Początek wiosny przyniósł ważne zwycięstwa w walce o przyrodę. Ale to nie znaczy, że nie ma już nic do roboty.
Odkąd Jan Szyszko objął urząd ministra środowiska, wydawało się, że nie będzie takiej kwestii, w której myśliwi będą mówić jednym głosem z ekologami. A jednak stał się cud. Szyszko został odwołany ze stanowiska ministra, a niedawne zmiany w prawie łowieckim ocenia podobnie jak aktywiści walczący z myślistwem.
Przypomnijmy: Uchwalone ostatnio zmiany w Prawie łowieckim spełniają wiele postulatów od dawna stawianych przez grupy ekologiczne i obrońców praw zwierząt, jak zakaz udziału dzieci w polowaniach, zwiększenie odległości od zabudowań (teraz ma to być 150 metrów) czy łatwiejsze wyłączanie swojej ziemi z obwodów łowieckich. Wprowadzono też zakaz wykorzystywania żywych zwierząt do tresury psów myśliwskich, polowań zbiorowych, także z użyciem nagonki i psów łowczych oraz nęcenia zwierząt karmą w parkach narodowych i rezerwatach, zniesiono również kary za utrudnianie polowań. Dodatkowo w Senacie przegłosowano poprawkę dotyczącą obowiązku przechodzenia przez myśliwych regularnych badań okulistycznych i psychologicznych.
Nieco mniej martwa natura, czyli co się zmieniło w prawie łowieckim
czytaj także
Temu wszystkiemu sprzeciwiało się oczywiście lobby myśliwskie. Miłośnicy polowań nie chcieliby przechodzić żadnych badań i móc strzelać wszędzie, gdzie tylko najdzie ich ochota. Czasem myląc żonę z dzikiem, jak pewien krakowski deweloper, albo zabijając rowerzystów wracających z wędkowania, czemu teoretycznie nie powinni być przeciwni. Ale może lepiej ustrzelić rowerzystę niż wracać do domu z pustymi rękami.
Jan Szyszko oraz inni myśliwi szczególnie ubolewali, że nie będą mogli na polowania zabierać dzieci. „Poprawka, która jest według mnie szczególnie niebezpieczna, ingeruje bezpośrednio w mój światopogląd i to, jak mam wychowywać moje dzieci. Nie będę mógł zabrać syna czy córki na polowanie, aby im pokazać, w jaki sposób się pozyskuje dobre pożywienie w sposób bardzo humanitarny” – tłumaczył były minister, choć wydawałoby się, że nie tylko jego dzieci, ale również cała Polska mogła zobaczyć, w jaki humanitarny sposób strzelał do bażantów, ledwo co wypuszczonych z klatek.
„Rozpoczął się proces destrukcji polskiego Prawa łowieckiego, a tym samym naszego myślistwa. To oznacza rozpad i paraliż systemu polowań” – stwierdził Szyszko w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”. Wtóruje mu Tomasz Zdrojewski z koalicji „Niech Żyją”: „To początek końca Rzeczpospolitej Myśliwskiej w Polsce. Po raz pierwszy polski parlament sprzeciwił się tak potężnej jak dotąd Polskiej Partii Myśliwych”. Gdy członkowie koalicji „Niech Żyją” zgadzają się z naczelnym polskim łowczym Janem Szyszką, niewątpliwie dzieje się coś ważnego. A jest to dobra zmiana w polskim łowiectwie.
Gdy członkowie koalicji „Niech Żyją” zgadzają się z naczelnym polskim łowczym Janem Szyszką, niewątpliwie dzieje się coś ważnego.
Jakby tego było mało, Lasy Państwowe zdecydowały się na wprowadzenie zakazu komercyjnego odstrzału żubrów. Pewnie nie tylko mnie dziwiło, że w niektórych restauracjach w menu widnieją dania z żubra, który jest przecież gatunkiem ściśle chronionym. Było to możliwe dzięki temu, że rokrocznie Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wydawała zgodę na kontrolowany odstrzał tych zwierząt, a część mięsa trafiała do firm handlujących dziczyzną – co swoją drogą jest nielegalne. Teoretycznie zabijane miały być zwierzęta chore, stare lub agresywne – o ile nie było żadnego rozwiązania alternatywnego – ale argumentem było też, że zwierząt jest po prostu za dużo i część trzeba odstrzelić.
W dokumentach Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska stwierdzano, że liczebność żubrów przekroczyła „pojemność środowiska”. Jednak inny pogląd na ten temat mieli naukowcy. „Motywowanie odstrzału rzekomą troską o pojemność środowiska jest pozbawione naukowych podstaw” – tłumaczył dr hab. Rafał Kowalczyk. „Trudno mówić o konieczności regulacji liczebności w przypadku gatunku mniej licznego niż nosorożec czarny” – mówiła na naszych łamach Magda Gołębiewska, która opracowała raport Greenpeace Polowanie – ochrona żubra po polsku. Raport zalecał m.in., by zamiast odstrzału „nadliczbowych” osobników tworzyć nowe wolne stada w Polsce na obszarach zapewniających optymalne warunki dla żubrów. Z tą rekomendacją zgodziliby się pewnie liczni turyści, którzy chętnie zobaczyliby żubra na wolności, ale często zmuszeni są w tym celu udać się do Pokazowego Parku Żubrów pod Białowieżą. Jednak zobaczenie żubra na swobodzie to zupełnie inna przyjemność niż patrzenie na niego przez płot rezerwatu.
czytaj także
Możliwość ustrzelenia żubra, którą oferowały nadleśnictwa Borki i Krynki, cieszyła oczywiście myśliwych, którzy w tym celu przyjeżdżali nawet z zagranicy. Za możliwość zabicia tego pięknego zwierzęcia trzeba było zapłacić od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych, a jednak chętnych na zdobycie wyjątkowego trofeum nie brakowało. Choć trudno mi to zrozumieć, to jednak wyobrażam sobie, że czym potężniejsze zwierzę, tym większa przyjemność z jego zabicia. Jednak Andrzej Konieczny, dyrektor generalny Lasów Państwowych, który przejął to stanowisko po niesławnym kuzynie Kaczyńskiego Konradzie Tomaszewskim przyznaje: „Sprzedaż odstrzałów myśliwym nie miała nic wspólnego z polowaniem”. Rzeczywiście przyzwyczajone do obecności człowieka żubry nie spodziewają się, że ktoś będzie do nich strzelał i pozwalają się podejść. W efekcie polowanie zmienia się w egzekucję. Na szczęście na skutek sprzeciwu społecznego Lasy Państwowe zdecydowały się wreszcie skończyć z tą barbarzyńską praktyką.
Niestety wciąż nie wszystko udało się zmienić. Legalne pozostały inne krytykowane przez ekologów przepisy, w tym możliwość strzelania szkodliwą dla środowiska ołowianą amunicją. Trudno zrozumieć dlaczego zgadzamy się na celowe szkodzenie środowisku i naszemu zdrowiu, skoro szkodliwość ołowiu jest dobrze znana (podejrzewa się nawet, że ołowiane rury były jedną z przyczyn upadku starożytnego Rzymu). Ołów jest niebezpieczny nie tylko dla zjadających śrut ptaków czy ryb, które zatrute konają przez wiele dni, tygodni, a nawet miesięcy, ale również oczywiście dla spożywających je potem ludzi. W wielu krajach, gdzie lobby myśliwskie jest bardzo silne, zakazano użycia tego rodzaju amunicji, jednak nasi myśliwi argumentują, że innego rodzaju kulami trudniej się strzela i musieliby wymienić broń. Oczywiście łatwiej jest zatruwać środowisko.
Podobno myślistwo ma się w Polsce już tak kiepsko, że myśliwi z zagranicy zapraszają polskich fanów zabijania zwierząt do siebie. Oczywiście jest to jakieś rozwiązanie, ale wolałbym raczej, żeby polskim towarem eksportowym był aktywizm, a nie myślistwo. To zresztą trochę już się dzieje, jak pokazuje przykład Otwartych Klatek.
Tymczasem na polskich aktywistów czekają następne wyzwania. Kolejne zwycięstwa Obrońców Puszczy, którego rację zapewne potwierdzi wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, każą wierzyć, że naprawdę cała Puszcza Białowieska może stać się parkiem narodowym. Na razie trzeba jeszcze walczyć, by nie zamieniła się w pole uprawne, sprzeciwiając się sztucznym nasadzeniom.
Niestety tymczasem został wydany wyrok na Puszczę Karpacką. Minister Środowiska zignorował głos 130 tysięcy osób opowiadających się za utworzeniem Turnickiego Parku Narodowego i podpisał Plan Urządzenia Lasu dla Nadleśnictwa Bircza. Jak podaje WWF Polska, zakłada on wycięcie ok. 1,5 mln metrów sześciennych karpackiego lasu – to 36 tysięcy ciężarówek ściętych drzew, w tym o wymiarach pomnikowych. Może czas na następny Obóz dla Puszczy?
czytaj także
Inną ważną kwestią jest walka o zaprzestanie polowania na ptaki. O ile zabijanie dużych zwierząt można teoretycznie (choć bałamutnie) uzasadniać regulacją populacji, to dla zabijania ptaków nie ma innego uzasadnienia niż przyjemność myśliwych. Czerpanie przyjemności z zabijania to oczywiście specyficzna forma rozrywki dostępna wyłącznie wybranym, tymczasem nie trzeba mieć strzelby ani instynktu mordercy, żeby cieszyć się z obecności ptaków. Co zresztą robi coraz większa rzesza Polaków, którzy zamiast z bronią wolą się wybrać do lasu z aparatem fotograficznym. Ptaki to piękne i mądre zwierzęta, posiadające złożone życie społeczne i emocjonalne, więc nic dziwnego, że ich obserwowanie może stanowić znacznie lepszy sport niż ich zabijanie.
Turystyka przyrodnicza może być dobrym kierunkiem rozwoju dla naszego pięknego kraju, do którego już dziś więcej ludzi przyjeżdża obserwować ptaki niż strzelać do zwierząt, więc powinniśmy dbać, żeby mieli co podziwiać. Tymczasem pozwalamy, aby w majestacie prawa ginęło w Polsce w straszny sposób ponad pół miliona ptaków rocznie. Jeśli nie podoba wam się to tak samo jak mnie, to zachęcam do wspierania koalicji „Niech żyją”. Naprawdę wszystkim to wyjdzie na dobre. Ja powiada Zenon Kruczyński: „Niech żyją ptaki i niech ożywa ludzka wrażliwość”.
Zenon Kruczyński: Za zło czynione przyrodzie przyjdzie w końcu zapłacić