Chciałbym zapytać parę osób: jak się czujecie z ubojem rytualnym zaproponowanym wam w pakiecie z Panem Romanem?
Jeśli chce się być religijnym tradycjonalistą, na przykład żydowskim, dostaje się dzisiaj w pakiecie ubój rytualny i Romana Giertycha. Po sukcesach (raczej PR-owych niż adwokackich), jakie Pan Roman odniósł, reprezentując liderów największej polskiej partii liberalnej i ich rodziny (może przynajmniej Agnieszka Kozłowska-Rajewicz nie skorzysta z jego usług, może przynajmniej Bartłomiej Sienkiewicz…), Europejski Związek Żydów uczynił go swoim pełnomocnikiem w walce o przywrócenie w Polsce uboju rytualnego.
W wymiarze biznesowym, a nie religijnym, bo wymiarze religijnym tego pełnomocnictwa podjął się bezpłatnie Michał Boni, proponując sprawdzenie, czy obowiązujące regulacje prawne dotyczące wyznawców judaizmu w Polsce już dziś na ubój rytualny (konkretnie na ich potrzeby) nie zezwalają, ewentualnie w jaki sposób te regulacje można by szybko dostosować (fakt, że warto było tę minimalną pracę wykonać przed głosowaniem nad ustawą w Sejmie, a nie dopiero po).
Chciałbym jednak przy tej okazji publicznie zapytać parę osób, których nie chcę ani prowokować, ani urazić, więc nie wymienię nawet ich nazwisk, a których wystąpienia w obronie ustawy zezwalającej na ubój rytualny oglądałem, słuchałem, czytałem: jak się czujecie z ubojem rytualnym zaproponowanym wam w pakiecie z Panem Romanem? Z człowiekiem, który co prawda nie oduczył Młodzieży Wszechpolskiej staromodnego antysemityzmu (patrz rajdy myślenickie organizowane przez tę radykalną endecką kadrówkę, dostarczającą ministrów do rządów Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego), ale za to nauczył ich bardzo nowoczesnego PR-u?
Mnie się wydaje, że sojusz z nacjonalizmem, nawet, a może szczególnie, tak skutecznie „zmodernizowanym” jak nacjonalizm Romana Giertycha, jest sojuszem ryzykownym. Tak jak Le Pen jeżdżący do Izraela, żeby spotykać się tam z najbardziej skrajnymi tradycjonalistycznymi i nacjonalistycznymi rabinami, a później uzbrojony w to alibi i obrzucający wyzwiskami diasporę żydowską we Francji, podobnie nacjonaliści polscy chcą mieć ten sojusz z nacjonalistami i tradycjonalistami żydowskimi wyłącznie po to, aby później mieć absolutne alibi do atakowania żydowskiej diaspory w Polsce. Za jej liberalizm, czasami za jej świeckość, za jej asymilację, za jej „obcość” (te dwa ostatnie zarzuty wykluczają się może w porządku logicznym, ale endecki nacjonalizm zawsze używa ich łącznie).
Tak robią nacjonaliści we Francji, tak robią w Polsce, tak robią na Węgrzech, tak robią wszędzie. Czemu im w tym pomagać?
Spór o Romana Giertycha w pakiecie z ubojem rytualnym nie jest sporem pomiędzy Polakami a Żydami. To jest spór o kształt tożsamości żydowskiej i polskiej. To także nie jest spór z religią, ale spór o kształt religii i formułę jej obecności we współczesnym świecie.
Sam Roman Giertych traktuje swoją „pomoc żydom” jako element pakietu z walką o całkowity zakaz aborcji. Zadeklarował to w mediach w tym samym momencie, kiedy chwalił się swoim nowym klientem, Europejskim Związkiem Żydów. Giertych jest wierny dzisiejszej biopolitycznej doktrynie Kościoła katolickiego. To znaczy konsekwentnie antyliberalnej ideologii udającej humanizm, udającej wrażliwość na los embrionów padających ofiarą „późnej aborcji”, ale w istocie nieinteresującej się nawet losem paromiesięcznych embrionów, gdyż sięgającej – bez żadnego zróżnicowania – od żądania całkowitego zakazu środków antykoncepcyjnych, poprzez zakaz środków wczesnoporonnych, aż po zakaz „późnej aborcji”, bez wyjątków w rodzaju ciąży z gwałtu lub ciąży zagrażającej życiu matki. Poseł Jacek Żalek domagający się „klauzuli sumienia” dla polskich aptekarzy, żeby mogli odmówić sprzedaży legalnych środków antykoncepcyjnych w placówkach funkcjonujących na licencji państwa (co w połączeniu z „oddolnymi” naciskami Kościoła doprowadziłoby do faktycznej delegalizacji środków antykoncepcyjnych w Polsce), jest dziś współpracownikiem nie tylko Gowina, ale także Giertycha, w jego think tanku.
Dzisiaj katolik, nawet ten najbardziej wrażliwy etycznie, ale bezradny wobec oficjalnie przez Kościół przyjętej doktryny biopolitycznej, nie bardzo ma prawo wyrzucać tradycjonalistyczny żydom ubój rytualny zwierząt, kiedy jego Kościół akceptuje ubój rytualny kobiet. Kiedy gwałtownie przeciwstawia się liberalizacji ustawy aborcyjnej w Irlandii, gdzie po kolejnej śmierci kobiety, której odmówiono aborcji, mimo że ciąża zagrażała jej życiu, dopuszczono legalną aborcję przynajmniej w wypadku zagrożenia życia kobiet. Kiedy w Polsce domaga się wykluczenia wszystkich wyjątków z obowiązującej ustawy antyaborcyjnej. A gdy dowiedzieliśmy się z badań CBOS-u (przypominam, CBOS-em nie kieruje Palikot czy Rozenek, ale prof. Mirosława Grabowska, zwolenniczka obowiązującej ustawy antyaborcyjnej) o piekle kobiet, czyli o setkach tysięcy aborcji dokonywanych „nielegalnie”, także poza lekarskimi gabinetami, co w oczywisty sposób jest zagrożeniem zdrowia i życia kobiet, wówczas naprawdę reprezentatywni przedstawiciele polskiego Kościoła, a więc wielu hierarchów i Tomasz Terlikowski, potwierdzili płomiennymi słowy, że w prowadzonej przez nich ideologicznej walce zdrowie i życie kobiet w ogóle ich nie interesuje.
Zatem powtórzę jeszcze raz: jako ludzie, którzy niestety akceptują rytualny ubój kobiet będący oficjalną pozycją ich Kościoła, katolicy nie bardzo są w prawie, żeby wyrzucać żydowskim tradycjonalistom akceptowanie uboju rytualnego zwierząt.
Nad Polską, Europą i światem unosi się dziś widmo „zemsty Boga”. Walka, która się toczy, nie jest walką przeciwko religii, ale walką o jej kształt prowadzoną w jej wnętrzu. Ja także czasem w tej walce próbuję uczestniczyć. Dlaczego zatem toleruję Janusza Palikota z jego pokazowym antyklerykalizmem? Podczas gdy np. uczestniczący w tej samej walce (o kształt religii, przeciwko zredukowaniu jej do „zemsty Boga”) Bartłomiej Sienkiewicz nazwał przyszły elektorat Palikota „wielkomiejską tłuszczą” (po manifestacjach przeciwko smoleńskim obrzędom na Krakowskim Przedmieściu)?
A co będzie, jeśli walkę o kształt religii (żeby nie stała się wyłącznie „zemstą Boga”) przegramy? Ja swoją walkę o kształt religii przegrywam codziennie, może dlatego, że moją jedyną bronią są te idiosynkratyczne felietony. Ale przecież także dużo ode mnie silniejszy Bartłomiej Sienkiewicz, a także dużo ode mnie silniejsze środowisko „Tygodnika Powszechnego” tę walkę jednoznacznie przegrywają. Ostatnio przegrał swoją walkę ks. Lemański, mimo że stawał do niej z ogromnym poczuciem odpowiedzialności za Kościół, a może właśnie dlatego.
Nie chcę, żeby zwolennicy świeckości, ateiści, agnostycy, członkowie mniejszości w Polsce byli zakładnikami wyniku tej naszej walki. A tylko silne i efektywnie działające świeckie państwo może przed tym obronić ich wolności, ich prawa. Dlatego antyklerykalizm Palikota nigdy nie będzie dla mnie „głupi”, nigdy nie będzie dla mnie przeciwnikiem (nawet jeśli jego udział w mobilizacji wyznawców „zemsty Boga” jest znaczny, ale oni mobilizowali się też po Smoleńsku, kiedy antyklerykalnej partii Palikota jeszcze nie było, a ja nie chcę, żeby zwolennicy świeckości w Polsce żyli tylko z ich łaski). Dlatego będę kibicował wszystkiemu, co jest w dzisiejszej Polsce sojusznikiem świeckości. A więc Ruchowi Palikota, SLD, pewnym elementom PO skupionym dzisiaj raczej wokół premiera, a nie wokół niektórych baronów Platformy uważających, że Warszawa warta jest mszy, choćby czarnej. Będę także zawsze kibicował temu wszystkiemu, co jest sojusznikiem świeckiego państwa poza obszarem dzisiejszej polskiej polityki parlamentarnej, czyli środowiskom feministycznym, kobiecym, Partii Zielonych.
I będę wył i biadał, że nawet wszystkie te siły razem wzięte są w dzisiejszej Polsce aż tak bardzo słabe wobec narastającej siły „zemsty Boga”.
Czytaj także:
Kinga Dunin: To nie antysemityzm, to spór etyczny
Piotr Pacewicz: Ubój rytualny rozumu
Michael Schudrich: Nie licytujmy się, jaki sposób zabijania jest najlepszy
Ewa Łętowska: Spór religijny to wygodna etykieta