale w momencie, gdy tragedię przekuwamy na apele do opinii publicznej, warto zastanowić się nad konsekwencjami. Ludzie popełniają samobójstwa, nie zawsze może im pomóc nawet najlepsza opieka. To nie jest niczyja wina. Szukanie kozła ofiarnego w marihuanie, jest szukaniem kozła ofiarnego właśnie. Czasami pewnych rzeczy po prostu nie można zrozumieć. Inne natomiast można.
Można np. prezentować rzetelną i uczciwą wiedzę na temat działania narkotyków, a nie wzmacniać tabu, które sprawia, że dorośli ludzie nie mają pojęcia o objawach używania trawki. A przecież wystarczyłoby przestać się panicznie bać substancji psychoaktywnych, a ta wiedza stałaby się powszechna. I może pomogłaby uniknąć kolejnej tragedii. Skoro więc Lis nie występuje pod żadną agendą, a jedynie plotkuje o śmierci, to ja chciałbym zaproponować taką oto agendę. Szerzmy wiedzę, a nie zabobony. Uczmy się o świecie, zamiast wymyślać kolejne represje dla jego mieszkańców. Czy wolimy poczekać, aż jakiś nastolatek popełni samobójstwo po badaniach moczu? I dalej po trupach prowadzić debatę? Pozdrawiam. Jaś Kapela na żywo.