Cezary Michalski

Moja polityka historyczna

Nie ma nic złego w ostrożnym pielęgnowaniu historycznej pamięci. Przeciwnie, historia jest prawdopodobnie jedynym wiarygodnym źródłem naszej wiedzy o sobie samych. Innego nie mamy.

Rekonstrukcja rzezi wołyńskiej miałaby sens tylko wówczas, gdyby organizowała ją partia „Swoboda”, gdyby organizowali ją Ukraińcy do Ukraińców ją adresując. Organizowana przez Polaków i adresowana do Polaków nie ma żadnego sensu moralnego. Moralnie jest złem, zło utrwala, umacnia w złu naród będący podmiotem i przedmiotem takiej „polityki historycznej”. Politycznie też nie ma sensu, bo celem polityki jest wyjście z politycznego stanu natury, celem polityki jest pokój. Polityka historyczna, która każe nam wspominać wyłącznie momenty, kiedy byliśmy ofiarami, a nie te, kiedy byliśmy katami, nie wyprowadza nas z politycznego stanu natury ani nie prowadzi do pokoju.

Nie ma nic złego w ostrożnym pielęgnowaniu historycznej pamięci. Przeciwnie, historia jest prawdopodobnie jedynym wiarygodnym źródłem naszej wiedzy o sobie samych. Innego nie mamy. Lustereczko naszej aktualnej introspekcji zawsze nas okłamie. Pokaże nam tylko nasze dobre intencje. I złe intencje naszych wrogów. Dokładnie tak jak rekonstrukcja historyczna rzezi wołyńskiej przygotowana przez Polaków dla Polaków.

Rekonstrukcja historyczna zorganizowana przez Polaków dla Polaków miałaby sens. Ale wyłącznie wówczas, gdyby była rekonstrukcją akcji „Wisła” albo rekonstrukcją pogromu w Jedwabnem. Albo rekonstrukcją pacyfikacji dokonywanych na Ukrainie Zachodniej w czasie II RP, które potępiał Józef Mackiewicz, ale które nie są żadnym problemem dla dzisiejszych polskich prawicowców wycierających sobie gęby jego nazwiskiem, choć nie mających najmniejszego prawa, żeby to robić.

Z kolei jedyne rekonstrukcje historyczne, jakie miałyby sens w wykonaniu Niemców to rekonstrukcja historyczna likwidacji getta w Ponarach, rekonstrukcja historyczna Oświęcimia, rekonstrukcja historyczna Treblinki. Natomiast dzień, w którym Niemcy urządzą na Bałtyku rekonstrukcję historyczną zatopienia Wilhelma Gustloffa z udziałem własnej floty wojennej, będzie dniem końca pokoju w Europie.

Rosjanie powinni urządzić rekonstrukcję historyczną Katynia i rekonstrukcje historyczne masakr dokonywanych na cywilnych Niemcach przez Armię Czerwoną. Niemcy rekonstrukcji historycznej masakr dokonywanych na własnej ludności cywilnej przez Armię Czerwoną nie mają prawa urządzać.

Żydzi – którzy nie są narodem ani lepszym, ani gorszym od innych – nie powinni organizować rekonstrukcji historycznych, w których sami występują wyłącznie w roli ofiar. Powinni urządzać rekonstrukcję historyczną operacji „Płynny ołów” albo masakry w obozach uchodźców Szatila i Sabra (dokonanych z ich przyzwoleniem i pod ich militarną kontrolą). Są szczęśliwie tacy Żydzi, którzy to rozumieją. Tak samo jak są tacy Polacy, tacy Ukraińcy, o jakich tu marzę. Zawsze jest ich za mało. Palestyńczycy nie powinni organizować rekonstrukcji historycznych, w których byliby ofiarami, ale rekonstrukcję historyczną zamachu na żydowskich sportowców na olimpiadzie w Monachium albo rekonstrukcję historyczną własnych bratobójczych maskar pomiędzy Hamasem i OWP. Jordańczycy powinni urządzać rekonstrukcję historyczną masakry dokonanej przez siebie na Palestyńczykach.

Amerykanie powinni organizować rekonstrukcje historyczne bombardowań dywanowych Wietnamu, a także wycofania się z Wietnamu Południowego i pozostawienia sojuszników zmasakrowanych później przez Wietkong (wymagania wobec jedynego światowego supermocarstwa powinny być większe, nawet jeśli będą nieco sprzeczne, ale Amerykanie wkroczyli do Indochin, powojowali, pomasakrowali, od tamtejszych swoich sojuszników żądając to demokracji, to skuteczności (w Indochinach były to wówczas rzeczy nie do pogodzenia), po czym pozostawili ich na łaskę silniejszego wroga. Zatem dziś Amerykanie powinni organizować rekonstrukcje historyczne, żeby ustrzec się takich błędów. I urządzają je od czasu do czasu w swojej kulturze popularnej.

Chrześcijanie powinni urządzać rekonstrukcje historyczne zbrodni, których dokonywali na muzułmanach i żydach, a nie zbrodni, których sami byli ofiarami. Podobne rekonstrukcje historyczne powinni urządzać wyznawcy islamu i judaizmu. Dopóki tak się nie dzieje, wyznawcy wszystkich trzech monoteizmów są bluźniercami, depczą etyczny sens swoich trzech religii.

Oczywiście nie ma prawie polityków, którzy taką „politykę historyczną” ośmieliliby się praktykować (prawie nie ma też takich biskupów, rabinów i mułłów). Im bardziej zdziczałe narody i religie, tym mniej takich polityków i takich kapłanów. I właśnie dlatego moja logiczna moralistyka nie ma dzisiaj sensu. Żadna siła za nią nie stoi, a gdyby jakiś polityk próbował się do niej stosować, sam pozbawiłby się siły. Dlatego większość liderów (politycznych, „duchowych”), którzy chcą się utrzymać na czele swoich narodów czy swoich religii opowiada swoim ziomkom czy współwyznawcom wyłącznie o przypadkach, kiedy byli ofiarami, a nie kiedy byli katami. Wyjątki istnieją, ale do tej pory są to właśnie wyjątki potwierdzające regułę. 

Skoro jednak próbuję przeciwstawić się regule, muszę zastanowić się nad samym sobą. Czemu tak konsekwentnie potępiam naturalną przemoc (także naturalną przemoc „polityki historycznej”)? Nie jestem przecież fanatykiem żadnej wiary, nie jestem nawet dobrym człowiekiem. Może czynię tak tylko dlatego, że sam czuję się słaby, dziś nawet słabszy, niż kiedykolwiek wcześniej w moim życiu? Każdego moralistę warto zapytać, czy jest słaby dlatego, że konsekwentnie potępia naturalną przemoc, czy może konsekwentnie potępia naturalną przemoc tylko dlatego, że sam jest słaby?

Tak, wolałbym być dzisiaj silny, mieć za sobą dziesięć kolejnych tryumfów zamiast dziesięciu  porażek. I z pozycji siły tak samo konsekwentnie jak dziś z pozycji słabości głosić konieczność wyrzeczenia się naturalnej przemocy. Niestety, nie dysponuję argumentem siły. Jestem nieskończenie słaby, wobec czego moja krytyka naturalnej przemocy może (a może nawet musi?) być przez was poczytana za zwyczajną stronniczość. To jeszcze nie jest imperatyw kategoryczny. I może nigdy nie będzie. Nie macie żadnego powodu, żeby mi wierzyć.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij