Przyjęliśmy głupie i martwe prawo.
Rząd przyjął prawo, zgodnie z którym za używanie zwrotu „polskie obozy koncetracyjne” będzie groziło do trzech lat więzienia. Polskie obozy koncentracyjne, polskie obozy koncentracyjne, polskie obozy koncentracyjne. Na szczęście używanie tej frazy w celach artystycznych lub naukowych będzie dozwolone, więc mogę pisać o polskich obozach koncentracyjnych, ile ma dusza zapragnie, bo w końcu jestem poetą.
Napisałem nawet kiedyś wiersz, w którym pada ta fraza. Pozwolę sobie tutaj zacytować odpowiednie wersy:
„produkujemy tyle smogu i zanieczyszczeń
że co roku w Polsce przedwcześnie umiera
pięćdziesiąt tysięcy osób
a ty ciągle nie chcesz tego nazywać polskim obozem zagłady”.
Co prawda niektórzy uważają, że marny ze mnie artysta, więc może uda się chłopaczkom z Ordo Iuris udowodnić, że mój wiersz to wcale nie wiersz, tylko zwykły, szkalujący Polskę i zupełnie nienaukowy artykuł i jednak trzeba mnie skazać. Pożyjemy, zobaczymy. Tymczasem powiem jeszcze raz: polskie obozy koncentracyjne. I poczekam, czy dobra zmiana mnie do jakiegoś wsadzi.
Podobno chodzi o to, żeby ścigać osoby, które z premedytacją, publiczne i wbrew faktom będą przypisywać Rzeczypospolitej Polskiej lub narodowi polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie. Ale to zwykły ból dupy. MSZ odnotowuje setki użyć tego rodzaju fraz rocznie. Za pieniądze Muzeum Auschwitz-Birkenau powstała nawet aplikacja „Remember” , która ma pomóc w zapobieganiu używania pojęcia „polskie obozy koncentracyjne” lub „polskie obozy zagłady” w 16 językach.
Program, który można zainstalować na swoim komputerze wyszukuje fałszywą frazę, podkreśla ją i podpowiada właściwe sformułowanie. Już widzę jak dziennikarze i inne osoby publiczne z całego świata instalują sobie ten program. Z pewnością przykład da im prezydent Obama, a potem szef FBI.
Oczywiście każdy szanujący się dziennikarz powinien zawsze pamiętać o tym, jak bardzo Polaków boli dupa.
Obawiam się jednak, że trzeba by ich najpierw zamknąć w jakimś polskim obozie zagłady, żeby im wytłumaczyć, jakie to ważne.
Robię sobie podśmiechujki, ale sytuacja jest naprawdę absurdalna. Na stronie Telewizji Narodowej możemy przeczytać artykuł, w którym wyliczone są najbardziej znane przykłady użycia frazy „polskie obozy” i nie ma ani jednego, który by świadczył o tym, że ktoś świadomie i wbrew faktom chciałby przypisać Polakom winę za zbrodnie nazistowskie.
Przyjęliśmy więc głupie i martwe prawo. Bo chyba nie będziemy ścigać (a często najpierw prosić o ekstradycje, bo polskie prawo ma działać na całym świecie) ludzi, którzy się zwyczajnie pomylili?
Zresztą we frazie „polskie obozy koncentracyjne” wcale nie musi być błędu. W zwrocie „polish death camps” może zwyczajnie chodzić o to, że obozy znajdowały się i znajdują na terenach Polski. Jest to określenie geograficzne i jakoś nie wyobrażam sobie, żeby polski sąd wygrał z geografią. Czy następnym krokiem będzie wykopanie resztek po Auschwitz i wywiezienie ich do Niemiec, żeby nikt nie miał już wątpliwości, czyje to były obozy?
Oczywiście wszyscy wiedzą, że polskie obozy koncentracyjne były nazistowskie. Nie licząc oczywiście tych 40% mieszkańców świata, którzy nigdy nie słyszeli o Holocauście. Jednak, jeśli ktoś oglądał Inglourious Basterds, to pewnie nie ma takich wątpliwości. Czyli nie ma ich większość cywilizowanego świata. A my i tak będziemy kultywować nasz ból dupy. Bo Polakuff obrażajom. Tylko, że nie obrażają. Za to my, naród polski, ośmieszamy się tą nowelizacją. Czy naprawdę chcemy być znani na świecie głównie ze swojego bólu dupy?
Sprawa zaczyna się jednak komplikować, gdy przestaniemy mówić o odpowiedzialności, a zaczniemy od współodpowiedzialności. Lubimy się chwalić, że wśród Polaków jest najwięcej sprawiedliwych wśród narodów świata. I jak bardzo pomagaliśmy Żydom. Tylko, że 6620 Polaków w ponad 34 milionowym kraju, to wciąż żenująco mało. Przypomina mi się też historia gimnazjum w Kłodnicy Dolnej, które jako pierwsze w Polsce miało nosić imię Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Andrzej Kołtun, dyrektor szkoły, mówił wtedy „Gazecie Wyborczej”, że imię Sprawiedliwych nie jest wystarczająco dobre dla szkoły: „Nie przyjęłoby się z braku podłoża kulturowego. To znaczy, że ludzie nie są na nie kulturowo przygotowani. Kojarzy im się z obcą narodowością.” Trudno odmówić panu dyrektorowi racji. Pomaganie Żydom było zawsze jakieś dziwne. Było wyjątkiem, a nie regułą. Ludzie w Polsce wciąż nie są kulturowo gotowi, żeby przestać być antysemitami. Nie bez powodu honorowym mieszkańcem miasta Jedwabnego został znany antysemita Jerzy Robert Nowak. Pamiętam też wspomnienia bohaterów powstania w getcie Marka Edelmana i Kazika Ratajzera „Rotema” o tym, jak to Armia Krajowa w ramach wsparcia przekazała im kilka zardzewiałych pistoletów i parę granatów. Tak bardzo hojnie jak tylko hojni potrafimy być, gdy chodzi o pomoc komuś obcemu kulturowo.
Dużo czytam o Holocauście i jestem przekonany, że można mówić o tym, że w pewnym sensie Polacy są współodpowiedzialni za nazistowskie zbrodnie. Szmalcownicy nie są nam obcy kulturowo, podobno wielu polskich kapo dobrze odnajdywało się w obozowym drygu. Osobiście uważam, że narodowość nie ma tutaj znaczenia i w każdy kraju można by znaleźć dobrych kapo. Część polskiej prawicy chciała się zresztą dogadać z Hitlerem (część do dziś żałuję, że to się nie udało, np. Piotr Zychowicz). Niestety narodowcy mieli tego pecha, że byli obcymi kulturowo i rasowo Słowianami. Hitler ich nie potrzebował. Zamiast pomocnych dłoni, zdarzały się wyroki śmierci. Te faux pas, pomimo zbliżonych poglądów, nie przeszkadza i dziś różnym ONRowcom fascynować się postacią wojowniczego Adolfa. Ciągle jest w Polsce społeczne przyzwolenie na antysemityzm, a przed wojną było jeszcze większe. Moglibyśmy znacznie bardziej pomóc Żydom, gdyby nie to, że spora część Polaków uważała, że w sumie dobrze, że Hitler jakoś rozwiązuje tę kwestię. Najlepszymi dowodami Jedwabne, czy pogrom kielecki. Jednak dzięki minister edukacji Annie Zalewskiej wiemy, że to nie Polacy mordowali Żydów, tylko „określone uwarunkowania historyczne i polityczne”. Cieszy to głębokie zrozumienie Marksa u prawicowej bojówkary (pamiętacie jak zerwała czytanie Golgota Picnic w wałbrzyskim teatrze?). Rzeczywiście dojście do władzy Hitlera nie wynikało z jakiegoś szczególnego zepsucia narodu niemieckiego, tylko uwarunkowań historycznych i politycznych. Wśród nich warto wymienić rosnący nacjonalizm i głód przestrzeni życiowej. Jak piszemy z Agatą Czarnacką, nagle zrobiło się za dużo ludzi. Co oczywiście przypomina mi obecną Europę i strach przed uchodźcami.
Na świecie zawsze będą się rodzić Hitlerzy, niektórzy będą fetowani jak Karadžić w Serbii. Potrzebują tylko sprzyjających uwarunkowań.
Czy nowy Hitler narodzi się w Polsce? Pojęcia nie mam, ale na pewno dobra zmiana tworzy ku temu dobre warunki.
Poczytajcie sobie Pawlaka, zwiększenie zamordyzmu będzie wymagało jeszcze więcej zamordyzmu. Sytuacja z tajnymi więzienia CIA pokazuje, że wciąż nie lubimy brać odpowiedzialności za nasze obozy. I udajemy, że ich nie było. Czy tak samo będziemy udawać i odwracać głowę, gdy powstaną polskie, i zupełnie nienazistowskie, obozy koncentracyjne? Zapewne tak, jeśli sprzyjać będą temu warunki. Ludzie z natury są konformistami. Cała nadzieję, że polskie Akademie Sztuk Pięknych są bardziej pojemne od niemieckich przed wojną. I jak Hitlerka nie przyjmą na ASP w Warszawie, to pojedzie studiować do Szczecina, a tam Jastrubczak z Zorką Wollny już mu wytłumaczą, że obozy koncentracyjne nie rozwiążą ostatecznie kwestii uchodźców.
Ps. Polskie obozy koncentracyjne, polskie obozy koncentracyjne, polskie obozy koncentracyjne. Oczywiście, że istniały. Po wojnie trzymaliśmy w nich Niemców. Jak nie chcecie takich więcej mieć, to wprowadźcie do szkoły zajęcia antydyskryminacyjne, a zamiast oddziałów obrony terytorialnej, zachęcajcie młodzież do pomagania uchodźcom i innym potrzebującym. W co oczywiście nie wierzę, dlatego trochę się martwię.
**Dziennik Opinii nr 233/2016 (1433)